Później jego duch Później jego duch
Opowieści

Później jego duch

Sarah Hall
Czyta się 20 minut

Albowiem po apokalipsie nadal obchodzi się Boże Narodzenie i będzie się je obchodzić aż do końca. Opowiadanie wybitnej brytyjskiej pisarki.

Kiedy się obudził, wiatr wiał ze wschodu. Okna po tej stronie domu uderzały i klekotały we framugach, choć były zabite deskami, a da­szek z blachy falistej nad kurnikiem chrząkał i skrzypiał, jakby miał zaraz wyrwać się z mocowań i odlecieć. Ten huk wdarł się w jego sen niczym ludzki głos. Dwudziesty trzeci grudnia. Pochmurny poranek, a może jeszcze była noc, zegar stanął. Leżał nieruchomo pod kocami, stopy w butach miał zmarznięte, pierś obolałą od wdychania nieogrzewanego powietrza. Ogień zgasł, drewno spalało się zbyt szybko przy takim ciągu w kominie. Trudno było utrzymać płomień przez całą noc. Węgiel był lepszy, palił się dłużej, ale trudno go było znaleźć, no i nosić, z powodu ciężaru.

Naciągnął koc na twarz. „Wstawaj” – pomyślał. Jeśli nie wstanie, to będzie początek końca. Ludzie, którzy zostawali w domu, wpadali w kłopoty. Nikt im nie pomagał. Po części to rozumiał – kto chciałby umrzeć na dworze, rzucany jak jakiś śmieć, kiedy wiatr pozbawia cię ubrania i leżysz na ziemi, a kurz robi wydmę z twojego ciała? Lepiej wczołgać się do jakiejś zacisznej kryjówki. Rozumiał to.

Coś zagruchotało głośno wzdłuż dachu, przeleciało przez dachówki i zostało porwane. Gdzieś wysoko roz­legło się głośne wycie, niemal oceaniczne, jakby niebo nie miało sił i pękało.

To, co prąd zatokowy dotąd trzymał w ryzach, teraz pchało się i smagało wszystko wokół. Wiedział, że ludzie stworzyli kiedyś bogów przestworzy, złe duchy powietrza albo szczytów gór. Czasami w to wierzył – bezsensownie wrzeszczał w komin albo prosto w twarz wiatru słabym, stłumionym głosem. Ale nieczęsto, bo to właściwie nie pomagało, a łat­wiej można było oberwać.

Kiedy wiatr nadchodził ze wschodu, znikało wiele tych dachów, które jeszcze zostały, a ściany mogły się przewrócić – kolejny powód, by jednak nie siedzieć w domu, trzeba było uważać, czy się nie zawali. Ale ten budynek jest porządny – przetrwał.

Obrócił się na bok i drżał, czując zimno na karku. Kanapa, na której leżał, wydawała się nieustannie wilgotna. Ozdobna poduszka śmierdziała mokrą zaprawą. Zwykle nie sypiał w tym pokoju, ale u niego była teraz Helene. Wolałby, żeby spali razem, byłoby cieplej.

Kolejny przedmiot walnął w dom, rozpadł się o wimpergę i odleciał w klekoczących kawałkach. Nie pamiętał ostatniego spokojnego dnia, kiedy drzewa stały prosto i spokojnie. Bezruch i cisza wydawały się bajką z dzieciństwa, jak sierpniowe żniwa albo Święty Mikołaj. Minionej nocy spał niespokojnie, miał przykre sny – wojny, spłoszone zwierzęta i Craig, zawsze Craig. Po takiej nocy trudno się zebrać.

„Wstawaj” – pomyślał. A później, bo dziś było już zbyt trudno, pomyś­lał: „Bizon”. Wyobraził sobie bizona. Ogromnego,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Miłość bliźniego? Obłęd! Miłość bliźniego? Obłęd!
i
"Chrystus dźwigający krzyż", 1510–1516 lub 1535 r., Hieronymus Bosch lub jego naśladowca, Museum voor Schone Kunsten w Gandawie; zdjęcie: domena publiczna
Rozmaitości

Miłość bliźniego? Obłęd!

Grzegorz Uzdański

Sauron, dawny władca Mordoru, udzielił nam ekskluzywnego wywiadu, w którym wyznał, co sądzi o naukach Jezusa.

Sauron zaciąga się głęboko papierosem. W jesiennym słońcu wygląda na zmęczonego i postarzałego. Kiedy pożółkłymi od tytoniu palcami ujmuje niedopałek i bezwiednie poprawia rozciągnięty sweter, trudno uwierzyć, że kiedyś siał postrach w Śródziemiu. „Mam to dawno za sobą” – kwituje pytanie o przeszłość.

Czytaj dalej