Po pierwsze: nie krzywdzić Po pierwsze: nie krzywdzić
i
rys. Daniel Mróz, archiwum „Przekroju”, montaż ilustracji
Wiedza i niewiedza

Po pierwsze: nie krzywdzić

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 14 minut

Indyjski dźinizm zakłada brak przemocy wobec wszelkich stworzeń, a jego wyznawcy rzeczywiście przestrzegają tej reguły.

Ptasi szpital w Starym Delhi, istniejący od 1929 r., mieści się na terenie świątyni digambarów, jednego z dwóch głównych odłamów dźinizmu. Utrzymuje się z darowizn wspólnoty. Codziennie zwożonych jest tam ponad 30 rannych lub chorych ptaków, najczęściej gołębi, które ucierpiały wskutek zderzenia z samochodami. Szpital nie przyjmuje jedynie ptaków drapieżnych, które mogłyby zaatakować innych pacjentów.

Podobne ośrodki mogły funkcjonować w Indiach już w starożytności. Edykty słynnego cesarza Asioki z III w. p.n.e., którego dziadek był dźinistą (sam Asioka w dorosłości zbliżył się do buddyzmu), nakazywały wprowadzenie opieki lekarskiej dla zwierząt, a także budowę przydrożnych poideł. Indolog Christopher Chapple przypuszcza, że szpitale dla zwierząt istniały też w XII w., gdy dźinizm był oficjalną religią Gudżaratu, dziś jednego ze stanów w Indiach – wskazywałyby na to dokumenty prawne z tamtych czasów. Z kolei pewien kupiec angielski z XVI w. podczas pobytu w zamieszkiwanej przez dźinistów Karnatace opisywał szpitale, w których znajdowały się m.in. owce, ptaki i koty. W tym samym stuleciu dźinijski mnich Hiravijay Suri przekonał cesarza Akbara z dynastii Wielkich Mogołów, by ten zakazał trzymania ptaków w klatkach i składania ofiary zwierzęcej podczas najważniejszych świąt religijnych (Akbar miał również sam zrezygnować z polowania i stać się wegetarianinem).

Tradycja prowadzenia szpitali i schronień dla zwierząt (niektóre z nich mają nawet pomieszczenia, gdzie pielęgnuje się owady) oparta jest na podstawowej idei dźinizmu, wedle której każda ziemska istota ma duszę i zasługuje na taką samą troskę i taki sam szacunek.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Aby lepiej zrozumieć wyjątkowość dźinijskich instytucji, trzeba podkreślić, że nie są to proste odpowiedniki naszych lecznic weterynaryjnych. W zachodniej kulturze leczyło się głównie zwierzęta domowe i hodowlane, czyli związane z życiem oraz interesami ludzi. Tymczasem dźinijskie szpitale przyjmują zarówno zwierzęta udomowione, jak i dzikie. Każde stworzenie jest traktowane wyjątkowo: gdy nie udaje się go wyleczyć i umiera, otrzymuje uroczysty pochówek w świętej rzece. 

rys. Daniel Mróz, archiwum „Przekroju”, nr 770/1960

Religia w praktyce

Dźinizm to jedna z najstarszych religii ludzkości: powstał około VI w. p.n.e., mniej więcej w tym samym miejscu i czasie co buddyzm. Oba wierzenia mają też inne wspólne punkty: ideę wędrówki dusz i karmy, koncepcję wyzwolenia ze świata zdominowanego przez cierpienie, a także monastycyzm czy ascezę. Mimo podobieństw losy tych religii potoczyły się odmiennie. Buddyzm współcześnie ma miliony wyznawców na całym świecie, tymczasem liczba dźinistów jest niewielka (waha się między czterema a pięcioma milionami), a ich religia nie jest raczej praktykowana poza granicami Indii. Dźiniści nigdy nie byli grupą liczną, ale za to bardzo wpływową.

Zarówno buddyzm, jak i dźinizm zakazują zabijania w myśl ahinsy, czyli zasady „niekrzywdzenia”, „niestosowania przemocy”, mającej długą historię w kulturze indyjskiej. Ahinsa została spopularyzowana przez działalność Mahatmy Gandhiego, lecz nie wszyscy wiedzą, że tego wielkiego przywódcę inspirowały rady jego dźinijskiego przyjaciela. Ahinsa jest ideałem etycznym dla buddystów i hinduistów, ale w dźinizmie zasada ta wykracza daleko poza etykę: ściśle wiąże się z religijnymi celami i zbawieniem jednostki.

