Mądrość kwiatów
i
Auguste Renoir, „Nini w ogrodzie”, 1876 r.
Ziemia

Mądrość kwiatów

Maria Górz
Czyta się 8 minut

Uważnym i czułym obserwatorom przyrody łatwo przychodzi przypisywanie roślinom ludzkich cech. Zabieg ten wzbudza jednak kontrowersje. Zamiast więc zastanawiać się, czy kwiaty zachowują się inteligentnie, po prostu się od nich uczmy.

„Roślina daje człowiekowi zdumiewający przykład nieposłuszeństwa, odwagi, wytrwałego uporu i pomysłowości. Gdybyśmy użyli bodaj części energii, na jaką zdobywa się kwiat w ogrodzie dla zwalczenia różnych utrapień życia, które i nas gnębią, z pewnością nasz los mógłby się zmienić”.

Maurice Maeterlinck, 1907

W ciągu ponad 170 mln lat kwiaty wykształciły mechanizmy, których stopień skomplikowania zaskoczyłby niejednego inżyniera. Ich dostosowanie się do otoczenia świadczy o niezwykłej inteligencji – być może trudno ją dostrzec w przypadku pojedynczego kwiatu, widać ją jednak wyraźnie, gdy śledzi się udoskonalenia wprowadzane przez dany gatunek w skali pokoleń.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Według Maurice’a Maeterlincka, zapalonego botanika i laureata Literackiej Nagrody Nobla w 1911 r., kwiaty nie są pozbawione rozsądku i sprytu. Uciekają się do sztuczek oraz forteli, popełniają błędy, szukają po omacku, doświadczają zawodów i rozczarowań. Królestwo roślin od państwa zwierząt oddziela zaś „próg tajemniczy i zdaje się fikcyjny”, zatem jeśli człowiek uznaje się za istotę uprzywilejowaną, to tylko z powodu pychy.

Przybłędami jesteśmy…

Możliwe, że mamy więcej wspólnego z kwiatami, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, a utrapienia, które nas gnębią, dobrze znają również rośliny. Ich gatunkiem rządzą nieubłagane prawa, wśród których najokrutniejsza wydaje się konieczność trwania w jednym miejscu od urodzenia aż do śmierci. Wydobycie się z tego fatalizmu stanowi główny cel zabiegów, jakie inteligencja kwiatów podejmowała w toku ewolucji. Mamy tu całe spektrum rozwiązań: strzelające kapsułki, śmigła, spadochrony, skrzydełka, konstrukcje sprężynowe i tryskające bomby. Wszystkie te sposoby przezwyciężenia ograniczeń przestrzennych kształtowały się w trakcie milionów lat.

Maeterlinck zgrabnie wytrąca nam z dłoni argument o wyższości rodzaju ludzkiego. „Wydaje nam się, że to my sami, siłą inteligencji i twórczego geniuszu, stwarzamy rzeczy nowe w świecie nieświadomym i biernym. Tymczasem, przyjrzawszy się sprawie z bliska, dochodzimy do wniosku, że w ogóle trudno jest nam stworzyć coś nowego. Przybłędami tylko jesteśmy, niedawno przybyłymi na Ziemię, toteż odnajdujemy jedynie to, co istniało dawno, i powtarzamy, niby nowością olśnione dzieci, wszystko to, czego dokonało przez wieki życie”.

Czy jesteśmy w ogóle w stanie stworzyć coś nowego? Motywy architektoniczne, muzyczne, zasady harmonii, złoty podział, niezliczone rozwiązania inżynieryjne – wszystko to zaczerpnęliśmy z przyrody. W czasach, gdy biegaliśmy z maczugą, a szczytowym osiągnięciem ludzkiej myśli technicznej były taran czy katapulta, szałwia znała już dźwignię automatyczną, działającą precyzyjnie za pomocą przeciwwagi. Przez stulecia nie mieliśmy pojęcia o właściwościach spiralnej śruby, mimo że klon i lipa wykorzystywały je od czasu pojawienia się drzew na Ziemi. Gnidosz stworzył system kapsułek kryjących się nawzajem tak dokładnie, jakby szło o mechanizm wprawiany w ruch za pomocą sprężyn, działający na zasadzie równi pochyłej. I tak dalej, i tak dalej. Świat kwiatów, jeśli mu się uważnie przyjrzeć, to niekończące się źródło inspiracji dla wszystkich dziedzin naszego życia.

