Życie tej artystki to historia radości czerpanej z pracy oraz niezachwianej wiary w ideały równości. Losy Fré Cohen są jednak nie tylko opowieścią o jednostce, lecz także o szkole amsterdamskiej, która nadała stolicy Holandii zupełnie nowe oblicze.
Uśmiechnięta, niewysoka kobieta w płaszczu z futrzanym kołnierzem idzie energicznym krokiem. Na głowie ma modny, przekrzywiony kapelusz, w ręce – wypchaną teczkę. To Fré Cohen, holenderska graficzka. Zdjęcie zrobiono około 1935 r. przed głównym dworcem kolejowym w Amsterdamie. Podobnie jak na innych fotografiach, uwieczniających ją w pracowni czy na wakacjach w Asconie, w czasie wyprawy na Isola Bella lub z przyjaciółmi w Gran Caffè Verbano, Fré Cohen emanuje entuzjazmem i witalnością. Stąd też jej przydomek – Saartje Wip. „Trudno go przetłumaczyć, bo jest bardzo kontekstowy – wyjaśnia niderlandystka i historyczka Iwona Guść. – Wip to huśtawka, przydomek Saartje Wip może odnosić się do żywiołowego, energicznego temperamentu i szybkiego tempa pracy Fré Cohen”. Można go przetłumaczyć jako „żywe srebro”.
Urodzona w 1903 r. Fré była niezwykle wszechstronną artystką. Projektowała m.in. okładki, ekslibrisy, tworzyła typografie i kolaże, obrazy, rysunki, litografie oraz drzeworyty. Związana była ze szkołą amsterdamską – formacją artystyczną z początku XX w., która znacząco wpłynęła na architekturę