Kto kogo miau? Kto kogo miau?
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 1092/1966 r.
Wiedza i niewiedza

Kto kogo miau?

Renata Lis
Czyta się 13 minut

Od szatańskiego pomiotu do kociej osoby – zmiana, która dokonała się w postrzeganiu tych stworzeń, więcej ma wspólnego z nami niż z nimi.

Odwieczny spór o wyższość psów nad kotami lub kotów nad psami nie należy do najmądrzejszych (i psy, i koty potrafią być wspaniałymi towarzyszami). Nie da się jednak ukryć, że ostatnio to koty wysunęły się na prowadzenie w statystyce ulubionych zwierząt domowych. Laura A. Vocelle, amerykańska znawczyni tematu, podaje w swojej książce Miau. Kompletna historia kota, że w latach 2015–2016 w samych tylko Stanach Zjednoczonych pod opieką ludzi żyło prawie 90 mln kotów, podczas gdy na świecie ich liczba przekroczyła 600 mln. Każdy użytkownik serwisów społecznościowych przyzna też, że koty opanowały Internet: filmy o nich zdobywają na Facebooku czy Instagramie miliony polubień, kocie memy należą do najpopularniejszych, a dołączenie do posta zdjęcia kota jest niezawodnym sposobem na zwiększenie zasięgów. Grumpy Cat, Kot Simona albo miniasty kot Stepan z Charkowa, którego ewakuację z ogarniętej wojną Ukrainy w zeszłym roku śledziły w social mediach dziesiątki tysięcy obserwatorów – kto z nas nie widział jednego z nich przynajmniej raz? Wszyscy mamy przecież wśród znajomych kociarę lub kociarza, o ile sami nie jesteśmy taką osobą. Może dlatego lubimy żartować, że koty przejęły kontrolę nad światem?

Ostrożnie z żartami

Tutaj pojawia się problem: na pozór niewinny żart, jeden z najpopularniejszych, opiera się na krzywdzącym stereotypie kota jako manipulatora skrycie pragnącego władzy. Umysł człowieka wciąż poddaje koty stereotypizacji, raz czyniąc z nich istoty złośliwe, mściwe i krnąbrne, a kiedy indziej – wolne, niezależne i osobne. Nie wszyscy wiedzą, że obie te wizje są fałszywe: cechy kotów, tak samo jak ludzi, nie są im przypisane na stałe, a już na pewno zwierzęta te nie mają cech ludzkich. Gdyby ktoś powiedział, dajmy na to, że ludzie są zazdrośni, wyszedłby na głupca: wiadomo przecież, że jedni są, a inni nie. Podobnie sprawa wygląda z kotami. Są rozmaite. Różnią się między sobą zarówno osobniczo, jak i historycznie.

