Książki mówią do nas po imieniu Książki mówią do nas po imieniu
i
Jean-Baptiste-Camille Corot, „Kobieta czytająca w studiu”, 1868 r. National Gallery of Art, Washington, domena publiczna
Wiedza i niewiedza

Książki mówią do nas po imieniu

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 15 minut

Po cichu, na głos, samotnie lub w grupie. Na stojąco, siedząco czy leżąco. Znamy mnóstwo sposobów lektury, choć jako gatunek oddajemy się jej od niedawna. Argentyński eseista i bibliofil Alberto Manguel sięga do źródeł historii czytania.

Jak to możliwe, że wydrukowane na białej kartce czarne znaczki potrafią wywołać w naszych umysłach obrazy, sprawiając, że widzimy słyszymy wydarzenia, o których traktuje tekst, fizycznie w nich nie uczestnicząc? Przez nasze oczy śledzące zapisane słowa może wniknąć historia, która wzruszy, wzbudzi gniew, a nawet wywoła emocje, których nigdy nie zapomnimy. Czytający nie tylko odkodowuje pewien komunikat; lektura sprawia również, że treść staje się częścią jego tożsamości. Na ile też to, co dzieje się z nami podczas lektury, ma związek z „zewnętrznym” tekstem, a na ile z „wewnętrzną” wyobraźnią? Inaczej mówiąc: czy źródłem znaczeń jest tekst, czy jego odbiorca? Czy czytanie to nasza naturalna umiejętność, czy pewien „wynalazek”? Biorąc pod uwagę fakt, że pismo i jego rozumienie pojawiają się późno w historii naszego gatunku, wydawałoby się, że mamy do czynienia z czymś nienaturalnym. Ale jeśli tak, dlaczego nasz mózg to w ogóle potrafi? A skoro potrafi, to dlaczego ta umiejętność pojawiła się tak późno?

Samo czytanie ma długą i wielowymiarową historię. Powszechnie wiadomo, że przez stulecia używaliśmy różnych nośników tekstu: od glinianych tabliczek przez pergamin, papirus, wielkie, iluminowane średniowieczne księgi po współczesne książki kieszonkowe i e-booki. Współczesna humanistyka wykazała jednak, że sama technika zapisu ma zawsze wielkie znaczenie dla kultury, w której powstaje. Historycy i historyczki zauważali, że kluczowym przełomom cywilizacyjnym w naszym kręgu kulturowym towarzyszyły zmiany w nośnikach zapisu i zwiększenie w populacji liczby osób czytających: same początki myśli naukowej lokuje się na Bliskim Wschodzie; rozwój greckiej nauki wiąże się z wprowadzeniem alfabetu; spektakularny rozwój w nowożytnej Europie nastąpił po rozpowszechnieniu się wynalazku Gutenberga. Jednak chodzi tu nie tylko o możliwość kumulacji wiedzy i dostęp do informacji, lecz także o coś znacznie głębszego – o związany z pismem nowy sposób postrzegania świata.

Wpływ pisma na kulturę i ludzki umysł jest dziś faktem powszechnie przyjmowanym do tego stopnia, że antropologia kulturowa dzieli społeczeństwa nie na „pierwotne” i „cywilizowane”, nie na „racjonalne” i „mistyczne”, ale właśnie na piśmienne i niepiśmienne.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Jednocześnie nie ma pisania bez czytania. Dlatego również samą tę drugą czynność należy uczynić przedmiotem refleksji. Historia czytania Alberta Manguela ‒ argentyńskiego pisarza, redaktora, a przede wszystkim zagorzałego miłośnika książek ‒ jest taką właśnie propozycją.

Zdaniem autora historia czytania nie jest tożsama z historią pisma oraz literatury – nie dość, że poprzedza je wszystkie, to jeszcze biegnie własnym torem. Manguel trafnie zauważa, że lektura jest nawet ważniejsza niż pisanie – i stanowi zarazem coś równie fundamentalnego dla naszego funkcjonowania w świecie jak myślenie. Co więcej, nie sprowadza się do obcowania z powieścią czy wierszem: odczytujemy także stany umysłowe ukrywające się w zachowania naszych bliskich, pory roku z koloru liści za oknem, emocje zawarte w kompozycji muzycznej – wszelkie rozumienie jest czytaniem. Chociaż Manguel nie rozwija tego wątku, warto o nim pamiętać, ilekroć spotykamy się ze sztucznym podziałem na czytających i nieczytających – w szerokim sensie ta druga grupa po prostu nie istnieje.

