Moi rozmówcy, radiowcy z krwi i kości, na własnej skórze przekonali się, że więź ze słuchaczem jest pozytywnym zjawiskiem, ale bywa, że takie relacje miewają też ciemną, a czasem i groźną, stronę. Słuchacz może dziś do radia nie tylko zadzwonić, ale również wysłać maila, wiadomość na portalu społecznościowym, może też rozgłośnię odwiedzić. I z tej ostatniej możliwości niektórzy niezwykle chętnie korzystają.
Poranne audycje Doriana Mreły w Radiu Nakło upodobały sobie szczególnie cztery słuchaczki. A w zasadzie upodobały one sobie… prowadzącego. „Wypytują na Facebooku o moją sytuację rodzinną i materialną, chcą wiedzieć, ile można zarobić w radiu” – wylicza Dorian. Nie ograniczają się one tylko do pytań, same zwierzają się ze swoich problemów zdrowotnych, finansowych, małżeńskich. „Przed chwilą dostałem wiadomość od słuchaczki: »Jeszcze jestem w pracy, potem idę do supermarketu, kupię zapas cytryn, miodu i chusteczek. Do lekarza jutro na 15.40, bo mam grypę«”. Kiedyś odpowiadał na takie wiadomości obszerniej, dziś wysyła zazwyczaj uniesiony kciuk. Ale to wcale nie zniechęca fanek. „Na początku starałem się być uprzejmy i odpisywałem z zaangażowaniem. Teraz wiem, że to był błąd” – uważa.
Leki i taniec
O problemach słuchacze piszą również Piotrowi Majewskiemu z Polskiego Radia Pomorza i Kujaw. Majewski nie odgrywa jednak dla nich roli powiernika. Rozmówcy oczekują raczej konkretnej pomocy i porady. „Zdarzył się przypadek podejrzenia przemocy domowej u słuchacza. Zasugerowaliśmy mu, by udał się na policję, do poradni problemów rodzinnych. Nie jesteśmy upoważnieni do tego, by ingerować w czyjeś prywatne sprawy, ale nie można przechodzić obok tego obojętnie” – mówi dziennikarz. Do Majewskiego zgłaszają się też ludzie z dolegliwościami zdrowotnymi. „Nie jestem specjalistą, ale jeśli mam wiedzę o sposobach leczenia danego schorzenia, to podpowiadam, sugeruję jednak, by zgłosić się do lekarza” – dodaje.
Obaj panowie mają swoją teorię, dlaczego słuchacze obdarzają ich takim zaufaniem. „Na antenie staram się być empatyczny, mieć serce na dłoni. Słuchaczkom wydaje się przez to, że mogą porozmawiać ze mną na każdy temat” – uważa Mreła. Majewski zauważa natomiast: „Radio jest instytucją interwencyjną, nierzadko emitujemy reportaże, mówimy o ludzkich trudnościach. Słuchacze wiedzą, że mogą się z nimi do nas zwracać. Poza tym ważną rolę odgrywają nasze głosy, w radiu zazwyczaj brzmią miękko, przyjaźnie. Taki głos może wzbudzać zaufanie”.
Niech jednak czytelnicy nie myślą, że wśród słuchaczy są tylko osoby o ogromnych oczekiwaniach. Dla wielu z nich wystarczy to, że radio po prostu jest. Przekonał się o tym Piotr Topoliński z Radia Kampus. Poznał kiedyś Pawła, niewidomego słuchacza, który ze względu na ciężką chorobę nie mógł wychodzić z domu. „Jego ciepły głos znali chyba wszyscy prezenterzy, którzy na antenie rozmawiają ze słuchaczami. Dzwonił regularnie, komentował tematy, smalltalkował poza anteną, brał udział w konkursach. Po nagrody przychodziła jego mama” – opowiada Topoliński. Kilkakrotnie odwiedził on Pawła wraz z radiową ekipą. „Wrażenie zrobiło na mnie to, ile osób z radia on pamiętał. Interesowały go losy »głosów«: gdzie pracują teraz, jak sobie ułożyły życie” – mówi. Paweł zmarł dwa lata temu. Topoliński myśli o nim zawsze wtedy, gdy słyszy jeden z ulubionych utworów słuchacza – Me Llaman Calle Manu Chao.