„Chciałbym sprzeciwić się powszechnemu poglądowi o niewzruszonej Naturze Kota Domowego, a także jego stereotypowemu portretowi, wedle którego jest on niezależny, nieprzewidywalny i tajemniczy, za co ongiś go nienawidzono, a obecnie za to samo się kocha – deklaruje z mocą francuski historyk Éric ­Baratay w książce Kocie sprawy. Koty tworzą swoją historię (tłum. Krzysztof Jarosz). – Zbyt wielu ludzi zapomina, że ten obraz autorstwa naturalistów, pisarzy, artystów i filozofów, zwłaszcza żyjących w XVIII i XIX wieku, zainspirowały szczególne relacje ludzko-kocie, stwarzające właściwą dla nich kocią kondycję i środowisko, a wszystko to razem wzięte wytworzyło szczególne koty będące ucieleśnieniem tylko pewnej wersji kota, a nie Kota jako takiego”. Baratay – związany z Uniwersytetem w Lyonie specjalista w dziedzinie animal studies (interdyscyplinarne badania zajmujące się szeroko rozumianą kwestią zwierząt w obszarze nauk humanistyczno-społecznych) – skupia się na zmienności kocich wzorców zachowań w perspektywie historycznej, obejmującej życie kilku pokoleń tych ssaków na okreś­lonym terytorium. Badacz nie podważa istnienia uwarunkowań gatunkowych, w pewnym stopniu dla kotów wiążących (tak jak ludzkie uwarunkowania gatunkowe determinują nas), podkreśla jednak, że są one plastyczne bardziej, niż przywyk­liśmy sądzić, i stwarzają kotom naprawdę szerokie ramy dla trwałych wariacji behawioralnych. W interakcji ze zmieniającym się środowiskiem koty domowe nie tylko wytwarzają różniące się między sobą kultury, lecz także potrafią przekazywać kolejnym pokoleniom wypracowane w ten sposób wzory kulturowe.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Weźmy takie głaskanie brzuszka. Koci behawioryści uważają, że jeśli zwierzęta nie nauczą się tej pieszczoty od ludzi przed upływem pierwszych miesięcy życia, już jej nie polubią, i jeżeli się na nią godzą, to wyłącznie przez pewien czas i z uprzejmości wobec opiekuna, a potem tracą cierpliwość i gryzą. U nas w domu ta prawda nie obowiązuje: oba nasze przygarnięte w wieku około sześciu miesięcy bezdomniaki uwielbiają być w ten sposób głaskane, dopraszają się tego i oczekują, że będzie to trwało w nieskończoność. W dodatku w ogóle nie drapią i nie gryzą – nigdy! Są to cechy szczególne naszej domowej kociej kultury, wypracowane w toku długiej interakcji.

Nie powinno być zaskoczeniem, że po narzędzia badawcze Baratay sięga do „ludzkich” nauk społecznych i humanistycznych. „Teraz, gdy coraz szerzej dopuszcza się istnienie różnic i złożoność kotów, okazuje się, że można stosować w odniesieniu do nich metody stworzone na potrzeby badania istot par excellence złożonych, jakimi są ludzie” – tłumaczy swoją decyzję. W studiach nad życiem kotów przyjmuje założenia antropologicznej szkoły personalizmu, czyli w pierwszej kolejności skupia się na kocich jednostkach: na historii kotki Mimi czy na osobowości kota Błażeja. Kultury nie uważa za oderwany od życia system, odmawia jej też waloru niezmienności – każda kultura, w tym również kocia, to dynamiczny proces podlegający mechanizmom bezustannej konstrukcji i selekcji. Dlatego – uważa badacz – należałoby zbudować socjologię, geografię i etnologię behawioralną kotów. Dziedzinę, którą sam uprawia, nazywa et(n)ologią historyczną zwierząt.

(Nie)porozumienie

Podejście Érica Barataya do badania kotów jest znakiem fundamentalnej zmiany, która zaszła i wciąż zachodzi w stosunku człowieka do zwierząt. Do jej najważniejszych przejawów można zaliczyć przejście od postawy „to tylko zwierzę”, usprawiedliwiającej okrucieństwo i wyzysk, do orzekanych przez sąd kar za znęcanie się nad zwierzętami, motywowanego etycznie weganizmu czy niespotykanych w przeszłości zjawisk, takich jak ewakuacja zwierząt z Ukrainy czy też utworzenie kategorii non-human person [ang. osoba nie ludzka]. Opiera się ona na założeniu, że człowiek nie jest „koroną stworzenia”, lecz zwierzęciem pośród innych zwierząt, i wiele cech uważanych dotąd mylnie za ludzkie dzieli z innymi gatunkami – m.in. wysoką inteligencję czy zdolność do cierpienia psychicznego. To zaś sprawia, że prawo do życia, szacunku i dobrostanu staje się prawem uniwersalnym. I mimo że lista owych non-human persons obejmuje na razie wybrane gatunki (orki, delfiny, orangutany), coraz więcej kocich opiekunów zmienia nastawienie do swoich mruczących domowników, nie tyle uczłowieczając ich, ile respektując wartość gatunkowej odmienności. Doświadczenie życia z kotem prowadzi do takich samych wniosków, do jakich innymi metodami dochodzi nauka: ludzie i koty mają ze sobą wiele wspólnego. Na tyle dużo, byś­my mogli całkiem nieźle ze sobą współistnieć. „Wykazano – pisze Baratay – iż w wypadku zachowań społecznych ludzie i koty posiadają równorzędne struktury oraz funkcje mózgowe, odziedziczone po wspólnym przodku. Umożliwia to występowanie między nimi interakcji i socjalizacji z podobnymi fizjologicznymi oraz neurologicznymi mechanizmami w wyrażaniu zachowań i emocji”.