Autor Historii czytania zwraca uwagę na zaskakującą łatwość, z jaką przychodzi naszym mózgom nauka czytania, choć – jak należy podejrzewać – nie posługiwaliśmy się nim przez dobre kilkadziesiąt tysięcy lat. To dość zagadkowe, że nasze organizmy zostały do tego przystosowane na długo, nim nasi przodkowie zaczęli pisać i czytać. Jak zauważa Manguel, przypomina to platońską koncepcję poznania: wiedzy już istniejącej w nas, zanim postrzeżemy poznawaną rzecz. Pisarz rozważa czytanie z różnych perspektyw: filozoficznej, politycznej czy nawet neurolingwistycznej. Najczęściej powtarza się jednak u Manguela motyw magiczności samego aktu lektury, pozostającego w swojej istocie czymś tajemniczym. Co więcej, czytelnik jest dla niego kimś w rodzaju maga, który potrafi czerpać moc z tekstu – tekst bowiem oddziałuje, inspiruje, daje realną siłę. Historia czytania to głównie zachwyt nad światem znaczeń.

Uczeń Borgesa

Młody Alberto Manguel był lektorem Jorge Luisa Borgesa, czytał niewidomemu pisarzowi wybrane powieści i wiersze – ten fakt z biografii autora Historii czytania pojawia się do znudzenia we wszelkich wzmiankach o nim. W książce znajdziemy zresztą historię tej znajomości. Legenda Borgesa nie tylko oddziałuje na karierę pisarską Manguela. W wielu miejscach Historii… odnajdujemy wpływ mistrza: rozdział o czytaniu po cichu rozpoczyna i kończy opis zdumienia św. Augustyna na widok św. Ambrożego oddającego się lekturze w milczeniu – od tego samego obrazu Borges rozpoczął swój esej o kulcie książek w Dalszych dociekaniach. Wydaje się, że esej o Kafce też jest dalekim echem fascynacji Borgesa, który porównywał twórczość autora Procesu do metafizycznych paradoksów Zenona z Elei. Wyraźną inspirację borgesowską widać w ostatnim rozdziale książki Manguela, opisującym zawartość nieistniejącej, nieskończonej Historii czytania, będącej pewną wariacją na temat słynnego opowiadania Biblioteka Babel. Sam temat omawianego tu dzieła Manguela jest również z ducha borgesowski: czytając bowiem książkę o czytaniu, próbując zrozumieć tę czynność za pomocą jej samej, zaczynamy poruszać się po przestrzeni przypominającej jedną z ulubionych figur i metafor Borgesa: labirynt (ktoś, kto zapoznaje się z recenzją książki o czytaniu, jest w tym labiryncie jeszcze głębiej).

A jednak eseistyka Manguela pozostaje oryginalna i osobna. Zdecydowanie mniej tu intelektualnego triumfalizmu, protekcjonalności czy pompatycznej erudycji niż u autora Dalszych dociekań. Manguel nie koncentruje się zresztą na paradoksach czytania o czytaniu, a bardziej zachwyca cudownością lektury – przedstawia się nie jako pisarz, ale raczej skromny bibliofil.

Pisze się historia

Książka Manguela ukazuje przede wszystkim niekończące się bogactwo praktyk czytelniczych, które wpływały nie tylko na odbiorców lektur, lecz także na ich kulturę. Historia czytania to niezwykle erudycyjna, przepełniona anegdotami i odniesieniami literackimi podróż poprzez czas i przestrzeń, wyliczająca różne sposoby lektury: po cichu, na głos, w samotności czy wspólnie z innymi ludźmi; na stojąco przy pulpicie, w pociągu, w łóżku, przed komputerem. To również namysł nad samym sposobem zapisu, determinującym rozmaite formy lektury.

