
Nadlatuje nowa odsłona naszej międzygwiezdnej rubryki. Tym razem piszemy m.in. o młodych czarnych dziurach, o chmurach, które się zbierają nad Obłokami Magellana, i o magnoliach. Ale kosmos!
Naga jama
Osobliwość – tak bywa nazywany punkt w środku czarnej dziury, w którym gęstość materii jest nieskończona. Czy jednak określając ten punkt jako osobliwość, nie sugerujemy aby, że czarne dziury to twory dziwaczne, by nie rzec: potworne? Czy warto je tak pochopnie oceniać? Może w istocie sprawy mają się zupełnie odwrotnie – czarne dziury są czymś zwykłym i normalnym, a nasz świat tu, na zewnątrz, jest wybrykiem, kuriozum, odstępstwem od wzorca? Rozważmy tę sprawę na chłodno, posiłkując się najnowszymi badaniami naukowymi.
Otóż standardowy scenariusz powstawania czarnych dziur wygląda mniej więcej tak: jest sobie gwiazda – duża, czyli od 20 do 150 razy masywniejsza niż Słońce. Świeci wesoło, a kiedy wyczerpie już swoje paliwo, następuje eksplozja supernowej. Wówczas część gwiezdnej materii oraz mnóstwo energii rozbryzgują się po kosmosie, a jądro zapada się w sobie – i może stać się czarną dziurą.
Szkopuł w tym, że przyrządzona wedle tej recepty czarna dziura ma masę kilkadziesiąt, najwyżej