Z kolei do audycji prowadzonych przez Pawła Błędowskiego i Magdalenę Fijałkowską w Polskim Radiu Lublin regularnie dzwoni słuchaczka będąca w trakcie rehabilitacji, poruszająca się na wózku inwalidzkim. „Odzywa się raz, dwa razy w tygodniu. Kontakt z nami jest dla niej bardzo ważny, podtrzymuje ją to na duchu, a ona nie narzuca się. Często wpuszczamy ją na antenę. Ostatnio rozmawialiśmy w audycji o tańcu. Mówiła, że kiedyś lubiła tańczyć i ma nadzieję, że do tego wróci” – opowiada Błędowski.
Radiowi prezenterzy przyznają, że nawiązywanie o wiele bliższej, wręcz przyjacielskiej relacji ze słuchaczem to rzadkość. Ale każda reguła ma swój wyjątek. Artur Szyk, obecnie prezenter radomskiego Radia Rekord, dzięki jednej ze swoich poprzednich stacji radiowych nawiązał prywatną więź ze słuchaczami będącymi, tak jak on, miłośnikami muzyki gitarowej. „W kilka osób z radia chodziliśmy z grupą słuchaczy na piwo, kręgle, bilard. Rozmawialiśmy o muzyce, pamiętam, że wymieniałem się z jednym ze słuchaczy winylami Led Zeppelin” – wspomina Szyk. Podobnie robi Paweł Błędowski, który ze słuchaczami koresponduje na Facebooku – informują się nawzajem m.in. o nowych ciekawych albumach. Przyznaje jednak, że nie jest to pogłębiona relacja, raczej znajomość na poziomie zainteresowań.
Seks i prezenty
Radio pobudza zmysły i wyobraźnię, dlatego wymiana e-maili z prezenterem to czasem za mało. Pojawiają się propozycje spotkań na gruncie bardziej prywatnym, a mówiąc wprost: randek. „Słuchaczki nalegały na spotkanie poza audycją, na wspólną kawę, pytały, czy mógłbym odwiedzić je w domu. Propozycja następowała zazwyczaj po wymianie kilku e-maili. Z grzeczności odpisuję na bieżąco, może to je jakoś ośmielało” – zastanawia się Błędowski. Dorian Mreła przyznaje, że był zapraszany na wino, jedna ze słuchaczek wyznała, że chciałaby uprawiać z nim seks.
Głosem radiowym dają się też zaczarować mężczyźni. „Współprowadziłam program kulinarny, słuchacze zapraszali nas do swoich kuchni. Po jednej z takich wizyt słuchacz wydzwaniał do mnie, zapraszał ponownie” – opowiada Magdalena Fijałkowska.
Skoro są fani, muszą być i prezenty. Kartki na święta wysyłane do prezenterów to niemal standard. Słuchacze prześcigają się w pomysłach, jak obdarować swoje ukochane „głosy”. „Kiedyś, od rolnika z Hrubieszowa, dostaliśmy wiadro winniczków. Był pewien, że podzielimy się nimi w radiu, że będą idealne na obiad. Kierowca radiowy musiał pojechać nad rzekę i je wypuścić” – wspomina Paweł Błędowski. Z kolei Dorian Mreła dostał od słuchaczki pizzę po tym, jak przyznał się podczas audycji, że przepada za tym daniem. Powiedział też, że lubi truskawki. Nie musiał długo czekać. Słuchaczka przysłała spray do opalania o truskawkowym zapachu. W radiowych recepcjach lądują też drożdżówki i szarlotki. „Zależy nam na bliskim kontakcie ze słuchaczem, w końcu hasło Radia Rekord to »rodzime radio«. Zdarza się więc, że ludzie przychodzą ze swoimi ciastami, a nawet wyrobami wędliniarskimi. Mówię im wtedy, że chcę być dla nich bezinteresownie i nie oczekuję, by ktoś odwdzięczał się tortem” – wyjaśnia Artur Szyk. Tymczasem Dorianowi Mrele jedna ze słuchaczek przysłała nawet kubek z jego podobizną.