Maksymalne powiększenie

Nieśpieszny rytm narracji Maeterlincka zachęca do zwolnienia tempa. Zrozumienie świata przyrody, dostrzeżenie subtelnych procesów i mechanizmów nie będzie możliwe bez dozy uważności. Skupmy się zatem i przyjrzyjmy cierpliwiej temu, co nas otacza – w detalu, w maksymalnym powiększeniu.

W czasach przed pandemią praca zdalna była marzeniem, a spędzanie czasu w domu jawiło się jako doskonała okazja, by wreszcie zwolnić tempo, wreszcie mieć czas dla rodziny, wreszcie o siebie zadbać. W pierwszych miesiącach lockdownu znacząco polepszyła się jakość powietrza w przemysłowych rejonach kuli ziemskiej. Sytuacja win-win: dla nas i dla Ziemi.

Szybko jednak okazało się, że pozbawione organizacji dni zbyt często rozpływały się i przemijały niezauważone. Praca jakoś się nie kleiła, a my – przeniósłszy wszystkie aktywności do świata wirtualnego – niemal nie odchodziliśmy od komputera. Nadrabialiśmy zaleg­łości w serialach, uczestniczyliśmy w kolejnych webinarach albo śledziliśmy media społecznościowe, by zachować pozory kontaktu z bliskimi. Po kilku miesiącach izolacji sprzedaż środków antydepresyjnych wzrosła w Polsce o jedną piątą. Nawet nie zauważamy, gdy wśród tych aktywności zaczynają obumierać delikatne korzonki osadzające nas w codzienności. A gdyby tak zamiast poruszać się wszerz, konsumując coraz więcej treści, wniknąć głębiej w miękką tkankę codzienności?

Dziecięca ciekawość i Uppsala w ogrodzie

Dziś, po wielu miesiącach w zamknięciu, wychodzimy na wiosenne słońce. To dobry moment, by pozwolić sobie na bycie w uważnym kontakcie z przyrodą. Jak? To proste.

Praktyka uważności bywa uznawana za naturalny antydepresant. Włączając ją do wiosennych spacerów, czerpiemy podwójną korzyść: łączymy praktykę z całym dobrodziejstwem przebywania w naturze. Spróbujmy choć raz iść wolniej, spojrzeć uważniej. Odetchnijmy głęboko w rytm własnych kroków. Poczujmy całą wielowymiarowość i zmysłowość otaczającej nas przyrody. Weźmy pod lupę kwiat i poświęćmy kwadrans na jego obserwację. Idąc za radą Maeterlincka, wetknijmy zapałkę do wnętrza rośliny. Co się wydarzy? Każdy z nas ma zdolność obserwacji, a będąc dziećmi, korzystaliśmy z niej niemal bez przerwy.

Hortiterapia, czyli terapia przez ogród, jest tak skuteczna dlatego, że zmusza nas do aktywowania wszystkich zmysłów, z których większość przez długie miesiące pozostawała w uśpieniu. A pełne doświadczenie zmysłowe ma kluczowe znaczenie dla dobrego funkcjonowania naszego mózgu, i nie chodzi tu tylko o nadużywane zmysły wzroku i słuchu. Zapach mokrej ziemi i chłodny dotyk pierwszej trawy na stopach to solidna dawka nowych atrakcji dla naszych neuronów. Wyjście z ciągu aktywności, który powierzchownie nasyca, ale nie karmi głębokich obszarów naszej duszy, jest kluczowe, jeśli chcemy odzyskać wewnętrzną równowagę.

