Czy woda ochłodzi gorączkę Ziemi? Choć choroba klimatyczna rozwija się dramatycznie szybko, jest wciąż uleczalna, a remedium ma postać płynną. O ile nauczymy się wykorzystywać je odpowiedzialnie, na przykład… licząc wodę.
Wpływając na obieg wody w przyrodzie, kształtujemy lokalny mikroklimat i pośrednio oddziałujemy na globalne ocieplenie. Ważne są nawet drobne czynności – zakręcenie kranu podczas mycia zębów czy wymiana urządzeń codziennego użytku na te zużywające mniej wody. To absolutna podstawa. Powinniśmy jednak zastanowić się nad innymi praktykami gospodarowania wodą, które możemy wprowadzić w swoim domu czy mieszkaniu.
Zarządzanie „naszą” wodą
Zacznijmy od ubikacji. Zamiana toalety spłukiwanej tradycyjnie na bezwodną toaletę kompostującą to niesamowita oszczędność! I chociaż nie wszędzie możemy wprowadzić takie rozwiązanie, warto je rozważyć. Jeśli nie mamy tej możliwości, postarajmy się zminimalizować zużycie wody poprzez instalację wodooszczędnych spłuczek.
Perlatory napowietrzające wodę montowane na bateriach kuchennych i łazienkowych również wpływają na jej mniejsze zużycie. Koniecznie zadbajmy o naprawę wszelkich cieknących kranów i rozszczelnionych rur naszej domowej instalacji.
Jeśli mamy dom – skorzystajmy z doradztwa projektantów permakulturowych, którzy podpowiedzą, jak najlepiej pozyskiwać wodę do podlewania ogrodu. Ciekawymi rozwiązaniami tego typu są np. system gromadzenia deszczówki czy prosta instalacja pozwalająca na odzysk tzw. szarej wody i włączenie jej do cyklu hydrologicznego zieleńców wokół domu. Szara woda to nazwa mniej zanieczyszczonych ścieków, np. spływających z wanny, prysznicowego brodzika, umywalek, pralek, zmywarek i kuchennych zlewów. Można ją w prosty sposób oczyścić i wykorzystać w ogrodzie.
Wprawni projektanci permakulturowi tworzą holistyczne ekosystemy wspierające zarządzanie deszczówką i szarą wodą w ogrodach. Wśród stosowanych przez nich metod są m.in. żyjące maszyny: domowe i szklarniowe oczyszczalnie szarej wody (żyjące maszyny to technologie wykorzystujące żywe organizmy – rośliny, grzyby, zwierzęta, mikroorganizmy – do oczyszczania wody), baseny infiltracyjne, czyli obniżenia terenu w naszych ogrodach ułatwiające gromadzenie nadmiaru deszczówki i wsiąkanie zebranej wody w glebę, ogrody deszczowe czy rowy konturowe (ang. swale). Te ostatnie to rozciągnięte zagłębienia prowadzone po „konturach terenu”. Ich rolą jest przerywanie spływu powierzchniowej wody – ułatwiają jej wsiąkanie w grunt i nawadniają liniowe nasadzenia drzew oraz krzewów.
Ważną rolę w rozsądnym zarządzaniu wodą w ogrodzie odgrywają strefy ściółkowane materią organiczną, ogrody hydroponiczne (bezglebowe uprawy roślin wykorzystujące nadmiar wody zebranej podczas intensywnych opadów deszczu), a także stawy połączone z systemami przelewów burzowych. Kiedy staw lub oczko wodne całkowicie wypełni się wodą, umożliwiamy odpływ jej nadmiaru – bezpieczną drogą – do kanalizacji burzowej.
Zwiększony udział materii organicznej w glebie (ściółkowanie, rozrost korzeni, rozwój grzybów mikoryzowych, czyli tych współpracujących z korzeniami roślin) to też większe zdolności do magazynowania wody, ochrona przeciwpowodziowa, odporność na susze, jak również wsparcie dla rozwoju mikroorganizmów oraz dżdżownic. To także lepszy wzrost drzew i krzewów, a co za tym idzie – obniżenie temperatury otoczenia, zniwelowanie efektu miejskiej wyspy ciepła, ograniczenie nadmiernego parowania wody w okresach upałów, zwiększona wilgotność i poprawa czystości powietrza, spotęgowany proces fotosyntezy, większa zdolność roślin do pochłaniania CO₂ i wydzielania tlenu… Korzyści można wyliczać długo. Mało kto wie jednak o tym, że im większy udział materii organicznej w glebie, tym większa też sekwestracja, czyli wiązanie i zatrzymywanie w glebie gazów cieplarnianych.
Jeżeli ponadto zamiast roślin ozdobnych wprowadzimy do ogrodów odmiany owocujące, zyskają nie tylko środowisko i klimat – będziemy mogli również produkować żywność na własne potrzeby.