ilustracja: Marek Raczkowski
ilustracja: Marek Raczkowski

Podkreślmy: te „równorzędne struktury”, a także inne podobieństwa nie oznaczają tożsamości. Znaczenia, jakie przypisujemy kocim zachowaniom, często rozmijają się z tymi, jakie naprawdę mają one w zwierzęcym świecie. Rozumiemy je inaczej, po ludzku, paradoksalnie jednak w ramach tego nieporozumienia zachodzi między nami jakaś wyższa zgodność. Interakcje człowieka z kotem – wyjaśnia Baratay – „zakładają po części wzajemne niezrozumienie” i to ono „leży u podstaw kulawego, złożonego i niestałego dopasowywania się”. Dobrym przykładem może tu być koci zwyczaj przynoszenia zdobyczy do łóżka opiekuna: chętnie odczytujemy ten gest jako wyraz miłości i cieszymy się z prezentu, tymczasem kot po prostu wybrał sobie to miejsce jako najbezpieczniejszą kryjówkę dla świeżo upolowanej szmacianej myszki. To zasadnicze nieporozumienie nie stoi jednak na przeszkodzie osiągnięciu obopólnej satysfakcji (my uważamy się za obdarowanych, kot ma poczucie bezpieczeństwa) i umacnia wzajemną relację.

Brzytwa Kartezjusza

Rewersem upodmiotowienia zwierząt we współczesnym świecie jest pokutujące jeszcze tu i ówdzie dziedzictwo dawnej ignorancji i związanej z nią małej wrażliwości. Przejawia się to w podkreś­laniu nie tylko różnic między człowiekiem a zwierzęciem, lecz także odrębności i wyższości homo sapiens nad przyrodą. Postawy takie są głęboko zakorzenione w zachodnich religiach oraz filozofiach.

Chrześcijanie jeszcze dzisiaj powołują się na skierowany do Adama i Ewy nakaz Jahwe z Księgi Rodzaju: „Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rdz 1,28), traktując go jako uzasadnienie ludzkiego egoizmu zwanego antropocentryzmem. Jest to szkodliwe, ponieważ właśnie egocentryzm człowieka doprowadził do okrutnego wyzysku zwierząt i rabunkowej eksploatacji zasobów naturalnych planety, czego konsekwencją są postępujące od lat 70. XX w. ocieplenie klimatu i związane z nim mordercze anomalie pogodowe. Negatywnego wpływu religii chrześcijańskiej na stosunek człowieka Zachodu do przyrody nie zdołały zrównoważyć podejmowane w pojedynkę desperackie próby przeciwdziałania złu, jak choćby Ewangelia Świętych Dwunastu – opublikowany w latach 20. XX w. fikcyjny apokryf Gideo­na Ouseleya, w którym Jezus lituje się nad kotami i zaleca dietę wegetariańską.

