Południce
i
„Boginka w dzwonach” z cyklu „Rusałki”, Jacek Malczewski, 1888 r., Muzeum UJ w Krakowie (domena publiczna)
Wiedza i niewiedza

Południce

Biografia demonologiczna
Paweł Szczepanik
Czyta się 9 minut

Szanownych Czytelników uprasza się, aby ze względu na własne bezpieczeństwo lekturze niniejszego tekstu oddawali się w innym miejscu niż pole czy miedza, a także nie w samo południe.

Bywam ptakiem, zwierzęciem, kotką abo sową,
W nocy wielką niewiastą, co mię śmiercią zowią.
Kto mie ujrzy w południe, to przypołudnicą,
A pod wieczór zaś wiedźmą abo latawicą.

(Januarius Sowizdralius, Peregrynacja dziadowska, 1612)

 

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pojawiały się najczęściej w czasie żniw. Zazwyczaj miały postać kobiety, często szkodziły napotykanym ludziom. Przybierały rozmaite formy, a ich zróżnicowanie wciąż stanowi wyzwanie dla badaczy religii, obyczajów, języka. Południce należą do repertuaru wierzeń słowiańskich, które formowały się w początkach wczesnego średniowiecza, przypuszczalnie w VI w., ale ich przejawy przetrwały w folklorze i kulturze ludowej niemal do początków XX w. Należy pamiętać, że wierzenia ludowe trzeba rozpatrywać w określonym kontekście, jakim były wieś i jej kultura. Ogromną rolę odgrywały tam Kościół oraz ludowy katolicyzm, który stanowił jeden z kluczowych elementów autodefinicji jej mieszkańców, co mocno podkreślał wybitny antropolog wsi Ludwik Stomma: „Jesteśmy tutejsi, jesteśmy chłopami-rolnikami, jesteśmy katolikami” (Antropologia kultury wsi polskiej XIX wieku oraz wybrane eseje, Łódź 2002). To pozornie oczywiste stwierdzenie jest niezwykle ważne, gdy poruszamy się po grząskim gruncie badań nad ludowymi wierzeniami o przedchrześcijańskim charakterze. Obserwowany obecnie ogromny wzrost zainteresowania szeroko rozumianą słowiańszczyzną to zjawisko bardzo istotne, a także ciekawe – zarówno pod względem społecznym, jak i badawczym. Niestety przyrost treści związanych z tą tematyką nie idzie w parze z ich jakością oraz rzetelnością w sięganiu do źródeł. Świetnym określeniem tego stanu rzeczy może być anegdota przytoczona w pracy profesora Bohdana Baranowskiego W kręgu upiorów i wilkołaków (pierwsze wydanie ukazało się w 1981 r.): „[…] przytoczyć tu mogę żartobliwą uwagę wypowiedzianą przez pewnego specjalistę z zakresu badań nad religią Słowian w nieoficjalnych rozmowach, po jednej z naukowych konferencji. Stwierdził on, że w miarę rozwoju badań nad religią Słowian wiemy o niej coraz mniej. Bezsprzecznie w tym paradoksie tkwi dużo prawdy”. To spostrzeżenie pozostaje aktualne. Sporo publikacji oraz innych tekstów kultury na interesujący nas temat to raczej literackie i graficzne krea­cje artystyczne niż opracowania naukowe. „Historia badań nad religią Słowian jest historią rozczarowań” – twierdził już w 1947 r. profesor Stanisław Urbańczyk w pracy Religia pogańskich Słowian. Mimo to spróbujemy opowiedzieć o południcach, prześledzić ich regionalne zróżnicowanie pod względem imion, wyglądu i kompetencji, ale też przedstawienia tych postaci w kulturze oraz sztuce.

Według profesora Kazimierza Moszyńskiego, etnografa i badacza kultury ludowej Słowian, oraz profesorki etnografii Jadwigi Klimaszewskiej rozprzestrzenienie wierzeń o południcy jest jednym z najciekawszych zjawisk w zakresie słowiańskiej etnogeografii. Południca znana była „części zachodniej” świata słowiańskiego – obejmującego Łużyce Dolne i Górne, znaczne ziemie Czech i Słowacji, a także Polskę i rozległe obszary Białorusi – oraz w „części wschodniej”, czyli na terenach Rusi i w rejonie od północno-zachodniej Syberii.

