Ceniona szwedzka dziennikarka naukowa, Karin Bojs, napisała książkę niezwykłą. Posługując się badaniami DNA, autorka publikacji „Moja europejska rodzina. Pierwsze 54 000 lat” z naukową precyzją rekonstruuje dzieje bytowania homo sapiens na terenie Europy.
Karin Bojs była gościem Big Book Festival. Wcześniej jednak zdążyła opowiedzieć między innymi, skąd w naszym DNA wzięły się neandertalskie geny, jaką rolę odegrało piwo w rozwoju rolnictwa i jak smakował jej miód pitny w kawiarni w pobliżu krakowskich Sukiennic.
Malwina Wapińska-Piotrowicz: Na wstępie książki „Moja europejska rodzina. Pierwsze 54 000 lat” opisuje pani spotkanie ciemnoskórej kobiety z dziwnym mężczyzną. Był mocniejszej budowy niż jej pobratymcy, miał jaśniejszą skórę, proste włosy i obcy zapach. Do spotkania doszło na Bliskim Wschodzie w okolicach Jeziora Tyberiadzkiego. Najprawdopodobniej zakończyło się gwałtem, w wyniku którego urodziło się dziecko…
Karin Bojs: W książce nazywam to dziecko małym trollem. Jest naszym przodkiem – moim i pani. Nie mamy stuprocentowej pewności, czy przelotne spotkanie neandertalczyka z kobietą anatomicznie współczesną było gwałtem. Ale wiadomo, że wszyscy Europejczycy mają geny dziecka, które przyszło na świat w wyniku ich stosunku seksualnego.
Wiemy też, że około dwustu tysięcy lat temu w Afryce żyła pramatka wszystkich ludzi. Nazwano ją mitochondrialną Ewą ze względu na badania DNA, zawartego w części ludzkich komórek zwanych mitochondriami.
To prawda, ale ja w swojej książce skupiam się na przodkach, którzy z Bliskiego Wschodu przybyli do Europy znacznie później. Niezbite dowody na to, że Homo neanderthalensis i Homo sapiens krzyżowały się ze sobą dokonał Svante Pääbo, wybitnie ceniony badacz, specjalizujący się w genetyce ewolucyjnej, kierownik Instytutu Maxa Plancka w Lipsku. Nawet on był zaskoczony swoim odkryciem.
Pisze pani, że do najczęstszych kontaktów seksualnych pomiędzy neandertalczykami a ludźmi anatomicznie współczesnymi dochodziło właśnie na terenie Bliskiego Wschodu. Jaki panował tam wówczas klimat?
Niewiele różnił się od obecnego. Było nieco chłodniej i trochę bardziej sucho. W Afryce, z której ludzie współcześni wędrowali na północ przez tysiące lat, klimat był bardzo suchy. Na Bliskim Wschodzie panowały znacznie przyjaźniejsze warunki. Padały deszcze, było wiele zwierząt, na które można było polować. Tam dużo łatwiej można było przeżyć. Problemem okazali się neandertalczycy, którzy stanowili dla nas konkurencję.
Oni już od setek tysięcy lat zaludniali Europę. Przystosowali się do chłodów i nieprzyjaznych warunków, które panowały w epoce lodowcowej. A co nas zmotywowało do wędrówki w kierunku nieprzyjaznej klimatycznie Europy?
Tego nie wiem, ale być może kierowała nami po prostu ciekawość.
Co na podstawie badań DNA i wiedzy archeologów możemy powiedzieć o neandertalczykach? Mieli jakieś rytuały? Tworzyli jakąś prymitywną sztukę?
Tak, choć ich sztuka nie mogła równać się z naszą. Używali na przykład czerwonych pigmentów. Nowe odkrycia dowodzą, że tworzyli proste dekoracje. Ale nie ma żadnych dowodów na to, że potrafili tworzyć sztukę figuratywną. Malunki naskalne to pozostałość po ludziach anatomicznie współczesnych. Byli wśród nich naprawdę wybitni artyści. Nie ma też śladów, sugerujących, że neandertalczycy tworzyli muzykę. My zaś bardzo wcześnie zaczęliśmy grać na instrumentach. Konkretnie na fletach, wykonanych z kości mamucich. Nie wiemy oczywiście, jak brzmiały pierwsze melodie, ale po kształcie fletów i rozmieszczeniu w nich otworów możemy wiedzieć, jaki miały dźwięk.
Na podstawie badań kopalnych szkieletów wiemy, że człowiek neandertalski cechował się wyjątkową siłą, doskonałym wzrokiem i ogromną odpornością na chłodny klimat. Neandertalczycy nie byli też wcale głupi. Tak naprawdę mieli większe mózgi od naszych. Tyle, że u neandertalczyków i ludzi współczesnych inaczej wyewoluowały konkretne partie mózgu. Jaka była nasza główna przewaga nad homo neanderthalensis?
