Napisałeś książkę. Aktorzy od dawna pisują książki, ostatnio coraz częściej i u nas. Sprawa zresztą nie jest trudna: dobiera się bystrego dziennikarza, zdradza się przed nim parę intymnych szczegółów własnej biografii, doprawiając to i owo pikantnym sosem dla zwiększenia poczytności, no i dzieło gotowe. Czy „Pszoniak & Company, czyli Towarzystwo dobrego stołu” też powstało wg tej wypróbowanej receptury?
– Nie, nie – geneza tej książki i jej formuła są całkowicie inne. Przede wszystkim powstała nie dlatego, że jestem aktorem, lecz dlatego, że jestem również kucharzem. Uwielbiam gotowanie – to jest mój azyl. Jeśli pracuję nad jakąś rolą, gotowanie mnie cudownie relaksuje, nie odrywając jednocześnie od pracy. Jestem człowiekiem monotematycznym – ucząc się roli, nie mogę odpoczywać, czytać czy oglądać telewizji, bo to mnie rozprasza, rozbija koncentrację, jedynie gotowanie daje mi odpoczynek, nie mącąc mojego skupienia. Przyjaciele, oczywiście, o tym wiedzą, bardzo lubią moje dania, bawią ich obmyślane przeze mnie przepisy kulinarne, toteż namawiali mnie najpierw, abym założył w Paryżu restaurację, a potem, abym przynajmniej napisał książkę kucharską. Myślałem nad tym – nad książką, nie restauracją – ostatecznie jednak zrezygnowałem z tych planów: miałbym opisywać i fotografować pierożki? Bigos? Kiełbasę z rusztu? W żadnym przypadku, niemniej właśnie z tych rozmyślań powstał projekt książki, którą napisałem. Co się na nią składa: około 50 własnych przepisów kulinarnych – jednak. (Mój ulubiony tatar ze świeżego łososia z czarnym kawiorem, „Trzej koledzy w kminku”, czyli klopsiki z trzech rodzajów mięs – z wołowiny, wieprzowiny i jagnięcia, „Krzywe ryjki”, czyli świńskie ryjki w piwie, itd., itd.) Poprosiłem także moich przyjaciół z całej Europy – i nie tylko – aby zamieścili tu po swoim jednym, reprezentacyjnym przepisie. Również zaprzyjaźnionych malarzy i grafików, m.in. Cieślewicza, Lebensteina, Topora, Dudzińskiego namówiłem, aby namalowali coś specjalnie dla tej książki i reprodukcje ich prac zamieściłem, a okładkę skomponował sławny artysta fotografik, Rysio Horowitz z Nowego Jorku. Do tego dopisałem kilka swoich wspomnień z młodości, poczynając od Lwowa, gdzie się urodziłem; wspominam mamę, ojca, swoje lekcje muzyki, pierwsze wizyty w teatrze, pierwsze próby gotowania, no i… opublikowałem też swoje wiersze. Pisuję je od lat, wybrałem więc z brulionu około dwudziestu – i tych najdawniejszych, i tych ostatnich; są to moje poetyckie refleksje, przede wszystkim na temat aktorstwa.