Autor Historii czytania sięga do mezopotamskich początków języka; kontempluje najstarsze gliniane tabliczki, które przetrwały do naszych czasów z komunikatami od nadawców zmarłych tysiące lat temu. O ile ten kierunek dociekań wydaje się dość oczywisty, o tyle Manguel potrafi zainteresować mniej znaną anegdotą – jak choćby tą, że Mezopotamczycy postrzegali ptaki jako święte, bo ślady, jakie ich nóżki zostawiały w glinie, przypominały pismo klinowe. Ludzie ci wierzyli, że gdyby mogli odczytać sens tych śladów, zrozumieliby wolę bogów. Manguel opowiada o najsłynniejszych bibliotekach starożytnych – zarówno o Bibliotece Aleksandryjskiej, jak i o pierwszych zbiorach ksiąg rzymskich oraz chrześcijańskich. Snuje rozważania nad antycznymi i średniowiecznymi sposobami katalogowania literatury, które dotrwały do naszych czasów; wspomina fascynujący przypadek wezyra Persji Abdula Kassema Ismaela, zawsze podróżującego ze swoim zbiorem 117 tys. tomów wiezionych w karawanie przez czterysta wielbłądów nauczonych poruszania się w określonej kolejności, która odpowiadała porządkowi alfabetycznemu. Manguel przywołuje losy średniowiecznych mnichów oddających się lekturze w ciemnych, zimnych komnatach; opisuje umęczonych kopistów narzekających na ciężkie warunki pracy, od której tak bolały ich plecy i oczy.

Historia czytania opowiada też o rozmaitych osobliwościach związanych z praktykami czytelniczymi – wspomnijmy choćby o fantastycznych projektach stołów i pulpitów ulepszających lekturę czy nawet obracającej się maszyny czytającej (XVII w.). Traktuje wreszcie o losach cudownego wynalazku, który przetrwał do naszych czasów, czyli okularach. Opowiada o dziwnym i trwającym stulecia zwyczaju wróżenia z wersów Wergiliusza (już w świątyniach Fortuny wierszy poety używano jako wyroczni, ale dopiero dzięki proroctwu dotyczącemu nadejścia „dziecka narodzonego z dziewicy”, które zmaże „ohydne zbrodnie” ludzkości, Wergiliusz stał się dla teologów chrześcijańskich poetą-wizjonerem o wyjątkowej pozycji; skoro jego dzieło przewidziało nadejście Chrystusa, mogły objawiać i inne zdarzenia; jeszcze w XVII w. po otwarciu Eneidy na przypadkowo wybranej stronie Karol I Stuart miał się dowiedzieć, że zostanie ścięty przez własny lud). Wielkim przedmiotem refleksji Manguela jest także sama książka, postrzegana jako źródło wiedzy, przyjemności, towar luksusowy czy dziedziczny majątek.

Manguel pokazuje, jak różne formy czytania mogą się stać realną siłą historyczną, która determinuje bieg dziejów. Gdy mnisi przez stulecia czytali na głos Biblię, trzymając się raz ustalonego sposobu interpretacji, łatwiej było zachować ortodoksyjną spójność i jednomyślność. Chociaż Kościół ustanowił karę śmierci za herezję w 382 r., pierwsi heretycy spłonęli dopiero w 1022 r. i nieprzypadkowo byli to właśnie – jak nazywa ich Manguel – „niezależni czytelnicy”. Gdy zaś wynalazek druku umożliwił na szeroką skalę lekturę indywidualną, a tym samym swobodniejsze interpretowanie tekstu, doszło do jednego z największych wydarzeń w historii zachodniej religii, które miało również znaczący wpływ na losy Europy. Manguel celnie podkreśla, że protestantyzm narodził się przede wszystkim dzięki bezpośredniemu, osobistemu oraz intymnemu obcowaniu z Biblią – z określonego typu lektury.