W starciu jeden na jednego neandertalczycy rzeczywiście byli silniejsi, ale sytuacja zmieniała się, kiedy dochodziło do starć grup. Poza umiejętnością tworzenia sztuki mieliśmy jeszcze jedną przewagę. Byliśmy lepsi we współdziałaniu. Mieliśmy lepszą taktykę, kiedy w walce spotykały się dwie grupy.
O co ze sobą walczyliśmy?
Co do tego nie ma pewności, ale najprawdopodobniej o zasoby. W każdym razie nauka dowodzi, że niezależnie od miejsca, do którego przybywali homo sapiens – czy był to Bliski Wschód, Europa czy Azja, z chwilą naszego pojawienia się neandertalczycy znikali. Ten sam scenariusz powtarzał się wszędzie. Czasem docieraliśmy w miejsca, gdzie ludzi neandertalskich już nie było. Czasem ginęli natychmiast po naszym przybyciu. Zdarzało się, że homo neanderthalensis i homo sapiens koegzystowali przez jakiś czas, ale trwało to najwyżej dwa tysiące lat.
Jest kilka teorii dotyczących tego, dlaczego w neandertalczycy wyginęli. Pierwsza: że po prostu się wymieszaliśmy. Druga: że ludzie neandertalscy nie przeżyli zmian klimatycznych, a my dzięki wynalazkowi igły z kości mamuciej i nici potrafiliśmy szyć ubrania, które skuteczniej chroniły nas przed mrozem. Trzecia teoria głosi zaś, że ich po prostu powybijaliśmy. Która z hipotez wydaje się pani najbardziej prawdopodobna?
Pewne jest, że się krzyżowaliśmy, ale nie do tego stopnia, żeby granice między dwoma gatunkami się zatarły. Nie bardzo też wierzę, że przyczyną wymarcia neandertalczyków był klimat. Bądź co bądź, przez pięćset tysięcy lat przetrwali kilka zlodowaceń. Najbardziej prawdopodobne jest więc, że ich pokonaliśmy. Pozabijaliśmy ich, choć może różnie wyglądało to różnych miejscach. To nasuwa etyczne pytanie: czy unicestwiając inny gatunek człowieka dopuściliśmy się ludobójstwa?
Ile minęło czasu zanim ludziom współczesnym przybyłym z Afryki na terenie Europy zaczęła jaśnieć skóra?
Przynajmniej dziesięć tysięcy lat temu pojawili się homo sapiens z niebieskimi oczami, chociaż ich skóra nadal pozostawała ciemna. Kolor skóry ludzi w Europie zaczął blednąć znacznie później. Stopniowy zanik pigmentu wynikał z potrzeby przyswajania witaminy D. Ludzie o ciemnej cerze cierpią na jej niedobór w miejscach, gdzie jest mało słońca. Potomkowie łowców z epoki kamienia, którzy zasiedlili dzisiejsze tereny Węgier, Hiszpanii, Anglii, czy Belgii przez długi czas charakteryzowali się ciemną karnacją i jasnymi oczami. Ale z Rosji i dalszego wschodu dziesięć tysięcy lat temu napłynęli ludzie, którzy wyglądali tak jak pani. Ma pani brązowe oczy, prawda?
Zgadza się.
Oni więc byli podobni do pani. Mieli jasną cerę i brązowe oczy. A potem zaczęliśmy się ze sobą mieszać.
Największym przełomem dla epoki kamienia było wprowadzenia rolnictwa?
Tak. Koncept mojej książki opiera się na tym, że mieszkańcy dzisiejszej Europy to potomkowie trzech fal migracji. Pierwsi byli łowcy. Potem przybyli rolnicy, jakieś osiem tysięcy lat temu. Wprowadzili rolnictwo między innymi do Polski. Druga fala migracji przemieszczała się z południa, czyli dzisiejszego Bliskiego Wschodu. To byli nowi farmerzy. Archeolodzy dziesiątki lat toczyli spory czy rolnictwo odkryli dawni łowcy czy przynieśli je nowo przybyli osadnicy, ale badania DNA rozwiązały spór. Tak, to byli nowi ludzie. Przemieszczali się bardzo szybko i osiadali tam, gdzie ziemia była żyzna. Zatrzymali się na granicy północnych Niemiec i Północnej Polski, gdzie warunki do upraw okazały się znacznie gorsze. Minęło 1500 lat zanim ostatecznie dotarli do Skandynawii.
Zaciekawiła mnie przedstawiona w książce teza, że na rozwój rolnictwa miało wpływ odkrycie piwa…
Tę hipotezę podtrzymuje grupa wybitnych archeologów, głównie z Niemiec, ale pracujących w Turcji. Granica dzisiejszej Turcji i dzisiejszej Syrii jest kolebką rolnictwa. Znaleziono przekonujące dowody, że produkcja piwa była istotnym czynnikiem, który skłonił ludzi do pracy na roli.
