
Rosja bywa niebezpieczna i szalona, owszem, jednak często postrzegamy ją przez pryzmat naszych wyobrażeń – niektóre z nich okazują się zupełnie odległe od rzeczywistości. O tym, jak ten kraj odczarować, ale też zaczarować, opowiada pisarz Jędrzej Morawiecki.
W jednej z wrocławskich kawiarni, wytapetowanej w wielu miejscach stronami archiwalnych numerów „Przekroju”, umówiłem się z wykładowcą pobliskiego uniwersytetu, doktorem habilitowanym, pisarzem non-fiction, ale przede wszystkim znawcą Rosji. Jędrzej Morawiecki na początku 2022 r. wyda w Czytelniku nową książkę pt. Szuga, której akcja przenosi się z topniejącej Syberii do płonącego Donbasu i która ma być m.in. „rozrachunkiem z własnym urzeczeniem Rosją i nieuchronnym nią rozczarowaniem”.
Jan Pelczar: Fascynacja Rosją zrodziła się u Ciebie naturalnie czy może z przekory?
Jędrzej Morawiecki: Trochę z potrzeby zmierzenia się z demonami. W końcu przez prawie pół wieku pozostawaliśmy w orbicie Związku Radzieckiego. Dopiero kiedy zacząłem do Rosji jeździć, zrozumiałem, jak odmienne mamy doświadczenia tych czasów. Wyszedłem z rodziny o silnych tradycjach opozycyjnych, nawet radykalnych, z nurtu Solidarności Walczącej. Zetknąłem się wcześnie z narracją antyrosyjską. Jako dziecko miałem wyobrażenie Związku Radzieckiego jako mrocznej krainy. Wtedy czytałem już Tolkiena; nie wierzyłem wprawdzie, że Rosja to Mordor, ale miałem pewne myśli, które po latach powtórzyłem w tekście do „Tygodnika Powszechnego”, że Rosją się straszy jak wieżą Saurona, która gdzieś błyska z Kremla. O podobnych doznaniach pisał Ziemowit Szczerek.
Mroczna kraina może zafascynować, lecz w tamtych czasach zainteresowanie Rosją chyba przestawało być modne?
Wcześniej też nie było. W podstawówce, chyba w czwartej klasie, poszedłem do biblioteki i wypożyczyłem Opowieści niesamowite z prozy rosyjskiej. Zbiór historii grozy opartych na źródłach ludowych – od Mikołaja Gogola po Antoniego Czechowa. Zapamiętałem np. historię o wiju. Przypominam sobie teraz, jak panie bibliotekarki narzekały: „Że też wam każą czytać te okropieństwa”. Byłem zdziwiony tą rusofobią, tak jak do dziś zdziwieni są nią Rosjanie. Oni do końca nie pojęli, skąd się ona u nas wzięła. Zawsze mnie pytali: „Dlaczego wchodzicie do NATO, przecież my was zawsze chroniliśmy? Nawet nasze wojska u was były”. Ich perspektywa jest zupełnie inna niż nasza; duża część ludzi naprawdę wierzy, że te wojska były po to, aby nas chronić. Moim zdaniem nasza niechęć wiązała się też z oporem wobec narzucanej kultury. Mnie ona zafascynowała w formie XIX-wiecznej literatury, po którą sam sięgnąłem. Ale jednocześnie należałem do ostatniego