Nie śpiewajcie pod prysznicem
i
zdjęcie: Michael Podger/Unsplash
Marzenia o lepszym świecie

Nie śpiewajcie pod prysznicem

Maciej Wesołowski
Czyta się 14 minut

Lubimy o tym zapominać: dostęp do czystej wody płynącej z kranu to nadal nie powszechne prawo, ale rzadki przywilej. Luksus, o którym większość świata może tylko pomarzyć. A i nam wcale nie jest dany raz na zawsze.

Żeby dotrzeć do źródła pitnej wody w Sudanie Południowym, często trzeba przejść 5, 10, a niekiedy nawet 20 km. Po wodę wyruszają o poranku kobiety z dziećmi. Idą bez pośpiechu, wesołą gromadą. Na miejscu jest czas, żeby coś zjeść i poplotkować. Nikt się nie stresuje, nikt się nie śpieszy. Rodziny wracają z 20-litrowymi kanistrami na głowach późnym popołudniem. Wtedy rozpoczyna się wielkie gotowanie, zmywanie, pranie.

Nieco inaczej sytuacja wygląda w stolicy tego powstałego w 2011 r. państwa, Dżubie. Tam również mało kto marzy choćby o kanalizacji czy kranie. Centralnym punktem miasta jest stacja uzdatniania wody. Można ją kupić z dużych niebieskich beczkowozów z napisem H2O (nierzadko przekręcanym na HO2 czy 2HO), handlują nią zwykle Erytrejczycy. W sklepach dostępna jest też woda w butelkach, jednak bardzo niewielu Sudańczyków na nią stać. Najbiedniejsi piją więc po prostu wodę z Nilu. „To powoduje problemy gastryczne i liczne choroby. Ot, choćby dur brzuszny, na który chorowało wielu moich znajomych. Nawet tych na niego zaszczepionych” – opowiada Piotr Horzela, inżynier i przedsiębiorca, który przez ponad dwa lata mieszkał i pracował w Dżubie. Sam uniknął tzw. nilówki, ale i tak przywiózł ze sobą do Polski amebę, z której leczył się ponad rok. Chorób spowodowanych brudną wodą jest w krajach afrykańskich dużo więcej. Powodują bóle żołądka, biegunkę, osłabienie i utratę wagi. Czasem prowadzą do śmierci.

Potwierdzają to wszystko raporty międzynarodowych organizacji. Eksperci UNICEF-u w dokumencie Water under fire (Woda pod ostrzałem) sprzed trzech lat piszą, że na terenach objętych działaniami wojennymi więcej dzieci umiera z powodu biegunki i chorób wywołanych złym stanem wody niż od kul snajperów czy wybuchów bomb. W przypadku dzieci do lat pięciu – nawet 20 razy więcej.

Stąd idea

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Otwarte, błękitne przestrzenie
i
Bonnie Tsui, zdjęcie: Lynsay Skiba
Opowieści

Otwarte, błękitne przestrzenie

Rozmowa z Bonnie Tsui
Agnieszka Fiedorowicz

Chociaż w odróżnieniu od innych ssaków nie rodzimy się z umiejętnością pływania, lecz musimy się jej uczyć, to jednak czujemy z wodą niezwykle silną więź. Pływanie jest dla wielu ludzi nie tylko formą aktywności fizycznej, ale też rodzajem medytacji albo terapii. Zanurzając się, wchodzimy w inną czasoprzestrzeń i sami stajemy się kimś innym.

Bonnie Tsui, dziennikarka i autorka książki Dlaczego pływamy, na co dzień żyje, surfuje i pływa w Zatoce San Fran­cisco, jednak na rozmowę ze mną łączy się z Meksyku. Jest na wakacjach, ale nawet tam codziennie pływa, bo – jak przyznaje – po prostu bez wody nie umie sobie wyobrazić dnia.

Czytaj dalej