To była miłość od pierwszego wejrzenia. Na opuszczoną leś­niczówkę Lech Wilczek natknął się zupełnym przypadkiem (jeśli takie rzeczywiście istnieją) i tamta chwila zaważyła na jego przyszłości. Miał wówczas 22 lata, w Białowieży był pierwszy raz w życiu, Dziedzinka – tak nazywa się leśny domek – wyrosła mu na ścieżce podczas jednego ze spacerów. Niecałe 20 lat później, w 1971 r., zamieszkał w niej na stałe – i do końca życia. Razem z przyrodniczką Simoną Kossak pracowali, opiekowali się dzikimi zwierzętami, sławili piękno Puszczy. Ona poprzez swoje artykuły, audycje radiowe i książki, a on przez wybitne fotografie.