Wśród zabawniejszych rozdziałów Historii czytania jest ten poświęcony zjawisku kradzieży książek, najwyraźniej od zawsze towarzyszącemu ich dziejom. Możemy poznać historię fascynującej postaci: hrabiego Libri – XIX-wiecznego matematyka, ekscentryka i bibliofila – który splądrował niezliczoną ilość księgozbiorów francuskiej arystokracji oraz duchowieństwa. Skazany licznymi wyrokami uciekał z kraju z kuframi wypełnionymi najcenniejszymi woluminami; umarł w biedzie i na przymusowym wygnaniu, ale wcześniej zemścił się na swoich prześladowcach, sprzedając im falsyfikaty listów Juliusza Cezara czy Pitagorasa.

Co ciekawe, sam Manguel nie wydaje się zdecydowanym przeciwnikiem kradzieży książek, a nawet między wierszami sugeruje, że z podobnych praktyk można czerpać rzadkie, niemal zmysłowe przyjemności. Zauważa też, że do opisu tej czytelniczej zachłanności używamy najczęściej terminologii związanej ze spożywaniem posiłków: mówimy o „pochłanianiu” czy „połykaniu” książek albo „rozsmakowywaniu się” w nich. Do tej listy metafor moglibyśmy dodać występujące w polskim języku wyrażenie „ciężkostrawny styl”.

Po cichu, w samotności

Historia czytania nie jest jednak tylko książką historyczną czy pracą akademicką. Mimo że bazuje na solidnym naukowym opanowaniu literatury przedmiotu, rządzi się prawami swobodnego eseju, a sam Manguel oddaje się marzeniom czytelnika erudyty – np. wtedy, gdy wyobraża sobie wygląd Biblioteki Aleksandryjskiej; narracja przeplatana jest również wątkami autobiograficznymi, opisami pobytów w najsłynniejszych bibliotekach świata, wspomnieniami z pierwszych lektur dziecięcych czy samej cudowności chwili, kiedy udało się po raz pierwszy odcyfrować znaczenie liter.

Mimo szerokiego przeglądu rozmaitych technik czytania wyraźnie widać, że Manguel faworyzuje określony jego typ: intymny, samotny, w ciszy. Zdaniem argentyńskiego pisarza lektura na głos uniemożliwia powrót do ulubionych zdań, narzuca tempo i autorytet czytającego, nawet jeśli – jak dowiadujemy się z Historii… – byli tacy autorzy, m.in. Charles Dickens, którzy potrafili z głośnego odczytywania własnej powieści uczynić niezapomniany spektakl. Ale dla Manguela lektura to wyjątkowy i niepowtarzalny akt, zależny od jednostki, jej aktualnej sytuacji egzystencjalnej; według niego książki mówią do nas po imieniu.

Samotne czytanie w ciszy nie było jednak w dziejach czymś powszechnym i stanowi względną nowość. Jak się dowiadujemy, przez większość wieków książka była towarem luksusowym. I nawet gdy wynalazek Gutenberga znacząco zwiększył dostępność literatury, wciąż nie wszyscy mogli sobie na nią pozwolić. Historia wydań podręcznych, broszurowych nie jest zbyt dawna. Manguel streszcza losy znanej serii wydawnictwa Penguin, która okazała się kluczowa dla współczesnego rynku czytelniczego: sprawiła bowiem, że książka stała się produktem masowym, składowanym w domach towarowych, jak skarpety czy herbata. Co ciekawe, początkowo wydawcy byli dość sceptyczni – obawiali się m.in. złodziei, dla których mały egzemplarz może stanowić łatwy łup; w końcu wcześniej księgi były ogromne i ciężkie, co w pewnym stopniu zapobiegało kradzieżom. Manguel przypomina również dawne problemy i dyskusje dotyczące masowego druku: jeszcze George Orwell bał się, że tego rodzaju serie uniemożliwią rozwój nowej literatury, gdyż wydawcy położą nacisk na sprawdzoną klasykę.

