Sławni ludzie muszą uważać – powiedzą coś lub napiszą prywatnie, wyjdzie to na jaw i będzie potem cytowane przez stulecia. W roku 1879 Karol Darwin stwierdził w liście do przyrodnika Josepha Daltona Hookera, że ewolucja kwiatów kryje w sobie „potworną tajemnicę” (abominable mystery). Efekt jest taki, że dziś każdy artykuł z tej tematyki cytuje to sformułowanie, eksploatując kontrast między pięknem kwiatów a rzekomo „potwornym” sekretem ich pochodzenia.
Dobrze więc wyjaśnić, co właściwie według Darwina było tajemnicą. Nie samo pojawienie się kwiatów. Potwornie tajemnicze wydawało się Darwinowi raczej to, że w okresie środkowej kredy kwiaty przeszły błyskawiczną ewolucję i rozkwitły w olbrzymiej liczbie gatunków. Takie tempo przemian i różnicowania kłóciło się z przyjętą przez Darwina zasadą natura non facit saltum, czyli natura nie robi skoków.
W liście do Hookera Darwin przyznaje wręcz, że wyobraźnia każe mu wierzyć w istnienie jakiejś zaginionej wyspy, na której kwiaty długo ewoluowały w odosobnieniu, zanim zawojowały świat. Ale wspomina też inną hipotezę, mniej czarowną, lecz sprytniejszą – myśl, którą dwa lata wcześniej podzielił się z nim francuski przyrodnik Gaston de Saporta. Według niego owady i kwiaty przyśpieszyły nawzajem swoją ewolucję, wchodząc na ścieżkę koewolucji.
Poszczególne gatunki owadów specjalizują się w zapylaniu różnych gatunków roślin, a rośliny – w wabieniu wybranych gatunków owadów. Trwa ten bal kotylionowy od 100 mln lat z okładem i dziwne by było, gdybyśmy w ciągu kilkuset lat rozszyfrowali całą jego złożoność. Przykładowo wciąż jeszcze mało wiemy o roli dźwięków i drgań w procesie zapylenia. Płatki niektórych kwiatów (np. wiesiołka Oenothera drummondii) są niczym uszy wyczulone na wibracje skrzydełek odpowiednich owadów. Owady zaś (np. pszczoły Andrena carantonica) potrafią dzięki pulsacyjnym drganiom klatki piersiowej uwolnić pyłek z kwiatu, na którym siedzą. Jeśli drgania są właściwe, kwiat zareaguje jak na tajemne hasło. Takie to rzeczy dzieją się na łąkach, w lasach i na poboczach.
Czy bujne owadzio-kwiatowe relacje wystarczają, żeby wyjaśnić przyśpieszoną ewolucję kwiatów? Zdania są podzielone, dyskusja wciąż trwa. Wracając do samego Darwina, warto powtórzyć, że mianem „potwornej tajemnicy” nie określił on pojawienia się pierwszych kwiatów, ale ich ekspresową ewolucję. To ważna cecha myśli Darwina – nie szukał on praprzyczyn, pierwszych impulsów i mitycznych przodków, tylko skupiał się na zależnościach, prawach i relacjach, które były, są i będą aktualne.
Skoro już oddaliśmy należną cześć Darwinowi i jego umysłowej powściągliwości, możemy nareszcie napisać, jak mógł wyglądać pierwszy w dziejach Ziemi kwiat. Otóż, jak podejrzewają naukowcy z Université Paris-Sud, miał on mnóstwo płatków – 11 lub więcej, ale był maleńki, co najwyżej centymetrowy. I żył sobie jakoś między 140 a 250 mln lat temu.