Co łączy króla Artura, Smoka Wawelskiego i tolkienowskiego Aragorna? Celtyckie korzenie. Zapraszamy w podróż ku początkom legend arturiańskich.
To właśnie Artur – półlegendarny, tajemniczy król z czasów odległego, głębokiego średniowiecza – jak nikt inny nadawał się na herosa celtyckiego eposu. Legenda o królu Arturze, rycerzach Okrągłego Stołu, Ginewrze, Izoldzie, Lancelocie, Tristanie oraz innych postaciach związanych z kornwalijskim zamkiem Camelot żyje w kulturze europejskiej od kilkunastu wieków.
Kiedy słyszymy imię króla Artura, wyobrażamy sobie zwykle las, urwiste brzegi morskie, mroczne zamki z kamienia, a pośród tego pejzażu sylwetki zakutych w stal rycerzy, jadących konno w poszukiwaniu przygód. Trochę powieść fantasy, trochę bajka, w tle irlandzka muzyka. Nawet się nie zastanawiamy, jak blisko temu kornwalijskiemu królowi do nas i jak bardzo jego legenda nas kształtuje.
Waleczni i ruchliwi
Choć wydaje się, że Celtowie to dawny, daleki lud, który żył kiedyś we Francji, potem na Wyspach Brytyjskich, a teraz już tylko niektóre z narodów Zjednoczonego Królestwa przyznają się do celtyckich korzeni i władają językiem wprost wywodzącym się od ich mowy, to cała północna Europa zawdzięcza swoje dziedzictwo – w równych bodaj częściach – tradycji śródziemnomorskiej i celtyckiej. Skąd się Celtowie wzięli, nie wiadomo dokładnie, ale od połowy drugiego tysiąclecia p.n.e. mieszkali w środkowej Europie, na terenach dzisiejszych Czech i Austrii, a już w VIII w. p.n.e. potrafili wytapiać i obrabiać żelazo, uprawiać ziemię i dzielnie walczyć, co zaświadczają kolejno współcześni im starożytni Grecy i Rzymianie. Ludy celtyckie, waleczne i ruchliwe, rozprzestrzeniły się w całej Europie – od Małopolski po Portugalię – a kiedy Juliusz Cezar podbijał europejską północ, szedł właśnie na wojnę z Galią, która według jego słów dzieliła się na trzy części: kraje Belgów, Akwitańczyków i Celtów. Dla nas najpopularniejszymi Celtami z tamtych czasów stali się komiksowi Asterix oraz jego waleczni towarzysze, dzielnie stawiający czoła Rzymianom i mający wiele cech – czy raczej przywar – dzisiejszych Francuzów, choć niewiele celtyckiej krwi we współczesnych nam mieszkańcach dawnej Galii jeszcze płynie.
Opowieść o Celtach, Galach czy Galatach może składać się tylko z okruchów, bo żadna całość nie jest znana. Wiemy na przykład, że Celtowie w charakterystyczny sposób zakładali swoje osiedla, niekoniecznie nad rzekami, ale zawsze na wzgórzach, na obszarach, które mogły pełnić funkcję obronną przez samo ukształtowanie terenu. W bardzo wielu miejscach całej Europy dzisiejszy podział administracyjny odpowiada hipotetycznym celtyckim oppidom, których nazwy Rzymianie zmienili potem na łacińskie, a później kolejne przychodzące plemiona przemianowywały po swojemu. Takim właśnie miejscem jest Kraków i z bliskiego nam wszystkim widoku wawelskiego wzgórza możemy sobie wyobrazić, jak malowniczo położone były celtyckie osady. Choć najczęściej wydaje się nam, że ludzie zazwyczaj osiedlają się na wzgórzach, nie jest to naturalna zasada, a ważne miasta przeszłości raczej leżały nad rzekami, na przecięciu szlaków, w pobliżu dogodnych naturalnych portów. O jedności paneuropejskiego celtyckiego świata może świadczyć onomastyka – mimo że etymologia polskiej Galicji nie jest całkiem jasna, jedna z hipotez mówi o jej celtyckim pochodzeniu. Natomiast Galicja leżąca na północnym zachodzie Hiszpanii, na zachodnim krańcu Europy, to właśnie kraj Galów, plemienia odmiennego od innych narodów Półwyspu Iberyjskiego. Być może nie jest przypadkiem, że oba krańce europejskiej kultury – wschodni i zachodni – noszą niemal identyczną nazwę.