Już w najstarszej literaturze dźinijskiej, datowanej na V‒IV w. p.n.e., można znaleźć fragmenty mówiące o głębokim szacunku oraz trosce wobec istot żywych. W kanonicznym tekście dźinistów Ācārāṅga-sūtra zawarta jest krytyka zarówno składania ofiary ze zwierząt, jak i wykorzystywania ich mięsa, zębów czy skóry. W myśl tych zaleceń człowiek nie tylko nie powinien krzywdzić żadnego stworzenia, lecz także nie pozwalać na to innym (nic więc dziwnego, że dźiniści nie mają zwierząt domowych; szczególnie psy i koty jako mięsożercy są istotami kłopotliwymi moralnie, bo dostarczanie im pożywienia oznaczałoby krzywdę innych zwierząt).

Chociaż buddyści entuzjastycznie popierają wegetarianizm, to ‒ zdaniem buddologa Richarda Gombricha ‒ rzadko go praktykują. Dźiniści natomiast są bezwzględnie wegetarianami lub weganami. Powinni też wybierać zawody, które nie wiążą się z bezpośrednim ani nawet pośrednim krzywdzeniem żywych stworzeń. Współcześnie żyjący śwetambarowie (jeden z dwóch głównych, obok digambarów, odłamów dźinistów) opłacają nawet rzeźników, aby ci nie wykonywali swojej pracy.

Zwierzę ma duszę

Za dźinijskim stosunkiem do zwierząt stoją obecne w tej religii przekonania dotyczące duszy. Dźinizm jest religią panpsychiczną, co oznacza, że wedle niej wszystko ma duszę, siłę życiową (dźiwa) – nie tylko ludzie i zwierzęta, ale także rośliny, kamienie, woda czy skały. Religijne nauki utrzymują, że na świecie istnieje 8 mln 400 tys. gatunków istot ożywionych duszą, które odradzają się w różnych formach. Każda dusza ma naturę świetlistą i bezpłciową oraz „cztery nieskończone jakości”: wiedzę, percepcję, szczęście i moc.

Owa natura duszy zostaje jednak ukryta i zaciemniona. Dramat życia polega bowiem na tym, że każda dźiwa przyobleka się w substancję zwaną karmanem, który ją ogranicza. Poprzez połączenie dźiwa i karmana powstaje duchowe i materialne ciało. Karman, tak często pojawiający się w religijności indyjskiej (przeważnie rozumiany jako ślady mentalne lub czyny), został przez dźinistów zinterpretowany materialistycznie. Jest gromadzony poprzez niewłaściwe działania: egocentryczne, grzeszne bądź okrutne.

Rzeczywistość jest ustrukturyzowana moralnie: wszystko jest splotem duszy i karmana, a dana egzystencja stanowi konsekwencję obciążeń karmicznych z egzystencji wcześniejszej. Celem każdej istoty jest zaś zaprzestanie gromadzenia się karmana i usunięcie tego, który już powstał – a tym samym przerwanie kołowrotu życia i śmierci, czyli wyzwolenie duszy, tak by dotarła poza niebo i przez wieczność kontemplowała wszechwiedzę oraz szczęście.

Jak to osiągnąć? Poprzez odpowiednie śluby i czyny, właściwą dyscyplinę i praktykę, a przede wszystkim dzięki przestrzeganiu zakazu zabijania. Karman gromadzi się bowiem zarówno poprzez czyjeś świadome, jak i nieświadome pozbawianie życia. Zakaz zadawania bólu innym istotom nie wynika zatem jedynie z empatii: w dźinijskiej perspektywie stosowanie przemocy wobec innych to także sprowadzanie cierpienia na samego siebie.

Ācārāṅga-sūtra mówi, że krzywdzenie innych jest zarówno złem, jak i zniewoleniem. Kto krzywdzi lub uśmierca drugą istotę, ten ściąga na siebie karmana i obciąża nim tę lub przyszłą egzystencję. Zasada ta odnosi się też do zwierząt. Jeśli zachowują się one cnotliwie (w dźinizmie zwierzęta potrafią dokonywać wyborów moralnych), mogą odrodzić się w wyższej formie istnienia. Jeśli natomiast postępują złośliwie, odradzają się w mniej korzystnej duchowo postaci ‒ jako mikroorganizmy albo nawet woda czy ogień. W pismach dźinijskich można znaleźć szczegółowo rozpisane reguły, jak wysoko lub nisko różne rodzaje istnienia mogą się odrodzić; przykładowo: dusza niemoralnego ptaka nie może odrodzić się niżej niż w piątym piekle.