Uwieść żniwiarza

Skoro występowały powszechnie, to kim właściwie były? Jak wyglądały? Jak je nazywano w zależności od regionu? I wreszcie: jakie funkcje pełniły? Południce to grupa rozmaitych postaci, które pomimo wielu niedoskonałości samego terminu będziemy nazywać demonicznymi (od greckiego daimon – nieosobowa, nadprzyrodzona moc). Wielość okreś­leń i zróżnicowanie terytorialne ich występowania wynikają z tego, jak bardzo obecne były w wierzeniach i jaką miały rangę. Ich archaiczne i przedchrześcijańskie pochodzenie to co prawda tylko hipoteza, jednak wielce prawdopodobna. Demony te są typowe dla społeczności agrarnych, a ich aktywność jest uzależniona od cyklu prac na roli. Południce pojawiają się w porze od zasiewów po żniwa, choć najczęściej widywano je w ostatnim okresie wegetacji zbóż. Z zebranych przez Stommę materiałów etnograficznych wyłania się obraz strasznej kobiety, która nawiedza miedze w czasie bicia dzwonów na Anioł Pański. Co ciekawe, owymi demonami mają stawać się dusze zmarłych w trakcie własnego ślubu lub niedługo przed nim. To może tłumaczyć chęć zdobycia przez nie nowego kochanka, którym miałby stać się schwytany lub omamiony żniwiarz.

O ile czas aktywności południc zasadniczo powtarza się we wszystkich przekazach, o tyle już kwestia wyglądu demona jest bardziej skomplikowana. Według dr. Leonarda Pełki, ucznia i kontynuatora badań prof. Baranowskiego, w zależności od podania ludowego południce przybierały postać: dziewcząt w białym odzieniu, z rozpuszczonymi włosami; nagich młodych kobiet; kobiet starych; kobiet szpetnych; mężczyzn w białych strojach; dzieci (zwłaszcza chłopców) w pstrokatych ubrankach. Czasami były po prostu niewidzialne albo świetliście migotały. Wydaje się, że te dwie ostatnie przypisywane im cechy mają wytłumaczenie. Niekiedy – jak świadczą dane ze Śląska i z Małopolski – południce ukazywały się pod postacią wirów powietrznych kręcących się nad polami i porywających wszystko, co znalazło się na ich drodze. Z kolei światełka czy ogniki, pod którymi miały kryć się demony, można wyjaśnić omamami wzrokowymi wywołanymi udarem słonecznym, o co nie było trudno podczas żniw w upalne, letnie dni. Choć południce wprawiały łany w ruch, to ich pojawienie się mogło również tłumaczyć bezruch czy skwar – jak przedstawia to Władysław Reymont w Chłopach: „Upalna cichość leżała w powietrzu, a nikaj nie dojrzał człowieka ni ptaka, ni żadnego stworzenia i nikaj nie zadrgał listek ni trawka choćby najmarniejsza, jakby w oną godzinę Południca zwaliła się na świat i wysysała spieczonymi wargami wszystką moc ze ziemi omglałej”.

Dwie twarze demonicy

Po pominięciu form świetlnych i powietrznych, a także zostawieniu na razie postaci męskich z dostępnych nam źródeł wyłania się co najmniej podwójny obraz południc. Z jednej strony są powabne oraz czyhają na zdrowie i życie przeważnie młodych żniwiarzy, z drugiej – szpetne, wychudzone, niebezpieczne też dla kobiet i dzieci. Dychotomia ta jest doskonale widoczna w podaniach wielkopolskich zaprezentowanych przez prof. Renatę Dźwigoł w pracy Polskie ludowe słownictwo mitologiczne. W tym regionie kraju południce są przedstawiane zarówno jako piękne dziewczyny obwiązane złotym lub srebrnym pasem, za którym nosiły sztylet, jak i brzydkie stare kobiety zbierające kłosy na ścierniskach.

Warto w tym miejscu zrobić dygresję i przytoczyć najstarsze źródło mówiące o wierzeniach Słowian. W napisanej w latach 545–553 Historii wojen autorstwa Prokopiusza z Cezarei poza informacją o czci, jaką Słowianie darzyli bóstwo gromowładne, znajdziemy następujący zapis: „[…] oddają ponadto także cześć rzekom, nimfom i innym duchom. I składają im wszystkim ofiary, a w czasie tych ofiar czynią wróżby”. Czy nie moglibyśmy zatem na podstawie tego cytatu doszukiwać się podobieństw między antycznymi nimfami a swojskimi południcami i rusałkami w postaci urodziwych młodych kobiet opiekujących się polami, ale też zwodzących młodzieńców na manowce? Rzecz wydaje się godna uwagi, choć należy pamiętać, że usystematyzowane nazewnictwo może nas wywieść w pole. Konkretny „typ” demona opisywany był nie tyle samą nazwą, ile raczej wyglądem i funkcją. W leksykonie Barbary i Adama Podgórskich Wielka księga demonów polskich obok południcy znajdziemy kolejnych 55 (!) nazw mających określać tę demoniczną postać. Odnoszą się one przede wszystkim do czasu aktywności – m.in. południca, przypołudnica, południówka; do miejsca aktywności – np. chabernica, czarownica albo baba, matka żytnia; w końcu do jej negatywnego charakteru i związku z mocami piekielnymi – diablica polna, diabeł południowy, szatanka.