Niepiśmienni bohaterowie popkultury
Niewiele mamy dokładnych danych o rozwoju kultury celtyckiej przez dziesiątki wieków, co wynika z faktu, że opierała się ona na tradycji mówionej, przekazywanej z ust do ust, bez pośrednictwa pisma. Celtyccy mędrcy, druidowie, prawdopodobnie pobierali nauki przez około 20 lat, jedynie zapamiętując wiedzę, bez posiłkowania się notatkami, zanim mogli pełnić swoje społeczne funkcje kapłanów, sędziów czy jasnowidzów. Inna celtycka kasta kapłańska to bardowie, czyli pieśniarze oraz poeci, którzy po długich latach studiów, jeżdżąc po dworach i osadach, prezentowali przed szerokimi rzeszami słuchaczy swoje pieśni i opowieści. W przeciwieństwie jednak do kultury rozwijającej się przez wieki nad Morzem Śródziemnym i przekazywanej poprzez pismo kultura Celtów opierała się wyłącznie na ustnym przekazie. Dopiero średniowieczne łacińskie przywiązanie do zapisywania sprawiło, że celtyckie opowieści zyskały nie tylko nadzwyczajną popularność, lecz także nieśmiertelność.
Najważniejszą postacią wyrosłą z celtyckiej tradycji stał się król Artur. Prawdopodobnie rzeczywiście był kornwalijskim władcą w V lub VI w. n.e., a opowieść uczyniła z niego twórcę najznakomitszej walecznej drużyny złożonej ze 150 rycerzy Okrągłego Stołu. Taka liczebność zastępu otwiera możliwości opowiadania przygód wszystkich po kolei członków tego doborowego towarzystwa, co przez półtora tysiąca lat, które upłynęły od powstania legendy, zdarzyło się po wielekroć i na różne sposoby. Do opowieści o rycerzach z czasem doszły historie ich synów i wnuków, a pierwsza nowożytna powieść, Don Kichot Cervantesa, to rzecz o ich naśladowcy, śmiesznym przez swoją anachroniczność i naiwną wiarę w prawdę literatury. Można postawić hipotezę, że przez ostatnie tysiąc lat król Artur i rycerze Okrągłego Stołu byli bodaj najpopularniejszymi bohaterami kultury masowej w Europie oraz podbijanym przez nią świecie.
Skąd właściwie ta popularność? Zanim legenda króla Artura została spisana, przez pół wieku krążyła z ust do ust. Czasy się zmieniały, zapewne zmieniała się i opowieść. Do dziś przetrwały różne jej wersje, w XII w. uzupełnione o historię poszukiwania Świętego Graala – czyniącego cuda kielicha, do którego miała spłynąć krew ukrzyżowanego Jezusa, a który potem został przywieziony na północ Europy i ukryty przez Józefa z Arymatei. Jest jednak pewne, że ta część legendy powstała najpóźniej, zapewne w XII w. W niej też mamy najmniej poetyckich elementów właściwych celtyckiej narracji.