Dźiniści dzielą i hierarchizują rozmaite rodzaje istot żywych poprzez liczbę zmysłów, którymi te dysponują. Najniżej znajdują się byty obdarzone jedynie dotykiem ‒ to rośliny, mikroorganizmy, ale też „istoty o ciele wody” czy „istoty o ciele ognia”. Dwa zmysły ‒ dotyku i smaku ‒ mają już insekty, ostrygi, mięczaki czy ślimaki. Z kolei mrówki, pchły, termity, pająki i stonogi należą do kategorii, u której pojawia się także zmysł węchu. Czwarty poziom istnienia to istoty, które dodatkowo jeszcze widzą: osy, pszczoły, muchy, komary.

Wszelkie ssaki, gady i ptaki, większe zwierzęta wodne, lądowe i powietrzne zdaniem dźinistów charakteryzują się zaś nieistniejącym na niższych szczeblach zmysłem słuchu. Ponadto „istoty pięciozmysłowe” mają rozum i zdolność myślenia ‒ zauważmy tutaj, że teologia, filozofia i nauka Zachodu dopiero niedawno przypisały zwierzętom te zdolności. 

Urodzenie się jako bóg, człowiek czy pięciozmysłowe zwierzę oznacza pozytywny bilans karmiczny: poprzednia egzystencja musiała być zdominowana przez dobre czyny. Natomiast narodzenie się jako istota piekielna czy insekt jest rodzajem upokorzenia, kary. Dotkliwszej niż można by sądzić – w tej formie życia cierpienie przeważa nad przyjemnością, a to utrudnia rozwój duchowy. A zatem bycie zwierzęciem pięciozmysłowym to szansa na osiągnięcie postępu na ścieżce prowadzącej do wyzwolenia. Takie stworzenia dysponują pamięcią, mogą więc myśleć o przyszłości, a także dokonywać słusznych bądź niesłusznych wyborów.

Lew (i kurczaki) na kazaniu

Nazwa „dźinizm” wywodzi się od słowa „dźina”, czyli „zwycięzca”. Dźiniści nie czczą bogów, lecz właśnie świętych „zwycięzców” – tirthankarów, czyli ludzi, którzy wedle przekazów zapanowali nad swoimi namiętnościami i osiągnęli wyzwolenie. Z tego powodu niektórzy klasyfikują dźinizm jako religię ateistyczną. Ostatnim tirthankarą – i jedynym, którego istnienie udokumentowano – był współczesny Buddzie Wardhamana Mahawira, często uważany za faktycznego założyciela tej religii.

Każdemu ze „zwycięzców” kanoniczna literatura przypisuje jakieś zwierzę, pod którego postacią kiedyś żył. Mahawira, zanim uzyskał wyzwolenie, odradzał się na tym świecie 26 razy, m.in. jako lew. Żyjący w lwiej postaci miał być otwarty na nauki głoszone przez dwóch mnichów, których spotkał. Pod ich wpływem zaniechał polowania i zabijania – i zagłodził się na śmierć. Dzięki temu odrodził się w niebie jako bóg, a następnie jako człowiek: Wardhamana Mahawira.

Poprzednikiem Mahawiry był Parśwa, który – jak głosi legenda – widząc kiedyś, że pewien bramin zabił siekierą dwie kobry, ożywił je za pomocą magii. Gdy później oddawał się ascezie i medytacji, został zaatakowany przez boga, który zesłał na niego burzę i deszcz. Wtedy wdzięczne węże przybyły mu z pomocą: jeden z nich rozpostarł nad głową ascety swój kaptur, drugi zaś parasol. Parśwa uzyskał oświecenie, a kobry trafiły do nieba; na ziemi do tej pory otaczane są czcią jako duchy opiekuńcze.