Przywilejem długiego trwania cieszy się w kulturze europejskiej również kartezjanizm – tendencja filozoficzna uznawana za fundament zachodniej nowoczes­ności. Jest to stanowisko wypracowane w XVII w. na gruncie metafizyki i filozofii umysłu przez francuskiego matematyka Renégo Descartes’a. Głosił on, że umysł i ciało różnią się substancjalnie i są od siebie niezależne. Ten pozornie nieszkod­liwy koncept przełożył się na wiele dalszych dychotomii pojęciowych, odcinając kulturę od natury oraz ludzi od zwierząt. W ramach kartezjanizmu zwierzę stawało się w stosunku do człowieka tym, czym ciało wobec umysłu: pozbawioną duszy materią; mięsem, które można kroić. Kartezjusz pisał z przerażającym mechanicystycznym chłodem: „Otóż spostrzegam tu przede wszystkim, że jest wielka różnica między umysłem a ciałem, polegająca na tym, że ciało z natury swojej jest zawsze podzielne, umysł zaś całkowicie niepodzielny; bo rzeczywiście, gdy się zastanawiam nad nią, czyli nad sobą samym, o ile jestem rzeczą tylko myślącą, nie mogę rozróżnić w sobie żadnych części, lecz pojmuję, że jestem czymś najzupełniej jednym i całym. I chociaż wydaje się, że z całym ciałem jest złączony cały umysł, to jednak dowiaduję się, że po obcięciu nogi czy ramienia, czy też innej części ciała niczego przez to nie ubyło z mojego umysłu” (Medytacje o pierwszej filozofii, tłum. Maria i Kazimierz Ajdukiewiczowie, Stefan Świeżawski, Izydora Dąmbska). Ten całkowicie zewnętrzny, nieledwie psychopatyczny sposób, w jaki filozof odnosi się tu do ciała, legł u podstaw globalnego kapitalizmu, który kilkaset lat później zacznie dławić planetę.

Kultura nienawiści

Historia chrześcijańskiej Europy jest historią prześladowania kotów. „Kościół wciąż skupiał się na wyimaginowanych związkach kotów z siłami zła” – pisze Laura A. Vocelle o średniowieczu (tłum. Dorota Kozińska). Koty podlegały wówczas uporczywej demonizacji, stając się ofiarami kultury nienawiści skierowanej przeciw nim. Używano ich do walki z przeciwnikami Kościoła: hierarchowie zamawiali i rozpowszechniali wizerunki Żydów w otoczeniu kotów symbolizujących herezję, a przeciwko katarom, których nazwę wywodzono od łacińskiego słowa catus, w XIII w. organizowane były krucjaty. Eksterminacja katarów przebiegała m.in. pod zarzutem, że jakoby czcili oni Szatana pod postacią kota i dopuszczali się perwersji seksualnych z udziałem tych zwierząt.

Przekonanie o związkach kotów z kobietami jest starsze niż Europa i prawdopodobnie sięga starożytnego Egiptu – to tam kocia bogini Bastet opiekowała się płodnością, macierzyństwem i ogniskiem domowym. Była silnym oraz popularnym bóstwem, którego kult promieniował znad Nilu na całe Imperium Romanum. Dopiero pod rządami cesarza Teodozjusza I Wielkiego (IV w.) pozycja chrześcijaństwa umocniła się na tyle, że kulty pogańskie zostały zdelegalizowane w całym cesarstwie, nie wyłączając Egiptu. Dawni bogowie stopniowo odchodzili w niebyt – ich postacie zacierały się, a kompetencje mieszały. Złowróżbnego skojarzenia kota z kobietami, złem i czarami najpewniej dokonali Grecy oraz Rzymianie, łącząc na stałe egipskie kulty Izydy i Bastet z kultami Artemidy i Hekate. Ta ostatnia jako bogini nekromancji, Księżyca, a także magii potrafiła zmieniać postać, co pozostaje w związku z przypisywaną później kobietom uznawanym za czarownice zdolnością do przemieniania się w kota. Opowiadano o nich, że na co dzień otaczają się kotami, posługują się nimi jako środkiem lokomocji, kiedy wyruszają na sabat, i wspólnie z nimi składają cześć Szatanowi, który sam też potrafi zamienić się w kota. Pokolenia Francuzów – pisze Baratay – rosły w przekonaniu, że „w wigilię Świętego Jana w miastach nie było ani jednego kota, albowiem tego dnia wszystkie udawały się na powszechny sabat”. W mieście Metz w Lotaryngii, znanym z praktykowanego intensywnie przez cztery stulecia palenia rzekomych czarownic, 23 czerwca publicznie palono również koty. „Mimo że koty skutecznie kontrolowały populację szkodników – zauważa Laura A. Vocelle – ludzie odpłacali im się bestialską śmiercią w płomieniach, a nawet zrzucaniem z dzwonnic i wież budowli miejskich: w sukiennicach w Ypres praktykowano ten zwyczaj aż do 1817 roku. Większość tych odrażających czynów towarzyszyła uroczystościom kościelnym i obchodom ku czci świętych”.