Za pochodzenie
A że nie samym dawaniem żyje człowiek i chciałby też czasem coś dostać, istnieje również kategoria słuchacza nazywana przez radiowców „poławiaczami nagród” lub „nałogowymi wygrywaczami”. „Są bardzo roszczeniowi, uważają, że nagroda im się należy, bo przecież wzięli udział w konkursie. Mieliśmy słuchacza, który nie dość, że dzwonił codziennie, to jeszcze nękał radiowych strażników, żeby dawali mu jakieś prezenty” – mówi Magdalena Fijałkowska. „To są ludzie, którzy walczą o nagrody, nawet nie z powodu ich wartości materialnej, ale z powodu chęci rywalizacji. Są zawsze pod telefonem, e-mailem, we dnie i w nocy. Zdarza się, że „poławiacz” wysyła dziesiątki SMS-ów i e-maili w tym samym czasie z przekonaniem, że tylko on może wygrać. A kiedy mu się nie udaje, pisze z pretensjami” – przyznaje Piotr Majewski.
Bo słuchacz, wbrew pozorom, nie zawsze obdarza swojego prezentera bezwarunkową miłością. Klaudia Pawlak, prezenterka stacji Nasze Radio 104,7 FM z Sieradza, często musi mierzyć się z muzycznymi oczekiwaniami słuchaczy. „Kiedyś zagraliśmy na antenie utwór jednego z młodych polskich artystów. Zadzwonił słuchacz, był niezadowolony. Powiedział, że nie wie, kto to jest, że nie zasługuje, żeby być »puszczanym« w radiu, a on osobiście woli starsze przeboje. Z kolei kiedy zagraliśmy piosenkę Freddiego Mercury’ego, dzwonił i dziękował: »Pani Klaudusiu, jaka pani jest cudowna, teraz będę miał cudowny dzień«” – opowiada. Na szczęście to wyjątek, bo słuchacze zazwyczaj dziękują pani Klaudii za emitowane piosenki.
Jeden ze słuchaczy Piotra Majewskiego nie tolerował natomiast pochodzenia dziennikarza. – „Pochodzę z Inowrocławia, mieszkam w Toruniu, pracuję w Bydgoszczy. Ten mężczyzna zadzwonił do studia i kierował do mnie przykre, nieparlamentarne słowa. Mówiąc wprost, wymyślał na moją »toruńskość«” – wspomina Majewski.
Komu zależy
Pozostaje pytanie, dlaczego w dobie Internetu i telewizji radio dla wielu osób jest nadal tak istotne. „Być może tkwią w nich marzenia o pracy przy mikrofonie?” – zastanawia się Piotr Majewski. Artur Szyk z taką słuchaczką miał nawet kiedyś do czynienia. „Zaczarowała się radiem, spodobały jej się moje audycje, przyjechała nawet do nas, żeby zobaczyć, jak wygląda praca prezentera od kuchni. Potem zapytała mnie na Facebooku, jak wygląda procedura przyjęć do radia” – opowiada. Słuchaczka jest dziś prezenterką radiową.
O fenomen miłości do radia pytam też medioznawczynię, dr Annę Jupowicz-Ginalską z Uniwersytetu Warszawskiego. Przypomina ona, że radio może towarzyszyć nam wszędzie i nie wymaga od odbiorcy maksymalnego skupienia: „Prezenterzy towarzyszą nam codziennie, stając się niejako świadkami, a może i uczestnikami, naszego życia domowego i zawodowego. Zwracają się do nas wprost, pytają o nasze zdanie, utrzymują z nami kontakt, ba! wręcz zachęcają do niego, podając numer telefonu redakcji, mail albo adres profilu społecznościowego. Możemy odnieść wrażenie, że zależy im na naszej opinii i tym samym na nas”.
W efekcie prezenterowi, tak jak członkowi rodziny, chcemy czasem powiedzieć „dzień dobry”, dowiedzieć się, co u niego, wymienić się z nim prezentami. Niekiedy nas zdenerwuje, ale i tak mu wybaczamy. W końcu niezależnie od naszego nastroju, tego, co mu powiemy lub co o nim myślimy, on nigdy nie milknie.
4 marca, kilka tygodni po naszej rozmowie, Dorian Mreła pożegnał się ze słuchaczami Radia Nakło i odszedł ze stacji. Zmarł 8 marca.