Tak duże zróżnicowanie imion miało łączyć się z odmiennym wyglądem i funkcjami poszczególnych południc. Ciekawe cechy wyglądu południcy znajdziemy u niezastąpionego prof. Baranowskiego, który podaje, że w Łęczyckiem „południca ma bladą twarz, olbrzymie krwistoczerwone usta i długi czerwony język. Również jej oczy były czerwone. Na głowie zamiast włosów miała zwiędnięte zielsko”. To ten wizerunek musiał zainspirować twórców popularnej gry komputerowej Wiedźmin – Południca ma tam charakterystyczny długi język. Przeciwieństwem tego przedstawienia były opisane przez Hannę Popowską-Taborską demony znane z Kaszub, okreś­lane mianem polńica: „demon polny w postaci nagiej dziewczyny z wieńcem kwiatów na głowie, posiadający siłę przysparzania urodzajów” lub opřepåłńica: „życzliwy demon zbożowy w postaci biało ubranej dziewczyny z wieńcem dojrzałych kłosów, ukazujący się o prepåłńe, czyli w samo południe” czy w końcu yepfepełóica, która budziła z drzemki żniwiarzy wypoczywających na miedzy, by jim vilk ńe vlez za skórą, bue jinaće uońi be są ńe podńosle („dostanie wilka” znaczy w tym wypadku przeziębienie i ból pleców, co uniemożliwia wstanie i dalszą pracę). Południce były więc postaciami pozytywnymi, przynoszącymi na pola urodzaj i zapewniającymi rolnikom bezpieczeństwo.

W materiałach kaszubskich można jednak spotkać także demony polne o niszczących mocach. Zalicza się do nich rža­ńixa: „demona zbożowego w postaci starej baby” lub ržanana albo žëtnå mac: „żeńskiego demona zbożowego”. Kolejny wariant to žarnå mac: „demon zbożowy w postaci baby, pożerający dzieci i gęsi”. W tych ostatnich wariantach owa istota przybierała kształt kobiety z kosą albo – w niezwykle ciekawym przedstawieniu – z „plecionym ulem zamiast głowy, z oczami jak gwiazdy, z uszami jak osioł”. Dr Bernard Sychta w wymienianym już słowniku podaje też ciekawą informację związaną z działaniami południc: miały zdolność zarażania zboża sporyszem, grzybem pasożytującym niszczącym uprawy, również o właściwościach narkotycznych.

W innych podaniach południce miały żelazne zęby lub, jak w Sieradzkiem, nogi pokryte sierścią albo piórami. Na wschodnim Mazowszu i Podlasiu przybierały postać śmierci o straszliwej twarzy, ich głowę zastępowała niekiedy trupia czaszka z (po raz kolejny) żelaznymi zębami. Wszystkie te warianty demona można nazwać „południowymi diablicami”, gdyż łączy je czas i miejsce aktywności – pola w południe. Oprócz w łanach zboża duchy te miały lubować się także w połaciach łubinu, który podczas kwitnienia odurza zapachem, a drzem­ka w jego sąsiedztwie może skutkować bólem głowy. Bohdan Baranowski słusznie zauważa jednak, że wierzenia te są stosunkowo młode, ponieważ łubin rozpowszechnił się na ziemiach polskich dopiero w XIX w. Bardziej pierwotny wydaje się podlaski wizerunek bab grochowych, które ubrane w suknie uplecione z grochowin lub z grochowinami zamiast włosów dusiły żniwiarzy odpoczywających na miedzach.

