Swoją bibliotekę budują od czasu, gdy mieli po 19 lat i kupno każdej książki było świętem. Dziś, ponad 30 lat później, w swoim krakowskim domu mają specjalnie zaprojektowaną bibliotekę. Bez książek nie byliby tym, kim są – mówią zgodnie Anka i Wilhelm Sasnalowie.
Gdy ich odwiedzam, właśnie odpoczywają po podróży i pracy na planie. Ich ostatni film, Człowiek do wszystkiego według powieści Roberta Walsera, czeka jeszcze na montaż.
Wspólna praca nad filmami przyszła dość naturalnie. Wilhelm, jeden z najwybitniejszych polskich artystów współczesnych, interesował się obrazem i dźwiękiem. Dla Anki, reżyserki i scenarzystki, najważniejszy był tekst. Film połączył oba te doświadczenia. Ostatnio, jak mówią, trochę się w tej wspólnej pracy rozstali. Walserowska opowieść to już film niemal w całości zrobiony przez Wilhelma.
Spotykamy się w ich krakowskim domu, do którego wrócili po rocznym pobycie w Stanach. Stoimy z Anką w kuchni przy kubkach wody oraz mocnej kawy. Między nogami przemykają kot Cukierek i pies Luna. Po chwili zjawia się Wilhelm i przechodzimy na taras.
Paweł Jasnowski: Co teraz czytacie?
Wilhelm Sasnal: Ja ostatnią książkę Hanyi Yanagihary, Do raju. Zacząłem też Róże Orwella Rebekki Solnit. Ale wrócę do niej dopiero po tej pierwszej. Rzadko odkładam zaczęte książki.
Anka Sasnal: Ja kończę inną powieść Yanagihary, Ludzi na drzewach. Zazwyczaj czytam kilka rzeczy naraz. Teraz są to Łakome Małgorzaty Lebdy, Zmiana, czyli ostatnia książka Édouarda Louisa, Szóste wymieranie Elizabeth Kolbert i po raz kolejny Rebeccę Solnit, ale to już lektury związane ze scenariuszem, nad którym teraz pracuję. Kończę też słuchać książkę Mikołaja Grynberga Jezus umarł w Polsce. Ale dozuję ją sobie, bo to bardzo przygnębiająca lektura. Czy tego chcemy, czy nie, czytając Grynberga, musimy wrócić do przeszłości. W Polsce znowu ludzie ukrywają się w lesie, umierają z wycieńczenia. Znowu się na nich poluje, donosi. A ci nieliczni, którzy im pomagają, czynią to pod osłoną nocy, w ukryciu. Kilka lat temu zrobiliśmy film Słońce, to słońce mnie oślepiło na podstawie powieści Obcy Alberta Camusa. To był początek tzw. kryzysu uchodźczego w Europie, dramat Lampedusy. I my sobie w tym filmie zadaliśmy pytanie, co by było, gdyby u bram polskiego raju stanęli inni, obcy. Rzeczywistość udzieliła nam