Co łączy chrześcijańską ikonografię, teozoficzną koncepcję aury i ukute przez brytyjskiego biologa Ruperta Sheldrake’a pojęcie pola morfogenetycznego? Granice między nauką a metafizyką nie zawsze mają charakter ostrego podziału i nie wszystkie zjawiska można wyjaśnić na gruncie materialistycznego światopoglądu. Aura jest jednym z tych wymykających się naukowemu poznaniu zagadnień.
Sztuka chrześcijańska używa aureoli od połowy IV w.; początkowo towarzyszyły one wyłącznie wizerunkom Chrystusa, z czasem jednak artyści zaczęli stosować je, przedstawiając postaci anielskie, świętych i męczenników, postaci symboliczne i spersonifikowane alegorie, takie jak Baranek Boży, Duch Boży, gryf czy Feniks. Niemniej nie był to wynalazek sztuki chrześcijańskiej, świetliste nimby wywodzą się z inspiracji różnymi wyobrażeniami antycznymi i orientalnymi, w których jaśniejące blaskiem promienie i owale otaczają wizerunki bohaterów, cesarzy, bóstw – w szczególności tych kojarzonych ze Słońcem, jak Helios czy Mitra.
Nie jest to też tylko gra środków artystycznych: mitologie i hagiografie obfitują w opisy dotyczące widzialnych cudów, osobliwych zjawisk świetlnych, a także uroczystych i kojących nastrojów spowijających świętych, mędrców, wiedzące itd. Rozmaite zachodnie tradycje mistyczne i ezoteryczne od zawsze opisywały ciała subtelne, eteryczne czy astralne.
Subiektywne barwy
Zdaniem niektórych zjawiska te łączą się z czymś, co każdy zna ze swojego