Idee dźinijskie inspirowały do tworzenia niezwykłych i zawrotnych fabuł. W opowieści z IX w. król Yaśodhara został otruty przez swoją niewierną żonę. Zarówno on, jak i jego matka (także otruta) odrodzili się odpowiednio jako paw i pies. W tej postaci trafili na dwór, na którym zaczął już rządzić syn Yaśodhary. Kiedy paw ujrzał swoją żonę w objęciach kochanka, nieudolnie próbował ich zabić, lecz ci zranili go i uciekli. Wówczas pies (czyli dawna matka króla) na widok zranionego pawia rzucił się na niego i zabił go. Wtedy syn króla, poirytowany tymi wydarzeniami, zabił psa (czyli swoją babcię). Następnie Yaśodhara odrodził się jako mangusta żywiąca się m.in. wężami, jego matka zaś jako kobra. Doszło między nimi do walki. Król zginął i odrodził się jako ryba. Opowieści ciągną się przez kolejne cykle wcieleń. Wreszcie Yaśodhara razem z matką odradzają się jako kurczaki, którymi opiekuje się pewien niedotykalny (osoba z najniższych kast indyjskich – przyp. red.) zainteresowany jogą oraz duchowością, i przysłuchują się naukom dźinijskim. Traf jednak chce, że we wsi przebywa syn Yaśodhary. Przechwala się on, że potrafi zabić dwa kurczaki jednym strzałem. Jak można się domyślić, jego ojciec i babka zostają przez niego zabici i odradzają się w łonie jego żony jako bliźnięta.

Tego typu fantastycznych historii nie należy jednak traktować wyłącznie jako literackich wariacji na temat wędrówki dusz. Dzięki nim przekazywane są dźinijskie idee, np. kontinuum życia czy głębokie związki pokrewieństwa łączące wszystkie żywe istoty.

Dźiniści utrzymują, że gdy przemawia wielki nauczyciel duchowy, zwierzę jest w stanie zrozumieć go w swoim języku. Przypisują też wielu stworzeniom zdolność do ahinsy, podobnie jak możliwość podjęcia decyzji o śmierci z głodu. Zwierzęta nie mogą jednak czynić ślubów jak mnisi czy mniszki oraz żyć z jałmużny; nie są również zdolne do skupienia uwagi ‒ koniecznego, aby zniszczyć karmana. Tylko człowiek może osiągnąć wyzwolenie. Zwierzęta i bogowie tego nie potrafią.

Ktoś mógłby zauważyć, że w takim razie – mimo szacunku dla wszelkich bytów – jest to religia antropocentryczna. Niekrzywdzenie zwierząt wydaje się związane z religijnymi interesami ludzi: gdyby przemoc nie gromadziła karmana, nie zakazano by jej. Byłaby to jednak jednostronna interpretacja. Dźinizm traktuje poważnie wszystkie stworzenia: każdy pies, każda mysz, sowa czy mucha to dusze zdolne do wyzwolenia, dlatego należy dbać o ich egzystencję. Konsekwencja, z jaką dźinizm trzyma się swoich restrykcyjnych zasad, być może wyjaśnia, dlaczego nie ma on tak wielu wyznawców i wyznawczyń.

Praktyka czyni mnicha

Mnisi i mniszki dźinijscy nie mogą kraść, kłamać, posiadać rzeczy na własność czy mieć kontaktów seksualnych, ale przede wszystkim nie mogą zabijać. Przecedzają wodę, której chcą się napić, by przypadkiem nie uśmiercić znajdujących się w niej istot. Nie spożywają posiłków po zmierzchu, by nie ryzykować połknięcia owada, którego nie zauważą.

rys. Daniel Mróz, archiwum „Przekroju”, nr 974/1963

Dźiniści przyjmują, że nawet w waginie żyją drobne istoty, a aktywność seksualna grozi ich zabiciem – to z tego powodu się przed nią powstrzymują. Istnieje też obraz dźinijskich ascetów i ascetek wędrujących z miotłą, którą zmiatają z drogi wszelkie owady, aby ich nie zdeptać. Maseczki na usta mają zaś chronić przed ich połykaniem. Zgodnie z Ācārāṅga-sūtra mnisi i mniszki nie powinni wędrować z podniesionymi ramionami ani nawet z uniesionym palcem, bo mogłoby to przestraszyć lub zaniepokoić inne stworzenia. Nie mogą oni również rozpalać płomieni ani ich gasić, gdyż znajdują się w nich „istoty o ciele ognia”.

Zasady etyki dźinijskiej prowadzą także do głębokiego namysłu nad wykonywanym zawodem. Dawniej dźiniści często uważali, że nie mogą uprawiać roli: to praca zbyt niebezpieczna dla różnych form życia obecnych w ziemi. W konsekwencji zajmowali się głównie handlem i przemysłem czy jubilerstwem, dzięki czemu wypracowali sobie wpływową pozycję w społeczeństwie Indii.

Rządząca życiem dźinistów ahinsa w kontekście dietetycznym nie sprowadza się jedynie do niespożywania mięsa. Większość z nich stara się też nie jadać roślin rosnących w ziemi, takich jak ziemniaki, których zrywanie prowadzi do uszkodzenia lub zniszczenia całej rośliny. Alkohol jest zakazany nie tylko dlatego, że szkodzi umysłowi: wszelkie produkty oparte na fermentacji przyczyniają się do niszczenia mikroorganizmów.

