O ludziach na bruku
Świat + Ludzie, Wiedza i niewiedza

O ludziach na bruku

Anna Wyrwik
Czyta się 3 minuty

Matthew Desmond wychował się w miasteczku Winslow w stanie Arizona, w niezamożnej rodzinie, której bank kiedyś zajął dom. Dzięki stypendiom i kredytom studiował na różnych uczelniach, aż trafił na Wydział Socjologii Princeton University. Wrażliwość społeczna mu została i postanowił badać ubóstwo. Dostrzegł, że wyniki dotychczasowych badań były niejednoznaczne oraz pomijano w nich istotę problemu. I o tym pisze w najbardziej emocjonalnej części swojej książki – którą, myślę, śmiało można nazwać reportażem socjologicznym – Eksmitowani. Nędza i zyski w jednym z amerykańskich miast.

W 2008 r. Desmond zamieszkał na ponad rok w Milwaukee (Wisconsin) na placu przyczep, któremu miała grozić zbiorowa eksmisja. Później pomieszkiwał w schroniskach, pustostanach, czynszówkach na North Side, dzielnicy, do której tacy jak on normalnie nie zaglądają. Wszystko po to, by obserwować zjawisko eksmisji. Pamiętam, że gdy studiowałam socjologię, wykładowczyni antropologii powiedziała nam, że w czasie badań terenowych musimy być jednocześnie insiderem outsiderem. Desmond właśnie tak postępuje. Z jednej strony mieszka w tych wszystkich miejscach, spotyka się z ludźmi, pomaga im w przeprowadzkach, a z drugiej – obserwuje i to wszystko notuje, analizuje, bada. W sprawny sposób przeskakuje z akapitów wypchanych danymi do pełnych emocji opisów, cały czas stojąc na granicy pomiędzy rolą badacza a rolą uczestnika. Balansuje na niej umiejętnie, wychylając się to na jedną, to na drugą stronę, ale ani razu jej nie przekracza.

Co się dzieje w tym Milwaukee? To samo, co w wielu amerykańskich miastach po kryzysie finansowym i gospodarczym, których konsekwencją są bieda i brak miejsc pracy, oraz od dawna zżerającym je kryzysie złego zarządzania. Desmond pisze o wynajmujących i najemcach, gdzie ci pierwsi często mają sporo pieniędzy i czasem tych drugich wyrzucają na bruk, a ci drudzy pieniędzy nie mają i bywa, że mocno kombinują. Autor nie ocenia, jedynie opisuje system, w którym każdy jest poszkodowany bez względu na to, czy jest właścicielem kilkudziesięciu domów na wynajem, czy pielęgniarzem, który wpadł w narkotyki, starcem bez nóg, samotną dziewczyną z zaburzeniami psychicznymi, dilerem, chłopcem, który chciałby chodzić do jednej szkoły dłużej niż kilka miesięcy, czy dozorcą placu przyczep dla społecznego marginesu albo samotną matką gromadki dzieci, która z tego marginesu chce się wydostać. Desmond zajmuje się sprawą inaczej, niż to dotąd robiono, bo kompleksowo i systemowo. Opisywany przez niego system jest konstrukcją opartą na pustych zapisach, które nijak się mają do ludzkich zachowań, gestów, potrzeb i emocji, jakby ktoś wpisał w tabele statystyki, komputer na ich podstawie sformułował wnioski, a inny wygenerował z nich paragrafy. Jest jak rachunek, który znajdujesz w skrzynce pocztowej, niebiorący pod uwagę żadnej innej sytuacji niż zero-jedynkowa: biały – płacisz, czarny – nie płacisz.

Jak przystało na profesora socjologii, Desmond prezentuje wiele statystyk, danych i wyliczeń, opisuje przebieg spraw sądowych i wyroki, przytacza artykuły prawne i ich konsekwencje. Ale w tym wszystkim nie zapomina o ludziach. Jego bohaterowie mają imiona, ubrania, oczy i swoje życiowe historie, których autor wysłuchiwał godzinami, mają swoje racje i uczucia. Mają zniszczone mieszkania z odrapanymi ścianami i zepsutym ogrzewaniem. Są zdolni do wybryków, jak Larraine, która całomiesięczne kupony żywnościowe przeznaczyła na homara, by zjeść swą wymarzoną kolację. Ale przede wszystkim mają marzenia, a ich największym marzeniem jest dom. I to jest główne założenie Matthew Desmonda – każdy musi mieć dom, miejsce będące podstawą życia, z którego można startować do pracy, szkoły, relacji z bliskimi i sąsiedzkiej wspólnotowości.

Za Eksmitowanych Desmond dostał w 2017 r. Nagrodę Pulitzera. Polskie wydanie ma jedną wadę – tłumaczenie, które momentami objawia nam dziwne słowa z otchłani przeszłości albo jakiegoś quasi-slangu, komplikując lekturę. Ale można to przejść i cieszyć się tym socjologicznym reportażem, słusznie uznanym za jedną z najważniejszych książek ostatnich lat w USA i pewnie nie tylko tam.

Czytaj również:

Make America Rage Again
i
Renaissance Center w Detroit; źródło: Wikimedia Commons
Świat + Ludzie, Wiedza i niewiedza

Make America Rage Again

Anna Wyrwik

Ludzie na całym świecie marzą o Ameryce i wyobrażają sobie nie wiadomo co, że jeansy, Nike, whiskey, super samochody, wielkie domy, a wszystko to na bogato jak z „Dynastii” albo reklamy Snickersa. Tylko że american dream już dawno spłynął ściekową kratką wraz z niedopałkami Cameli bez filtra wyrzucanymi na ulice miast. 

Centrum Detroit wygląda jak z obrazka, nowo otwarte restauracje greckie, włoskie, świeżo wykonane, czyste chodniki, ładnie ubrani ludzie stoją w kolejce na mecz Tigersów, a szklane biurowce starają się zasłonić straszące z kilkuset metrów dalej beżowe pustostany, wszystko wygląda jak scenografia, makieta i jest tu dziwnie, bo nie widać sklepów spożywczych, żadnego deli, a jedyny liquor store błyszczy na bogato. Brak butików z ubraniami, jedyną koszulkę, jaką można kupić, to taka z logo drużyny w sklepie klubowym. Jest prawie jak w SimCity.

Czytaj dalej