Równi i braterscy
Żeby zostać pasowanym na rycerza króla Artura, należało odznaczać się prawością, odwagą i walecznością – znalezienie się w tym ekskluzywnym gronie stanowiło o przynależności do najwyższej kasty rycerskiej. Wszyscy rycerze zasiadający przy Okrągłym Stole byli sobie równi. Dwór króla Artura i Ginewry mieści się w Camelocie, w tym właśnie miejscu spotykają się także rycerze przy Okrągłym Stole. Głównym zadaniem owego kwiatu rycerstwa było zwalczanie zła – stale podróżując po świecie, jedynie w towarzystwie swoich giermków, stanowczo reagowali na każdy przejaw złej woli innych rycerzy, głównie przez z reguły wygrywane pojedynki i udział w turniejach, ale też przekonywanie dobrym słowem do odstąpienia od złych zamiarów. Te ciągłe podróże bez określonego celu przyniosły im miano błędnych rycerzy. Często powodem ich przygód było niedopuszczalne, okrutne lub gwałtowne zachowanie możnych złoczyńców wobec kobiet. Zdarzało się, że zmysły rycerzy były mącone za sprawą zaklęć rzucanych przez złe czarownice i czarowników – widzieli wtedy i słyszeli rzeczy, które nie działy się naprawdę.
Zresztą czary i magia są w świecie legendy arturiańskiej obecne na każdym kroku – samo przyjście na świat króla Artura było możliwe dzięki Merlinowi i jego czarom. Sprawiły one, że prawdziwy ojciec Artura, król Uther Pendragon, przybrał na jedną noc postać zabitego w bitwie męża ukochanej kobiety, która następnie zostanie królewską małżonką. Uwierzytelnienie Artura jako następcy tronu stało się wzorem dla wielu późniejszych opowieści – tylko właściwy człowiek może bez trudu wyciągnąć z kamienia magicznej mocy miecz Excalibur. Motyw ten pojawiać się będzie przez następne tysiąc lat w różnych wariantach w powieściach, baśniach, filmach, komiksach oraz grach komputerowych.
Obok króla Artura jest w legendzie arturiańskiej miejsce dla niezwykle ciekawych postaci, niejednoznacznych i skomplikowanych. Najważniejszą z nich – przynajmniej w opowieściach, które zachowały się do naszych czasów – był Lancelot z Jeziora, rycerz królewskiej krwi, najsilniejszy, najsprawniejszy i najbardziej prawy z całego arturiańskiego zastępu. Miał on jednak pewien problem, który, rzecz dziwna, nie wydawał się specjalnie oburzać moralności średniowiecznych słuchaczy – żywił mianowicie odwzajemnioną gorącą miłość do małżonki króla Artura, czyli królowej Ginewry. Oboje zwykle zaprzeczają, jakoby coś ich łączyło, a jednocześnie chętnie udają się na potajemną i bynajmniej nie niewinną schadzkę. Dzięki fortelom, jawnym krzywoprzysięstwom, zabawom wieloznacznościami udaje im się podwójną niewierność utrzymać w tajemnicy. Zresztą z powodu tego cudzołożnego związku próba zdobycia Świętego Graala przez Lancelota nie powiodła się – dokonał tego dopiero jego syn, Galahad.
Operowi i (melo)dramatyczni
Dla niemieckiej tradycji niezwykle ważnym rycerzem Okrągłego Stołu stał się Parsifal – postać, którą odnajdziemy w bardzo wczesnych wersjach legendy; wzór cnót, przede wszystkim odwagi, jednak również darzący miłością królewską małżonkę. Bywał przedstawiany jako najbliższy przyjaciel króla Artura, który został strażnikiem Świętego Graala. Synem Parsifala jest Lohengrin, Rycerz Łabędzia – tytułowa postać jednej z najpopularniejszych oper Ryszarda Wagnera, do dziś stale obecnej na najważniejszych scenach muzycznych całego świata.
Z kolei zapewne w języku portugalskim powstaje historia Amadisa z Walii, jedna z ostatnich przebojowych opowieści rycerskich. Kiedy Don Kichot udaje się na poszukiwanie przygód, jego przyjaciel postanawia spalić wszystkie książki o rycerzach znajdujące się w bibliotece bohatera, uznaje jednak, że tylko dzieła o Amadisie z Walii są godne ocalenia.
