Na Sycylii, na wschodnich zboczach Etny, w lesie zwanym Carpineto, koło drogi powiatowej prowadzącej do Linguaglossy, w obrębie malowniczej gminy Sant’Alfio, między morzem a wysoką górą, rośnie jedno z najstarszych drzew Europy.
W trakcie pomiaru w 1780 r. ustalono, że wraz ze wszystkimi gałęziami ma 57,9 m obwodu – Księga rekordów Guinnessa uznaje je za najbardziej rozłożyste drzewo świata. Nad ziemią widzimy trzy oddzielne pnie, jednak pod powierzchnią gruntu łączą się one ze sobą. Jego wiek, jak twierdzi botanik z Turynu Bruno Peyronel, to od 2 do 4 tys. lat – możliwe, że jest to najstarsze drzewo w Europie.
Izabela i dwie Joanny
Niezwykłą przyrodę Sycylii opiewali już starożytni, dużo też o niej pisali XVI- i XVII-wieczni arystokraci europejscy, którzy zwiedzali ją w trakcie swoich podróży. To ziemia wiecznej wiosny, zrodzona z morza oblewającego najwyższy aktywny wulkan Europy. Kraj starych drzew i zakopanych pod nimi magicznych truvature – skarbów chronionych przez nadprzyrodzone, kapryśne istoty: czarownice, gnomy, krasnale, duszki.
Jedną z pierwszych wzmianek o Kasztanowcu znajdujemy w książce z roku 1636. Pietro Carrera z Militello w dziele Il Mongibello [dialektalna nazwa Etny – przyp. tłum.] opisywał „majestatyczny” pień i twierdził, że drzewo mogło „pomieścić w sobie trzydzieści koni”.
Półtora wieku później koni już było sto – i tak już zostało. Oto jak oddał swoje wrażenia podróżnik Jean Houël, który bawił na Sycylii w latach 1776–1779, w relacji zatytułowanej Voyage pittoresque des îsles de Sicile, de Malte et de Lipari: „Potężna sylweta jest o tyle większa od innych drzew, że nie sposób wyrazić odczuć, jakie budzi próba jego opisania. Starców w wiosce poprosiłem, by mi objaśnili historię tego drzewa. Nazywa się je Kasztanowcem Stu Koni z powodu wielce rozległego cienia, jaki rzuca. Opowiedzieli mi starcy, że królowa Joanna w drodze z Hiszpanii do Neapolu zatrzymała się na Sycylii i chciała zwiedzić Etnę. Cała szlachta Katanii towarzyszyła jej wraz ze świtą na koniach. Gdy nadeszła burza, wszyscy schronili się pod drzewem, którego gęste listowie wystarczyło, by osłonić przed deszczem królową i wszystkich innych jeźdźców”.
Burza trwała aż do wieczora. Gdy się w końcu rozpogodziło, zapadała noc, którą wędrowcy również postanowili spędzić pod drzewem. Jak głosi legenda, dla pięknej królowej oraz jej świty była to noc „miłości, rozpusty i grzechu”.
Choć w opowieści pada imię Joanna, nie wiadomo dokładnie, o kogo może chodzić. Niektórzy twierdzą, że o Joannę I Andegaweńską, XIV-wieczną królową Neapolu, która słynęła ze swobody obyczajów. Choć Andegawenowie utracili Sycylię kilkadziesiąt lat przed urodzeniem się Joanny, władczyni próbowała odbić wyspę i przez jakiś czas przebywała w Mesynie – nic nie wiadomo jednak o tym, żeby kiedykolwiek podróżowała do Hiszpanii.
Inni uważają, że bohaterką legendy jest Joanna Aragońska. W 1476 r. przybyła ona z Barcelony do Neapolu, by pojąć za męża o 31 lat starszego Ferdynanda I. Czy po drodze zahaczyła o Sycylię (już wówczas zjednoczoną z królestwem Neapolu) – trudno powiedzieć. W każdym razie historycy portretują ją jako bardzo lojalną małżonkę, ten szczegół więc nie pasuje.
Inna jeszcze wersja legendy krąży wśród okolicznej ludności: królowa nie jest w niej Joanną, lecz Izabelą, trzecią żoną Fryderyka II. Słynęła ona z urody, Fryderyk jednak – który pojął ją za żonę wyłącznie ze względów politycznych – był na jej wdzięki nieczuły. Trzymał ją w zamknięciu w towarzystwie czarnoskórych eunuchów.
A jeśli kogoś nie ekscytują rozpustne królowe i zamknięte w wieżach piękności, miejscowi starcy mają w zanadrzu jeszcze taką legendę: Podobno dawno temu wracający z grabieżczej wyprawy rycerze zakopali pod Kasztanowcem skrzynię pełną złotych monet i klejnotów. Tę truvaturę można odnaleźć. Wystarczy o północy, w piątek 17. dnia miesiąca [włoski odpowiednik naszej trzynastki – przyp. red.] odmówić właściwą modlitwę, choć nie wiadomo jaką.
Między niebem a światem podziemnym
XIX-wieczny romantyk sycylijski Giuseppe Borrello, major w wojsku Garibaldiego, nazywa królową po prostu Joanną, nie wdając się w historyczne dywagacje. W swoim poemacie pisanym w dialekcie tak oto odmalowuje cud sycylijskiej przyrody:
Drzewo kasztanowe tak wielkie,
że konarami tworzy parasol,
pod którym przed deszczem i piorunami
schroniła się królowa Joanna
wraz ze stoma rycerzami,
gdy podczas wyprawy na Mongibello
zaskoczyła ją burza.
Od tego czasu drzewo to
wielkim Kasztanowcem Stu Koni się zowie.
Olbrzymie drzewo zyskało rangę symbolu – choć może lepiej powiedzieć, że rangę tę odzyskało. Przecież według najstarszych mitologii – egipskiej, semickiej, kreteńskiej, hinduskiej, greckiej, łacińskiej, germańskiej, celtyckiej – drzewa stanowiły najbardziej bezpośrednie i namacalne przejawy bóstwa. Ludzie zwracali się do nich po ochronę i wróżby. Nieprzypadkowo „drzewo życia” to archetyp obecny w wielu religiach i wierzeniach. W rozmaitych kulturach napotykamy drzewo magiczne i mistyczne, symboliczną postać wszechświata. Łączy ono rzeczywistość, w której żyjemy, ze światem podziemnym i niebiosami.
Filozof naturalista, psychoanalityk, poeta, mistrz zen i mnich Jacques Brosse pisze: „Od zarania los ludzi był złączony z losem drzew tak silną więzią, że pozwala to postawić pytanie, co się stanie z ludzkością, która tę więź brutalnie zrywa”. Niegdyś – jak pisze – „natura miała znaczenie, które każdy człowiek w swym duchu pojmował. Dziś, kiedy je utraciła, człowiek ją niszczy, przez co wydaje na siebie wyrok”. To napomnienie jest teraz wyjątkowo aktualne.
Dlatego musi cieszyć, że gmina Sant’Alfio, która Kasztanowiec ma w swoim herbie, w ostatnich latach troskliwie opiekuje się roślinnym „patriarchą”. Przycięto uschłe konary, uporządkowano otoczenie. Ustanowiono też Nagrodę imienia Kasztanowca Stu Koni. Wielki to dla mnie zaszczyt, że ją otrzymałam w 2014 r. za to, że napisałam o Kasztanowcu w książce Sicilia esoterica.
Tłumaczył Paweł Bravo