Wilki pomagają rosnąć lasom, staruszki ratują trzmiele, a wieloryby zwiększają liczebność ryb, chociaż je zjadają. Powiązania między organizmami różnych gatunków są subtelne i zaskakujące. Ba, my sami zrośliśmy się kiedyś z bakteriami i wirusami, z którymi stanowimy dziś jedność.
W Oziorsku, w rosyjskim obwodzie czelabińskim, w pobliżu dawnych fabryk plutonu, radioaktywne cząsteczki wciąż krążą w wodzie i w glebie. Miejscowi skarżą się tam często na chroniczne bóle, przemęczenie oraz kłopoty z krążeniem, trawieniem i odpornością. Lekarzom jednak nie udało się odnaleźć jednoznacznych związków między nękającymi ludność schorzeniami a promieniowaniem. Nie wykryli u pacjentów typowych nowotworów wywoływanych przez radioaktywność. Ponieważ choroby nie spełniały kryteriów diagnostycznych, pacjenci odprawiani byli z kwitkiem, przez co oczywiście czuli się lekceważeni i zdradzeni.
O dziwnych dolegliwościach mieszkańców Oziorska opowiedziała na konferencji w Santa Cruz prof. Kate Brown, badaczka spustoszonych przez radioaktywność miejsc. Słuchająca jej wystąpienia mikrobiolożka Margaret McFall-Ngai nagle rozpoznała opisywane symptomy. Z każdym z nich zetknęła się w trakcie własnych prac. Badaczki połączyły siły i wspólnie rozwiązały zagadkę: okazało się, że choć dawki promieniowania były w Oziorsku zbyt niskie, by wywoływać nowotwory u ludzi, wystarczały na powodowanie mutacji u ich bakterii jelitowych. Chorowały więc bakterie i przez to cierpieli ludzie.
Oprócz tego, że jest to piękny przykład na współpracę między naukowcami z odległych dziedzin, mamy tu także świetnie odmalowaną siłę symbiozy pomiędzy różnymi gatunkami. Bo czy można sobie wyobrazić bliższą więź niż chorowanie na cudzą chorobę?
Zrośnięci z roślinami
Kiedy uczyliśmy się w szkole o symbiozie, koronnym jej przykładem były porosty. To absolutne arcydzieła ewolucyjnego splątania