Szczególne pod wieloma względami miejsce w arturiańskiej tradycji zajmuje historia Tristana i Izoldy. Według niektórych wersji legendy Tristan został rycerzem Okrągłego Stołu, lecz jego związek z dworem w Camelocie jest dość luźny. W Polsce, dzięki Boyowi, najpopularniejsza jest wydana w 1900 r. obszerna kompilacja licznych wątków tej historii autorstwa francuskiego pisarza, mediewisty i erudyty Josepha Bédiera. To opowieść o Tristanie, siostrzeńcu władcy Kornwalii – króla Marka – oraz irlandzkiej królewnie Izoldzie o Złotych Włosach, których wbrew ich woli, za sprawą czarów ukrytych w eliksirze miłosnym, na zawsze zwiąże miłość. Choć Izolda zostaje żoną króla Marka, a Tristan jest jego dworzaninem, nie potrafią oprzeć się namiętności. Nawet kiedy los zdecyduje o ich rozstaniu, Izolda zostanie w królewskim Tyntagielu, a Tristan poślubi Izoldę o Białych Dłoniach, będą dla siebie najważniejsi.
Ta legenda to jedna z najciekawszych historii miłosnych, jakie stworzyła kultura europejska, ukazująca miłość na różnych jej etapach, przemawiająca do emocji każdego słuchacza lub czytelnika, który choć raz czuł się zakochany, pozwalająca utożsamić się z bohaterami. Mimo że opowiada o relacji sprzecznej z nakazami religii i normami społecznymi, odbiorca współczuje bohaterom, trzyma ich stronę. To, że w rzeczywistości są skazani na rozłąkę, choć w myślach pozostają razem, stanie się schematem wielekroć powielanym w melodramatach przez wieki, a wielkie europejskie opowieści o miłości będą w większym lub mniejszym stopniu czerpać z tej legendy. Wprawdzie Szekspirowska para Romeo i Julia, dzięki swojej młodości i jednoznacznie poprawnej społecznie miłości, zyska większą popularność na przestrzeni wieków, ale celtycka opowieść o miłości koniecznej, choć niemożliwej poprzez swoją głębię i wieloznaczność również na stałe wpisze się w kanon europejskiej kultury.
Siła kobiecości
Warto na chwilę zatrzymać się przy kobietach pojawiających się w legendach arturiańskich. Te najbardziej znane – Ginewra oraz Izolda – są, prawdę mówiąc, pięknymi cudzołożnicami, co jednak nie jest powodem, by je potępiać czy marzyć o karze dla nich. Morgana zaś to kobiecy odpowiednik Merlina – czarodziejka obdarzona potężną mocą, czasem przedstawiana jako zła czarownica, jednak częściej jako osoba potrafiąca z kobiecą wrażliwością operować czarodziejską siłą. Liczne pozostałe postacie kobiece pojawiające się w tych legendach, w naturalny sposób drugoplanowe, są znacznie bardziej różnorodne niż schematycznie postępujący rycerze. Kobiety te potrafią kusić, przemawiać do rozsądku, nakłaniać do grzechu, używać podstępów i forteli, a jeśli to konieczne nawet magii, kiedy walczą o swoje. Choć w opowieściach ich uroda zazwyczaj jest głównym atutem, to skomplikowanie ról, jakie odgrywają, świadczy o celtyckim uwrażliwieniu na moc kobiecości.
Dziś, kilkanaście stuleci po powstaniu arturiańskiej legendy, można pojechać do Kornwalii i na jej północno-zachodnim wybrzeżu zobaczyć zamek Tyntagiel, przespać się w hotelu o nazwie Camelot i pomyśleć, że w tych malowniczych okolicznościach przyrody narodziła się legenda. Można też pójść w Krakowie do Lochu Camelot i przy piwie poczytać Tolkiena – tak samo jak w Kornwalii będziemy otoczeni przez celtycki świat.