Przyznam, że wciąż nie pojmuję…
Ależ, to ma sens. Jeśli potrzebujesz wyprodukować duże ilości piwa potrzebnego do rytuałów lub zabaw, musisz dysponować sporymi zasobami zboża. Zbieranie go na dziko nie wystarczy. To bardzo dobry powód, by rozpocząć uprawy. Piwo rzeczywiście stanowiło niezwykle ważny element rytuałów. W Szwecji wciąż jest jednym z najchętniej spożywanych alkoholi, a i będąc w Polsce widziałam, że piwa pije się tu bardzo dużo.
Z pobytu w Polsce wspomina pani również inny trunek, mianowicie miód pitny, który też odegrał niemałą rolę w życiu mieszkańców dawnej Europy…
Tu już mowa o zwyczajach pierwszych Indoeuropejczyków. Miód pitny odgrywał znaczącą rolę podczas ich uczt i ceremonii. Piłam go na Krakowskim rynku, kiedy wybrałam się do Polski na spotkanie ze Sławomirem Kadrowem pracującym w Polskiej Akademii Nauk, w poszukiwaniu wiedzy o moim praprzodku w linii męskiej, zwanym Ragnarem. Uznałam, że miód smakuje podobnie do wina deserowego. W sukiennicach zachwyciły mnie też inne skarby o miodowej barwie – bursztyny.
Właśnie, bursztyny. Jaką rolę pełniły w prehistorycznej Europie?
Były cenione już w paleolicie i wczesnym neolicie. W opoce brązu bursztyn zaczął docierać do Skandynawii, gdzie stał się jednym ze środków wymiany dóbr.
W Polsce znajduje się jeszcze coś, co bardzo chciała pani zobaczyć…
Tak, na terenie obecnej Polski znaleziono naczynie terakotowe, przedstawiające najstarszy wizerunek pojazdu kołowego. Według szacunków, liczy sobie pięć tysięcy sześćset lat. To tak zwana waza z Bronocic odkryta podczas wykopalisk nad Nidzicą. Jest przechowywana w Muzeum Archeologicznym w Krakowie.
Wspomniała pani o trzech falach migracji. Pierwsi byli łowcy, drudzy – rolnicy z Bliskiego Wschodu. Kto był trzeci?
Trzecia fala pojawiła się w Europie około czterech tysięcy ośmiuset lat temu. Przybyli od strony rosyjskich stepów i przynieśli zupełnie nową kulturę oraz, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, języki indoeuropejskie. Do Szwecji przywieźli także topory bojowe. Ale, co najważniejsze, wprowadzili nowy styl życia. Wypasali ogromne stada zwierząt, przemieszczali się wozami, ciągnionymi przez woły. Używali metalu, tkanej wełny i byli wielbicielami miodu pitnego. Ten najszlachetniejszy był trunkiem wodzów i osób o wysokim statusie społecznym. Obecnie uważa się, że nawet połowa Europejczyków, a nawet dwie trzecie to bezpośredni potomkowie takich klanowych wodzów.
Pani książka to fascynująca podróż w czasie. Wędrujemy począwszy od epoki kamienia, przez epokę brązu, żelaza. Czytamy o pierwszych dziełach sztuki w Europie, o kulturze ceramiki sznurowej, toporów bojowych, pucharów dzwonowatych. Próbując zdobyć wiedzę o swoich biologicznych przodkach w Europie, rozpoczyna pani wędrówkę ponad pięćdziesiąt tysięcy lat temu, docierając w finale do współczesności. Dziś każdy może poznać swoje korzenie, oddając do badania próbki własnego DNA specjalizującym się w tym firmom. Jak to zrobić?
Istnieją firmy komercyjne specjalizujące się w badaniach genealogicznych i ustalaniu pochodzenia osób prywatnych. Ja z kolei należę do Szwedzkiego Stowarzyszenia Genealogii Genetycznej. To niekomercyjne przedsięwzięcie genealogów wykorzystujących do swych badań DNA. Odpowiednikiem naszego stowarzyszenia jest Międzynarodowe Stowarzyszenie Genealogów Genetycznych. Testy DNA prowadzane są za pośrednictwem internetu. Wybrana firma prześle nam pocztą szpatułkę do pobrania wymazu z wewnętrznej strony policzka lub probówkę do zebrania próbki śliny. Materiał należy odesłać zgodnie z instrukcją. Po kilku tygodniach otrzyma się wyniki w internecie.
Wykonała pani ogrom pracy, zbierając informację o swoich europejskich przodkach. A jaki jest z tego najważniejszy dla pani wniosek?
Że wszyscy bez wyjątku jesteśmy mieszańcami.
Może warto o tym pamiętać w czasach, kiedy niestety odradza się tendencja do podkreślania różnic etnicznych, rasowych, narodowościowych…
Pani to powiedziała, ale uważam, że to wspaniała i piękna puenta.