W tej sytuacji nie dziwi, że w sztuce chrześcijańskiej kot uosabiał przeciwną Bogu ciemną siłę, a w przesądach i legendach jako „wysłannik demonów” lub „diabelski pomiot” sprowadzał choroby, nieszczęścia i śmierć. W połowie XVIII w. ta nienawistna ideologia znalazła zwieńczenie w dziele przyrodnika Georges’a de Buffona zatytułowanym Historia naturalna, w którym kotom „naukowo” przypisane zostały fałsz, obłuda i perwersje, a nawet „nieszczere oczy” czy „ukośny chód” (cyt. za Baratayem).

Długi proces, który doprowadził relacje ludzko-kocie do dzisiejszego stanu, rozpoczął się już pod koniec średniowiecza – z tego okresu pochodzą najstarsze świadectwa ujawniające wrażliwość na piękno kotów żyjących w bliskości z człowiekiem. Są one nieliczne i dotyczą zwłaszcza arystokratek czy mnichów z zakonów kontemplacyjnych, a więc osób dysponujących czasem oraz innymi zasobami ułatwiającymi pielęgnowanie empatii. Takie postawy zaczną się upowszechniać w epoce renesansu – nadal tylko wśród elity i często w związku z importem kotów syryjskich oraz perskich o jasnej sierś­ci, postrzeganych przez Europejczyków jako przeciwieństwo pospolitego czarnego dachowca. Nierzadko zdarza się, że ci sami ludzie hołubią swoich orientalnych ulubieńców i zajadle prześladują znienawidzone koty uliczne.

Mruczące futrzaki w tamtej epoce nie mają jeszcze imion, niemniej przyzwolenie na przemoc wobec nich znacząco słabnie. Koty krok po kroku zaczynają zdobywać sobie w oczach ludzkich podmiotowość. Pierwsze epitafium kota powstaje we Francji w 1558 r., pierwsza książka o kotach – Les Chats François-Augustina de Paradis de Moncrifa – ukazuje się w roku 1727. Jej autor, pisarz i poeta, podkreśla rolę kotów w historii ludzkości (Egipt) oraz ich obecność „u boku ludzi wielkiej inteligencji i władzy od Montaigne’a do Richelieu”. Właśnie XVIII w. przynosi prawdziwy przełom w kociej historii: przez kolejne trzy stulecia pozytywne przewartościowanie w stosunku do kotów będzie w Europie narastać, aż w końcu w drugiej połowie XX w. czuła uważność wobec tych zwierząt stanie się na Zachodzie nową normą. Stopniowo będą się zmieniać również warunki życia kotów domowych, a w rezultacie – ich zachowania i kultury. „Dzisiaj jawna przemoc budzi zgorszenie i jest przykładnie karana – pisze Baratay. – Współcześnie koty stały się najbardziej cenionymi zwierzętami do towarzystwa w krajach Zachodu i w zamerykanizowanej Japonii”.

Życie w stadzie

To prawda: koty żyją dzisiaj z ludźmi blisko jak nigdy wcześniej. Na prawach członków rodziny albo wręcz w międzygatunkowym stadzie, czasem obejmującym też psy, z którymi rzekomo aspołeczne mruczki całkiem nieźle się dogadują, jeśli stworzy się im odpowiednie warunki. Koty otacza się kosztowną opieką zdrowotną, wozi samochodami i samolotami, zabiera na spacery w szeleczkach i na kocie place zabaw, chodzi się z nimi do kociego psychologa, zapisuje się im leki na depresję i wykupuje miejsca na zwierzęcym cmentarzu. Dla wielu osób bliska relacja z kotem domowym jest warta nie mniej niż przyjaźń z innym człowiekiem. Jak zauważa Baratay, w XXI w. coraz bardziej cenione są koty dynamiczne, lubiące zabawę i kontakt z ludźmi, a to z kolei – na zasadzie sprzężenia zwrotnego – sprawia, że coraz częściej właśnie takie się stają.

