Kosmiczne podglądanie
i
zdjęcie: Jakub Ostrowski
Kosmos

Kosmiczne podglądanie

Jan Pelczar
Czyta się 10 minut

Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba rejestruje niewyobrażalnie dalekie galaktyki, dzięki niemu zobaczyliśmy już narodziny i umieranie gwiazdy. Czy za sprawą jego misji czeka nas kolejny przełom w nauce? Rozmowa z Przemysławem Walczakiem, astronomem z Wydziału Fizyki i Astronomii Uniwersytetu Wrocławskiego.

Kilka dekad po lądowaniu człowieka na Księżycu wyobraźnię naukowców i laików rozpala teleskop nazwany na cześć Jamesa E. Webba (administratora NASA odpowiadającego za program Apollo). Wystrzelony z Ziemi w czasie pandemii zdążył już zrobić sporo spektakularnych zdjęć odległych galaktyk.

Jan Pelczar: Misja teleskopu Webba, wzbudzająca dziś sporo emocji, długo stała pod znakiem zapytania. Dlaczego?

Przemysław Walczak: Misje kosmiczne są bardzo drogie. Kilkanaście albo kilkadziesiąt razy droższe niż budowa teleskopu prowadzącego obserwacje z Ziemi. Pierwotnie zakładano, że projekt będzie kosztował 1,6 mld USD. Jednak po drodze były ciągłe opóźnienia i rosnące z roku na rok koszty. Powołany w 2010 r. niezależny zespół ekspertów oszacował, że przedsięwzięcie pochłonie 6,5 mld USD, a wyniesienie teleskopu na orbitę nastąpi nie wcześniej niż w 2015 r. Kolejna rewizja programu, w sierpniu 2011 r., zakładała całkowity koszt na poziomie 8,7 mld USD przy starcie misji zaplanowanym na 2018 r. Chociaż samo zwierciadło było gotowe w 2016 r., jej rozpoczęcie przesuwano jeszcze kilka razy. W rezultacie nastąpiło ono dopiero 25 grudnia 2021 r. Opóźnienie wyniknęło również z tego, że projekty, które są wtórne, tzn. robią coś, co już kiedyś osiągnięto, rzadko uzyskują akceptację. Teleskop Webba był projektowany w celu uzupełnienia badań teleskopu Hubble’a, nie po to, by go zastąpić. Teraz bywa nazywany jego następcą, mimo że nie prowadzi takich samych obserwacji.

Na czym polega różnica?

Chodzi o długość rejestrowanych fal. Te

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Kosmiczne igrzyska
i
zdjęcie: Payam Moin Afshari/Unsplash
Wiedza i niewiedza

Kosmiczne igrzyska

Krzysztof Kłosin

Wszyscy w coś grają, a właściwie wszystko w coś gra, nawet bakterie. W dodatku aby grać, wcale nie trzeba wiedzieć, że bierze się udział w rozgrywce. Być może gra wpisana jest w DNA wszystkiego, co żyje.

24 listopada 2021 r. naprzeciwko siebie zasiedli Mag­nus Carlsen i Jan Niepomniaszczij, żeby stoczyć batalię o mistrzostwo świata w szachach, ostentacyjnie lekceważąc podstawową wadę tej gry: fakt, że jest ona czcza lub niesprawiedliwa. Oznacza to, że albo dla każdego z graczy istnieje taki sposób prowadzenia rozgrywki, który w dowolnych okolicznościach uchroni go przed przegraną, albo że jeden z nich dysponuje metodą zapewniającą mu zwycięstwo – nawet gdyby jego przeciwnikiem był sam Pan Bóg (oczywiście jeżeli nie stosowałby żadnych nadprzyrodzonych trików). No ale cóż z tego? Przecież mecz piłki nożnej też kończy się zwycięstwem jednej ze stron bądź remisem, a jednak nie słychać utyskiwań, że to dyscyplina niesprawiedliwa lub – co gorsza! – czcza. W końcu piękno gry polega na tym, że rezultat zależy od umiejętności, talentu zawodników, a czasem także szczęścia. Z połączenia tych trzech czynników bierze się spektakl, który elektryzuje widzów. Dzieje się tak w przypadku piłki nożnej, tenisa czy brydża. W szachach nie.

Czytaj dalej