A może nawet pokusimy się o stworzenie własnego zegara kwiatowego? To już poziom mistrzowski dla uważnych obserwatorów przyrody. Pod koniec XVIII w., w ogrodzie botanicznym w Uppsali Karol Linneusz stworzył go po raz pierwszy. Zegar szwedzkiego przyrodnika umożliwiał nie tylko precyzyjne określenie pory dnia według konkretnego czasu otwierania się i zamykania kwiatów poszczególnych gatunków (ponoć z dokładnością do 5 minut!). Pozwalał też przewidywać pogodę, a nawet przez odpowiednie zestawienie kwiatów otwierających się o różnych porach sprawiał, że nie musiały one konkurować ze sobą, by przyciągnąć zapylacze. Jak głębokiej i uważnej obserwacji przyrody wymagało stworzenie tak złożonego mechanizmu!

Z kruchej trzciny w stabilny dąb

Gdy staniemy się uważni, przyroda pomoże nam nawiązać głębszy kontakt ze sobą. Pretekstem może stać się także przygotowanie herbaty, podniesione do rangi małego rytuału, gotowanie zupy albo patrzenie w oczy bliskiej osobie. Gdy nasz umysł nie musi przyswajać nowych treści, powstaje w naszej codzienności wąska szczelina, która pozwala doświadczać świata w nowy, głębszy sposób.

Może się okazać, że to pierwsze spotkanie ze sobą wcale nie będzie przyjemne. Nie zdziw się, jeśli podczas pierwszych prób jedyne, co poczujesz, to znużenie, zniechęcenie albo nawet wściekłość. W tym momencie przyda się spojrzenie na siebie z dystansu, uczynienie siebie obiektem przyrodniczej obserwacji. W języku medytacji to tzw. postawa świadka. Ta prosta praktyka pomoże nam zauważyć własne emocje i zacząć się wobec nich dystansować.

Czy chodzi o to, by nie czuć? Absolutnie nie! Czuć, zrobić przestrzeń właśnie na to, czego się wcześniej nie czuło. A równocześnie móc powiedzieć sobie: „Ja to nie moje uczucia, ja to nie moje myśli”. Nagrodą będzie rosnąca świadomość tego, jak działają na nas odbierane bodźce, a w konsekwencji – umiejętność panowania nad własnymi reakcjami. Uważne bycie w świecie może być naszą osobistą szczepionką przeciwko pandemii, tajną bronią na trudne czasy. Nawet nie zauważymy, gdy z kruchej trzciny zamienimy się w stabilny dąb o mocnych korzeniach.

Pocałuj ziemię

Niespodziewanie przyszło więc nam stawić czoła wielkim wyzwaniom w skali ludzkości. Czasem chciałoby się zamknąć drzwi i zapomnieć o pandemii albo naiwnie uwierzyć, że zmiany klimatyczne nie dotkną nas osobiście. Po fali doniesień o zbliżającej się katastrofie ekologicznej zaczynamy mówić o tym, że człowiek jest w stanie uratować sytuację i ocalić błękitną planetę. Ale nie sam.

Wyemitowany ubiegłej jesieni film dokumentalny Kiss the Ground odkrywa tajemnice gleby i jej ogromny potencjał w odwróceniu skutków zmian klimatycznych. Przedstawione w nim rozwiązania, oparte na mądrej współpracy ludzi i roślin, mogą wydać się widzowi zbyt proste – a jednak są skuteczne.