Personalistyczne podejście do życia z kotami stawia przed nami niemałe wymagania, które można streścić w dwóch słowach: miłość i szacunek. W przekładzie na codzienność oznacza to nie tylko, że od kotów można się wiele nauczyć (zwłaszcza opanowania i równowagi), lecz także należy pójść na mnóstwo kompromisów i ustępstw, np.: zabezpieczyć okna i balkon siatką (choć dla niektórych nie jest to estetyczne), żeby kot nie wypadł, nie poranił się i nie zagubił; ustawić w mieszkaniu drapaki i zbudować „kocią autostradę”, mimo że te konstrukcje rzadko pasują do aranżacji wnętrza; zrezygnować z uprawy trujących dla kota roślin, takich jak skrzydłokwiat, monstera czy gwiazda betlejemska, nawet jeśli należą one do naszych ulubionych. Oznacza to też, że nie wolno się lenić, zaniedbując potrzeby kota, do których należy codzienna zabawa, i trzeba uwzględniać specyficzne wymagania kociej osoby przy planowaniu takich kataklizmów jak dłuższy wyjazd, nowe dziecko w rodzinie, remont czy przeprowadzka.

Najważniejsza jest jednak czujność wobec własnych uprzedzeń, bo nikt nie bywa od nich zupełnie wolny. Przekonanie o „wrodzonej” kociej podłości – zapisane w popularnych żartach o złośliwym sikaniu do kapci, mściwym przewracaniu choinki oraz innych fochach – występuje tak często nawet u miłośników tych zwierząt, że kocia behawiorystka Aleksandra Zawadzka-Glinka w swojej książce Zamieszka(ł) ze mną kot sformułowała w punktach taki apel przestrogę:

„Jakikolwiek problem stwarzałby twój kot, pamiętaj:

On nie robi ci na złość (nigdy żaden kot nie robi na złość).

Zachowanie kota jest objawem – w ten sposób próbuje powiedzieć ci, że coś jest nie tak. Coś zmieniło się w stanie jego zdrowia lub w otoczeniu na tyle, że wystąpiło zachowanie problemowe.

Kot się nie mści – on woła o pomoc”.

Warto to zapamiętać.

Daniel Mróz - rysunek z archiwum, nr 1092/1966 r.
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 1092/1966 r.

Czytaj również:

Morał z pazurem Morał z pazurem
i
"Kot w butach", Elizabeth Tyler Wolcott, 1921 r., Digital Commonwealth/Rawpixel (domena publiczna)
Doznania

Morał z pazurem

Kamila Dzika-Jurek

Uczmy się od kotów, a szczególnie od tego najsłynniejszego – w butach! Jego historia nie tylko ukazuje, ile jest w nas z kociej natury, lecz także podpowiada, że aby zmienić swój los, trzeba najpierw odważnie ruszyć w nieznane.

Zaskakujące, ale w pierwszej historyjce o Kocie w Butach – tej, która później stała się kanwą kolejnych wersji – nie było ani butów, ani właś­ciwie nawet kota. Opowieść znalazła się w zbiorze zatytułowanym Le piacevoli notti (Rozkoszne noce) autorstwa XVI-wiecznego włoskiego pisarza i poety Giovanniego Francesca Straparoli. Baśń opowiada o tym, jak wróżka (la fatata) pod postacią kotki (la gatta) postanawia pomóc jednemu z trzech braci, którzy niedawno stracili matkę. W Europie przez wieki obowiązywało prawo pierworództwa, według którego większą część spadku po rodzicach dziedziczył najstarszy syn. Z rodzinnego majątku, i tak już dość szczupłego, najmłodszy z braci nie otrzymuje niczego poza kotką. Odziedziczone zwierzę nie domaga się jednak – jak to będzie w kolejnych wersjach baśni – ani tytułowych trzewików, ani worka, ani torby myśliwskiej. Włoska la gatta jest najbardziej samodzielna ze wszystkich późniejszych kocich bohaterów tej historii – wszak to wróżka. Wróżka, której pomagają poruszać się po świecie typowo kocie atrybuty: chwytne łapy, ostrożność, dobry wzrok i spryt.

Czytaj dalej