Zwykli śmiertelnicy nie mają tu wstępu. Przed wejściem nie ma wojska ani ochrony, ale żeby przekroczyć próg, trzeba być wysłannikiem organizacji, która zgromadziła w tym miejscu produkty. Niekiedy wpuszcza się też dziennikarzy, jednak na pozwolenie trzeba długo czekać. Przez 350 dni w roku drzwi są zamknięte.
Oddalony o 1300 km od bieguna północnego i znajdujący się na Spitsbergenie Globalny Bank Nasion to instytucja powstała w 2008 r. dzięki wysiłkom rządu Norwegii, międzynarodowych organizacji Crop Trust i Nordic Genetic Resource Trust. Głównym celem banku jest zbieranie duplikatów lub zapasowych kopii nasion, które są składowane w bankach na całym świecie – w tej chwili jest ich ponad 1,7 tys. Wszystko to na wypadek, gdyby w jakimkolwiek regionie świata doszło do kataklizmu, wojny lub klęski żywiołowej. Ktoś mógłby zapytać: „A jeśli do takiego kataklizmu dojdzie na Spitsbergenie?”. Mało prawdopodobne. Na mocy traktatów wyspa jest strefą zdemilitaryzowaną. To wysunięta najdalej na północ osada ludzka, oddalona od większości konfliktów, ale nie aż tak, by kontakt z nią był szczególnie utrudniony – docierają tu regularnie czarterowe loty. Do tego jeszcze zimny klimat, łagodzony ciepłym zachodnim prądem powoduje, że archipelag Svalbard jest idealnym miejscem do stworzenia „arki” z nasionami, która może uratować całe społeczności, gdyby miało dojść do tragedii na masową skalę.
Głównym sponsorem Globalnego Banku Nasion jest rząd norweski, który wyłożył sumę 8,8 mln dolarów na budowę budynku. Rząd wraz z instytucją Crop Trust płaci też za transport, logistykę oraz kursy, które pozwalają lepiej ochraniać towar. Procedura jest prosta. Nasiona wkłada się do próbników lub aluminiowych próżniowych saszetek, które następnie mają być składowane w czarnych plastikowych pudłach. Paczki przewozi się na Spitsbergen. Bez otwierania pudeł nasiona są dokładnie skanowane na lotnisku i natychmiast transportowane do banku. Nikt poza właścicielami nie ma do nich dostępu ani nie może ich z banku zabrać.
Wszystko opiera się na totalnym zaufaniu. Zaufaniu, że ci pierwsi nie przewiozą bomby lub nasion genetycznie modyfikowanych (prawo norweskie zabrania ich składowania na terenie kraju), a ci drudzy nie będą starali się tych nasion zawłaszczyć. Do niedawna nie można było też przechowywać nasion roślin, z których można wytwarzać narkotyki, wszak posiadanie ich na Spitsbergenie – podobnie jak w całej Norwegii – jest zabronione. Jednak po udanych pertraktacjach z gospodarzem w 2014 r. hiszpańskiemu bankowi nasion Alchimia udało się złożyć 21,5 tys. nasion należących do jednego z rodzajów konopi indyjskiej. Z nadzieją oczywiście, że przydadzą się przyszłym pokoleniom.
W tej chwili bank przechowuje już ponad milion rodzajów nasion, a że każdego rodzaju jest po 500 egzemplarzy, w sumie skarbiec liczy w chwili obecnej 500 mln nasion. „W budynku mieści się 13 tys. lat rolnictwa” – lubią opowiadać norwescy gospodarze, zaznaczając jednocześnie, że najważniejsza jest dywersyfikacja, bo tylko ona może zagwarantować znalezienie odpowiedniej odmiany warzywa, owocu lub zboża zdolnej przetrwać w świecie, w którym klimat tak szybko się zmienia. Na pewno za szybko dla takich roślin jak kukurydza. Z powodu wzrastających temperatur w ciągu następnych 20 lat jej produkcja w Afryce może spaść o 30%. Im więcej zgromadzimy odmian kukurydzy, tym większa szansa, że chociaż jedna będzie w stanie przeżyć w takich warunkach. Wśród składowanych nasion są 32 odmiany ziemniaków z irlandzkich krajowych banków genów. Czemu tyle? Ponieważ uważa się, że brak różnorodności odegrał kluczową rolę w rozprzestrzenianiu się zarazy w połowie XIX w., przyczyniając się do Wielkiego Głodu.
Sam bank nie znajduje się – jak błędnie czasem podają gazety – na miejscu opuszczonej kopalni węgla na Spitsbergenie, w której zlokalizowano pierwszą norweską instytucję tego typu. Po badaniach przeprowadzonych w 2004 r. okazało się, że temperatura wiecznej zmarzliny, utrzymująca się nad sklepieniami owej kopalni, gwarantowała tylko –3,5°C, co w tym wypadku było niewystarczające. Dodatkowo obawiano się, że gazy węglowodorowe, okresowo ulatniające się w kopalni, mogą być dla nasion niewskazane. W tej sytuacji postanowiono wybudować nieopodal nowy obiekt. Tym razem w piaskowych skałach i z dodatkową aparaturą, która w pomieszczeniach składujących będzie utrzymywać temperaturę idealną do przechowywania nasion: –18°C. Obecny budynek, wybudowany w 2008 r., ma niewiele ponad 1000 m². Jest serią korytarzy wchodzących na 146 m w głąb skały. Jego początkiem są widoczne z zewnątrz betonowe wrota, które niczym klin wbijają się w górę, zwieńczeniem zaś – trzy wydrążone w skale krypty o wymiarach 9 x 27 m. Cały bank położony jest 100 m nad poziomem morza i wydrążony 60 m pod szczytem góry. Na tyle wysoko, by go nie zalało, gdyby miały stopnieć wszystkie lody świata, i na tyle głęboko, by minęło przynajmniej 200 lat, zanim wieczna zmarzlina osiągnie temperaturę 0°C.
Ale natura nie takie przeszkody omijała. W 2016 r. wybuchła w mediach panika, że niezawodna „arka” jednak zawiodła. Wyjątkowo wysokie temperatury i niespodziewanie intensywne opady spowodowały, że woda dostała się do banku i zalała pierwsze 15 m korytarza. Jednak nim dotarła do nasion, zdążyła znów zamarznąć (im głębiej w budynku, tym zimniej), a funkcjonariuszom udało się lód rozbić i wyrzucić. Nasionom nic się nie stało, lecz wiadomość poszła w świat i na reakcję gospodarzy nie trzeba było długo czekać. Od razu zapadła decyzja o ulepszeniu konstrukcji banku. Modernizacja będzie kosztować 12 mln dolarów – ale co to dla Norwegów.