Maeterlinck bardzo by się ucieszył, oglądając ten film. Zmiana perspektywy z antropocentrycznej na ekocentryczną może być pokrzepiająca. Nie musimy wymyślać wszystkiego od początku. Bierzemy na siebie poczucie winy i wielką odpowiedzialność, mniemając, że ocalenie Ziemi zależy wyłącznie od siły naszej inteligencji i działania. Przykład? Drzewa tlenowe, które zapewne niedługo zdetronizują tuje w wyścigu o palmę pierwszeństwa w polskich ogródkach – tak zmodyfikowane przez naukowców, by rosły bardzo szybko i pochłaniały maksymalnie dużo dwutlenku węgla, oczyszczając powietrze. Ale pamiętajmy, że drzewa te rozmnaża się wyłącznie w laboratorium, co pogłębia monopolizację rynku nasion, a ponieważ pochodzą od gatunku inwazyjnego, powodują zubożenie lokalnej roślinności oraz pozbawiają glebę wody i cennych minerałów. Może zamiast przemocą coś naprawiać, warto czasem powstrzymać się od działania, porzucając choć na chwilę przekonanie o własnej wyjątkowości?

Zamiast roztrząsać kwestię, czy roś­linom należy przypisać inteligencję, zwróćmy się ku inteligencji natury, inteligencji wyższej, „z której wyłaniają się wszystkie akty rozumne, zachodzące na naszej Ziemi”. To Geniusz Ziemi, będący zarazem geniuszem całego świata. Według Maeterlincka w walce o byt zachowuje się on podobnie do człowieka. Stosuje te same metody i posługuje się tą samą logiką. Osiąga cel podobnymi środkami, waha się, idzie po omacku, popełnia błędy, naprawia je i eliminuje ich konsekwencje.

Natura jest pełna rozwiązań, o których nawet nam się nie śniło. I doskonale sobie radzi bez nas. A człowiek jest częścią tego obiegu życia, które może obfitować w gotowe rozwiązania, ale pod warunkiem, że potrafimy uważnie patrzeć. „Człowiek nie pomylił się, że znajduje się na dobrej drodze, że nie jest ani wyjątkiem, ani potworem, ale istotą, przez którą płyną i w której najpotężniej przejawiają się wielkie moce i wielkie pożądania wszechświata”. To siła twórcza, na której zawsze możemy się oprzeć i która inspiruje nas, ludzi, do wciąż nowych aktów nieposłuszeństwa, odwagi i pomysłowości. Zaufajmy tej sile i skorzystajmy z niej w celu pogłębienia kontaktu ze sobą, z bliskimi, z otaczającą nas najbliżej przyrodą. Zmiana w świecie zacznie się od odkrycia i pielęg­nowania tych najpiękniejszych jakości w nas samych.

Cytaty w tekście pochodzą z książki Inteligencja kwiatów Maurice’a Maeterlincka (Wydawnictwo Mg, Kraków 2017).

Czytaj również:

Sue Stuart-Smith: „Bez natury nie rozkwitniesz”
i
Teresa Villalobos, Unsplash.com
Przemyślenia

Sue Stuart-Smith: „Bez natury nie rozkwitniesz”

Anna Tatarska

Na co dzień Sue Stuart-Smith pracuje z lekarzami cierpiącymi na wypalenie zawodowe. Ale w sercu i w głowie ma od zawsze ziarna, pędy, pąki. Od ponad 30 lat wraz z mężem Tomem, architektem przestrzeni, współtworzy znany na całym świecie ogród społecznościowy The Barn Garden w angielskim hrabstwie Hertfordshire.

Jako psychiatra i psychoterapeutka Stuart-Smith jest przekonana, że kontakt z naturą może wspaniale wpłynąć na nasze zdrowie, samopoczucie i pewność siebie. Hortiterapia, czy inaczej, ogrodoterapia leczy zespół stresu pourazowego i koi lęki. Sue pisze o tym intymnie, poetycko i naukowo w Kwitnącym umyśle, książce, która stała się bestsellerem w Wielkiej Brytanii i trafiła na listę najlepszych książek 2020 r. według magazynu „The Times”. Jej tłumaczenie już jest na polskich półkach.

Czytaj dalej