Wydania kieszonkowe zmieniły przestrzeń, w której oddajemy się lekturze – nie są to już stworzone do tego celu pomieszczenia; możemy zabrać książkę wszędzie. Miejsce zaś, w którym czytamy, ukierunkowuje interpretację i zmienia rozumienie samej literatury. Zagadnieniu odbioru tekstu Manguel poświęca też wiele miejsca. Ukazując nie tylko banalną prawdę, że różnie można interpretować jeden tekst, lecz także to, iż ta sama osoba może go odmiennie pojmować w różnym czasie, zależnie od zupełnie przypadkowych okoliczności, takich jak np. klasyfikacja biblioteczna. Podróże Guliwera Jonathana Swifta inaczej będą odczytywane, gdy na bibliotecznej półce znajdą się pod hasłem „satyra społeczna”, inaczej, gdy zostaną zaklasyfikowane jako „powieść”, a jeszcze inaczej, jeśli wylądują na półce z literaturą socjologiczną.

Historii czytania nie znajdziemy przeglądu współczesnych zachodnich koncepcji interpretacji – wywodzących się z psychoanalizy, hermeneutyki czy poststrukturalizmu, ale poznamy dawne idee: dowiemy się, że Dante wyróżniał kilka poziomów znaczenia tekstu oraz że mnisi średniowieczni postrzegali wszelkie teksty jako przejawy uniwersalnego, boskiego logosu. Na przykładzie wysiłków interpretacyjnych Konstantyna Wielkiego Manguel pokazuje, jak dana sytuacja historyczna zmienia sens dawnej literatury: przyjęcie chrześcijaństwa sprawiło, że w dziełach autorów „pogańskich”, m.in. Cycerona i Wergiliusza, zaczęto dostrzegać zapowiedzi nadejścia chrześcijańskiego Zbawiciela. Chociaż dziś tego rodzaju interpretacje wydają nam się naiwne, a nawet trącą oszustwem, to przez stulecia były dla intelektualnych elit Europy czymś oczywistym – Sybillę Erytrejską św. Augustyn zaliczał do „błogosławionych”, a Michał Anioł w kaplicy Sykstyńskiej zestawił ją z prorokami ze Starego Testamentu.        

Wiedza i władza

Manguel rozważa dwa podstawowe stereotypy dotyczące czytania. Według pierwszego z nich jest ono zarezerwowane dla elit, które nie powinny wpuszczać pospólstwa do swojego świata. Z kolei według drugiego poświęcenie czasu książkom właściwie ogłupia, odrywa od konkretu, skazuje na życie w świecie fikcji i marzeń na jawie – tych głupców symbolizują okulary.

Autor Historii czytania wyśmiewa każdy z tych stereotypów, ale ważniejszy jest dla niego ten drugi (podobnie jak duża część wielbicieli książek od dziecka był jego ofiarą). Dla Manguela literatura jest sposobem pogłębienia relacji z rzeczywistością: to sposób rozumienia świata. Z tą krytyką czytania pisarz rozprawia się za pomocą anegdot i cytatów. W jednym z końcowych rozdziałów przywołuje wnikliwe kazanie uczonego humanisty, Johanna Geilera von Kaysersberga, który poddał ostrej krytyce niektóre zachowania czytelnicze – wymieniał takie szaleństwa, jak czcze kolekcjonerstwo, gromadzenie książek dla samych ilustracji i opraw, a także lekturę zbyt wielu pozycji oraz pisanie dzieł bez znajomości podstaw literatury klasycznej. Renesansowy kaznodzieja uważał jednak, że jeszcze większym szaleństwem jest nieczytanie i pogardzanie książkami.

Alberto Manguel „Historia czytania”, tłum. Hanna Jankowska, Państwowy Instytut Wydawniczy
Alberto Manguel „Historia czytania”, tłum. Hanna Jankowska, Państwowy Instytut Wydawniczy

W dziele Manguela niewiele znajdziemy głosów i opinii przeciw samemu pismu i czytaniu. Autor przywołuje znany ustęp z Fajdrosa Platona, w którym Sokrates dowodzi wyższości nauczania ustnego nad pisemnym. Nie wierzył on bowiem, aby z martwych liter można było się czegokolwiek dowiedzieć, skoro tekst – zdaniem greckiego filozofa – może wyłącznie przypominać coś, co już się wiedziało wcześniej: czytający tylko kręci się w kółko i nie zdobywa mądrości. Manguel nie rozważa tej myśli sokratejskiej, przedstawia jedynie pogląd przeciwny.