Ponieważ proces pozyskiwania pokarmu i jedzenia jest związany z ryzykiem zadawania bólu innym istotom, dźiniści często poszczą. Jedną z najbardziej szanowanych i cenionych przez nich praktyk jest sallekhana – zastrzeżone dla mnichów i mniszek dobrowolne rytualne zagłodzenie się. Nie jest to „religijne samobójstwo” – owo sformułowanie spotyka się z gwałtownym sprzeciwem dźinistów, którzy postrzegają sallekhanę raczej jako piękny triumf nad śmiercią. Współcześnie nie jest to jednak popularna praktyka. Dyskutuje się nad tym, na ile jest zgodna z prawem oraz ideą ahinsy: można się bowiem zastanawiać, czy nie oznacza krzywdzenia samego siebie.

Powszechne cierpienie

Dźiniści przypisują różnym formom istnienia pewne podstawowe pragnienia. Wszystko, co żyje, nie tylko chce jeść i rozmnażać się, ale także może doświadczać niechęci, dumy, złości, chciwości, które przyczyniają się do gromadzenia karmana.

Istnieją mantry, które recytowane są ludziom i zwierzętom z intencją bardziej korzystnego odrodzenia. Napisany przez dźinistę epos z X w. ‒ Cīvaka Cintāmaṇi ‒ opisuje przypadek umierającego psa, któremu odczytano pouczenie o porzuceniu gniewu i zniszczeniu karmana, dzięki czemu odrodził się jako bóg. Historia ta pokazuje, jak rewolucyjne były idee dźinistów. W tradycyjnym braminizmie psa postrzegano jako szczególnie upokarzający rodzaj istnienia – można było się nim stać w wyniku wyjątkowo grzesznej egzystencji.

Również zdolność do cierpienia jest powszechna wśród wszelkich żywych bytów. Inne kanoniczne dzieło dźinizmu ‒ Bhagavatī-sūtra ‒ stwierdza, że każda istota o ziemskim ciele cierpi tak, jak zniedołężniały starzec uderzany przez młodego, zdrowego mężczyznę. Dlatego według słów przypisywanych Mahawirze w Ācārāṅga-sūtra żadne czujące i oddychające stworzenie nie może być zabijane ani dręczone. Każde z nich zasługuje też na współczucie.

Recytowana podczas rytuału pokutnego formuła modlitewna zawiera prośbę o wybaczenie skierowaną do wszelkich żywych istot, które zostały nieumyślnie zdeptane czy przestraszone, oraz żal z powodu rozerwanych pajęczyn czy zmiażdżonych nasion. Wszystko to, na co my w naszej kulturze prawie nie zwracamy uwagi, w dźinizmie zostaje nazwane czynieniem zła. Dźinijska starożytna Sūtrakṛtāṅga stwierdza wprost: niezabijanie jest najwyższą mądrością. Nacisk, jaki ta religia kładzie na prostą prawdę, że żadne stworzenie nie chce cierpieć, decyduje o jej unikalności i wielkości.

Czytaj również:

O Wandzie, co wcielała ideały braterstwa O Wandzie, co wcielała ideały braterstwa
i
„Ta kobieta, Polka, była wtedy dla mnie jak przybrana matka, to dzięki niej zostałem wegetarianinem” – mówił o Wandzie Dynowskiej przywódca duchowy Tybetańczyków, Jego Świątobliwość Dalajlama.
Marzenia o lepszym świecie

O Wandzie, co wcielała ideały braterstwa

Urszula Jabłońska

Miała tak wielką charyzmę i żywość umysłu, że wszędzie, gdzie się pojawiała, zaczynała odgrywać ważną rolę. Na szczęście nie przeszkodziło jej to w czynieniu dobra. Religioznawczynie Agata Świerzowska oraz Izabela Trzcińska poświęciły lata, żeby poznać tę niezwykłą kobietę. Opowiadają o niej Urszuli Jabłońskiej.

Wandę Dynowską często przedstawia się jako „pierwszą promotorkę jogi w Polsce”, „popularyzatorkę filozofii hinduizmu” czy „założycielkę Polskiego Towarzystwa Teozoficznego”. Albo przez sławnych i ważnych mężczyzn, których znała: „przyjaźniła się z Piłsudskim”, „doradzała Gandhiemu”, „Dalajlama nazwał ją przybraną matką”. A kim była naprawdę?

Czytaj dalej