Polska, Egipt i deszczówka
W wypowiedziach wielu osób na temat problemu suszy czy okresowych niedoborów wody często pojawia się porównanie zasobów wodnych Polski oraz Egiptu. Takie podobieństwo rzeczywiście można wykazać, ale tylko w liczbach bezwzględnych. Według danych Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) z 2017 r. w Polsce mamy 60,5 mld metrów sześciennych odnawialnych zasobów wody, a w Egipcie – 57,5 mld metrów sześciennych. Ale jeśli przeliczymy ilość odnawialnych zasobów wodnych przypadających na mieszkańca, w Egipcie wartość ta wynosi 589 m³, a dla Polski – 1566 m³. Zastanówmy się jednak, jak nasz kraj wypada na tle innych państw europejskich. Szacunki pokazują, że na jednego mieszkańca Europy przypada rocznie 4560 m³ wody. Skoro parametr ten w Polsce wynosi tylko 1566 m³, klasyfikuje nas to w grupie państw dotkniętych deficytem wody.
W rozważaniach na temat dostępnych zasobów wodnych przydatne są proste narzędzia pozwalające każdemu z nas określić, ile wody mamy faktycznie do dyspozycji w miejscu zamieszkania. Co ważne: nie chodzi tu o wodę dostarczaną do naszych mieszkań i domów za pośrednictwem sieci wodociągowej, ale o tę z opadów atmosferycznych – tzw. uzysk wody deszczowej możemy łatwo obliczyć, korzystając z gotowych kalkulatorów oferowanych przez firmy zajmujące się instalowaniem systemów do gromadzenia deszczówki.
Zanim przejdziemy do obliczeń, przyjrzyjmy się, jak wygląda roczne zużycie wody na osobę w Polsce i jaka jest jego struktura. Według danych IGWP (Izby Gospodarczej „Wodociągi Polskie”) w latach 2004–2013 obserwowano systematyczny spadek zużycia wody. Najnowsze dane pokazują, że statystyczny Polak potrzebuje około 30 m³ wody rocznie: 6% przeznacza na zaspokojenie pragnienia i gotowanie, mycie naczyń po posiłkach pochłania 9% zużywanej wody, mycie ciała – 46%, a pranie odzieży – 12%. Sprzątanie, przeciekająca instalacja i inne czynności to 4% statystycznych 30 m³. Powyższa struktura zużycia wody może różnić się w zależności od typu zabudowy (domy jednorodzinne, mieszkania, lokale usługowe, hotele itp.) oraz wyposażenia. Jeżeli dokonamy podsumowania, otrzymamy zużycie na poziomie 77%, na co zatem zużywamy pozostałe 23% wody? Na… spłukiwanie toalety! Zaskakujące, prawda? Warto przemyśleć tę toaletę kompostującą.
Powróćmy teraz do kalkulacji naszego lokalnego uzysku deszczówki. Wiemy już, ile wody przeciętnie zużywamy w skali roku. A ile wody rocznie spada nam z nieba? Potrzebujemy kilku danych, które następnie podstawimy do wzoru:
Qm = F × φ × q [l/rok]
gdzie poszczególne litery to: Qm – roczny uzysk deszczówki, F – powierzchnia zlewni, φ – współczynnik spływu dla danej powierzchni, q – wartość średniorocznego opadu.
Powierzchnią naszej zlewni może być np. powierzchnia dachu budynku, z którego będziemy łapać deszczówkę. Współczynnik φ możemy odszukać w tabelach opracowanych na potrzeby szacowania spływu z różnych pokryć dachowych – są dostępne na stronach internetowych ich komercyjnych producentów. Wartość średniorocznego opadu dla danej lokalizacji odczytujemy z map Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, które również są dostępne w Internecie. Zakładając, że mieszkamy w niewielkim domu zlokalizowanym w Warszawie, z dachem krytym blachą o powierzchni 200 m², przy średniorocznej wartości opadów na poziomie 600 mm uzyskamy:
Qm = 200 × 0,9 × 600 [l/rok]
Qm = 108 000 [l/rok] > 108 m³/rok
To ponad trzy razy więcej wody, niż zużywa statystyczny Polak! Zakładając, że w naszym przykładowym domu mieszka trzyosobowa rodzina, zgromadzonej deszczówki i tak wystarczy na pokrycie rocznego zapotrzebowania. Warto pomyśleć o zainstalowaniu przydomowego systemu do magazynowania wody deszczowej, zamiast pozwalać jej bezproduktywnie odpływać do kanalizacji burzowej. Taką wodę możemy spokojnie wykorzystać do spłukiwania toalet i pisuarów, do prania, czyszczenia różnych powierzchni i mycia samochodu, a także do podlewania ogrodu. Technologicznie posiadamy nawet rozwiązania pozwalające na uzdatnianie deszczówki do jakości wody pitnej.