Organista chciałby dożyć 106 lat, a budowlaniec napisać discopolowy hit. Raper marzy o filmie Bitwa pod Mławą.Miejscowy wójt cygański mówi zaś tak: „Mnie gdyby jeszcze raz puścili, tobym pojechał do lasu żyć. Szczęśliwsze ludzie byli”.
Najgłośniej śpiewała mama
Po drodze z centrum Mławy na skróty przez las jest święta figurka postawiona na miejscu straceń. Podobno palono tu czarownice latające na wołowych wątróbkach. Studzieniec kiedyś był wsią, teraz to dzielnica Mławy. Przy ulicy stoją stare murowane domy. W jednym z nich mieszkają Kaja z Januszem. Prusinowscy od lat pielęgnują ludowe tradycje muzyczne. Janusz jest skrzypkiem, harmonistą i lirnikiem. Kaja śpiewa. Razem co roku organizują festiwal Wszystkie Mazurki Świata.
Na dworze wicher, a w ciepłej kuchni z piecem opalanym drewnem biegają dzieci. „W tej kuchni się wychowałem. Teraz dorastają tu nasze dzieci – opowiada Janusz, siedząc przy dużym stole. – Kiedy przekazujemy muzykę starszych pokoleń dzieciom, to przenosimy ją dalej i dzieci też przenosimy dalej. To jest żywa tradycja i więź. Nie żadna lekcja i muzeum, tylko coś, co jest ważne i wzruszające.
U nas w domu zawsze się tańczyło i śpiewało. Jeden z moich braci przywiózł stary ruski akordeon. Ze słuchu nauczyłem się piosenek, które śpiewali rodzice. Moje pierwsze melodie to były kujawiaki, oberki czy popularne tango milonga. Tak się nauczyłem grać. Pierwszą gitarę kupiłem od Cyganów. Potem grałem na basie w wielu zespołach, np. Braki w uzębieniu. Na studiach poznałem Witka Brodę. Też był z Mławy, ale dopiero w Warszawie się spotkaliśmy. Zaczął