Autor Historii czytania kilkakrotnie sięga do Smutku tropików Claude Lévi-Straussa, ignorując te fragmenty dzieła francuskiego antropologa, w których mowa o tym, że pojawienie się pisma przyczyniło się do rozwoju niewolnictwa i wzrostu nierówności społecznych. Ktoś mógłby argumentować, że Historia czytania jest pisana z pozycji uprzywilejowanego współczesnego odbiorcy literatury, który estetyzuje samo czytanie, sprowadzając je do zmysłowej przyjemności, bagatelizując fakt – dość znaczący w dziejach – wykorzystywania niewykształconych przez wykształconych. W kulturze zachodniej, tak wnikliwie analizowanej przez Manguela, władza była wyraźnie związana z dostępem do informacji: stąd właśnie przez stulecia brał się autorytet kościelny – duchowni mieli monopol na świętą wiedzę zapisaną w Księdze.

Niektóre fragmenty książki Manguela pośrednio wskazują na władzę czytających i oczytanych: autor przywołuje historie amerykańskich niewolników czy kubańskich robotników, którzy wyszli z analfabetyzmu. Wciąż jednak ukazuje to tylko rewolucyjny potencjał dostępu do informacji. To prawda – jak wielokrotnie podkreśla Manguel – że ustroje totalitarne stosują cenzurę, ale sami ich rzecznicy również posługują się pismem. Argentyński autor nie odnosi się do faktu, że można czytać książki szkodliwe czy zwyczajnie głupie i złe. Prawdą jest też, że hitlerowcy palili jedne książki, a inne cenili – Adolf Hitler był na przykład zagorzałym wielbicielem dzieł twórców filozofii rasistowskiej, jak choćby Arthura de Gobineau.

Historii czytania oprócz kilku anegdot o kulturze muzułmańskiej, początkach japońskiej powieści czy kabalistycznych metodach odczytywania tekstów świętych niewiele dowiemy się o tradycjach lektury innych niż zachodnia. Opierając się tylko na książce Manguela, moglibyśmy też nie domyślić się, że istniały tak ogromne i znaczące tradycje piśmiennicze jak chińska, indyjska czy mezoamerykańska. Częściowym uzasadnieniem wyboru Manguela mogłaby być wyłożona przez niego myśl, że dopiero trzy wielkie religie Abrahamowe uczyniły z Księgi źródło świętej wiedzy. Z drugiej strony argentyński pisarz bardzo chętnie sięga do „pogańskiej”, greckiej i rzymskiej starożytności.

Wymienione niedostatki Historii czytania nie powinny jednak przesłonić ogromnego bogactwa tej książki. Manguel uprzedza zresztą wszelką krytykę, twierdząc, że jest to jego osobista i arbitralna opowieść, bez pretensji do obiektywności czy wyczerpania tematu. Co więcej, jej kolejne strony można i powinno się wciąż dopisywać, bo historia ta jest – jak samo czytanie – nieskończona i zawsze otwarta.

Nawet bowiem gdy krytykuję Manguela, robię to dzięki temu, że zapoznałem się z jego książką oraz wieloma innymi. Każdy komentarz do Historii czytania, nawet ten (z trudem wyobrażony) najbardziej krytyczny, tylko potwierdza prawdy, o których to dzieło mówi.


Alberto Manguel, Historia czytania, tłum. Hanna Jankowska, PIW, Warszawa 2023

Czytaj również:

Czytanie to przywilej Czytanie to przywilej
i
Fot. Paweł Jasnowski
Przemyślenia

Czytanie to przywilej

Paweł Jasnowski

Swoją bibliotekę budują od czasu, gdy mieli po 19 lat i kupno każdej książki było świętem. Dziś, ponad 30 lat później, w swoim krakowskim domu mają specjalnie zaprojektowaną bibliotekę. Bez książek nie byliby tym, kim są – mówią zgodnie Anka i Wilhelm Sasnalowie.

Gdy ich odwiedzam, właśnie odpoczywają po podróży i pracy na planie. Ich ostatni film, Człowiek do wszystkiego według powieści Roberta Walsera, czeka jeszcze na montaż.

Czytaj dalej