Przyjdzie do mnie, gdy lato…

Chociaż duszenie śpiących wydaje się najpowszechniejszym sposobem uśmiercania ofiar, to południce realizowały również o wiele bardziej krwawe scenariusze. Oprócz wspomnianych już kos i żelaz­nych zębów, którymi rozszarpywały ciała nieszczęśników, używały też sierpów. To archaiczne narzędzie, łączone ze zbożem i żniwami, stało się symbolem południc z ziemi dobrzyńskiej opisywanych przez Aleksandra Petrowa: „[…] jak opowiadała mi jedna stara gospodyni, w południe pokazują się w lesie, a czasami i na polu, wysokie kobiety w białe płachty przybrane, z ostrym sierpem w ręku. Kto w południe nie idzie na obiad, a tylko wałęsa się z kąta w kąt, temu głowę odrzynają. Takiego ducha nazywają południcą albo przypołudnicą” (Lud Ziemi Dobrzyńskiej, Kraków 1878). Związek z sierpem jest widoczny w nazwach notowanych w Łużycach Dolnych: serpownica, serpowa baba, serpowa syja, serpul. Określenia te dotyczą zatem postaci, która sierpem pozbawia nieszczęśnika głowy. Zbliżoną postacią demoniczną znaną z wierzeń białoruskich, wielkoruskich i ukraińskich, stosującą jednak zdecydowanie odmienne sposoby uśmiercania swoich ofiar, była rusałka polna, zwana rusawką. Według Pełki białoruskie rusałki to piękne, białe jak śnieg panienki, a ich siedliskiem miały być gęstwiny zielonych konopi i zielone żyto, stąd niekiedy nazywano je żytnimi panienkami. Według etnografa i archeologa amatora Michała Federowskiego, autora napisanego pod koniec XIX w. dzieła Lud białoruski na Rusi Litewskiej: materyały do etnografii słowiańskiej: „Rusawka, albo jak ją lud w Sokólskiem Kozytką nazywa, ma to być demoniczna istota strzegąca łanów zboża (zwłaszcza żyta), by dzieci zbierające kwiatki nie otrząsały pyłku, jaki się znajduje na kwitnących kłosach. Skoro Rusawka nieostrożnego śmiałka uchwyci w swoje objęcia, nie wypuszcza go już dotąd, dopóki go na śmierć nie załachocze. Lud sobie ją przedstawia jako dziewicę słuszną, bladą, z rozpuszczonymi włosami i wiecznie milczącą. […] Prócz tego, tajemnicza ta istota ma mieć na sobie złociste szaty, od których bije blask taki, iż go żadne oko ludzkie znieść nie potrafi”.

Jak widać, południce mogły być piękne i straszne, młode i stare, kuszące i przerażające, pożyteczne i niszczące. Ich różnorodność odpowiadała realnym problemom mieszkańców wsi, niejednokrotnie zmuszonych do zostawiania małych dzieci na miedzach, w czasie gdy sami zajmowali się pracą na roli – narażali je przez to na rozmaite niebezpieczeństwa. Południca była związana z wegetacją zbóż, ale przecież także z cyklem życia i śmierci. O jej związkach ze sprawami ostatecznymi wspomina bohater wiersza W południe Kazimierza Grześkowiaka. Utwór ten, wykonywany przez Kazika Staszewskiego, kończy się tak:

Przyjdzie do mnie gdy lato
Za lat ile sam nie wiem
Przyjdzie stanie przed chatą
Powie „Czas już na ciebie”
Dzieci ziemią obdzielę
Zrobię jeszcze Bóg wie co
I w pachnącą niedzielę
Pójdę za południcą
Pójdę za południcą
Odejdę z południcą
.

Czytaj również:

Bliscy pustelnicy
i
zdjęcie: Szymon Fischer/Unsplash
Przemyślenia

Bliscy pustelnicy

Andrzej Muszyński

Czym dzisiaj może kusić idea odosobnienia i ascezy? Choćby tym, że można wtedy poczytać egipskich mnichów i poznać ich sposoby na spokój.

Na Pustyni Błędowskiej rzeczy tracą swój obrys. Świat­ło, któremu nic nie stawia oporu, rozmywa kształty. Po całym dniu wędrówki ciało jest bardziej obecne, bo odczuwalne bez emocji wyciszonych wysiłkiem fizycznym. Nie muszę tu zabiegać o cudze spojrzenie, słowo i opinię. W samotności, w głuszy, w monotonnej wędrówce ustępują natrętne myśli, choć z początku w takich warunkach można spodziewać się ich natłoku. Mądrzy pustelnicy ganili nadmierną ascezę i, sławiąc korzyści świadomego postu, zalecali zdrowy rozsądek. Wieczorem, po rozbiciu biwaku i po kolacji, oczy chcą odpocząć od pustoszy wokół. Dlatego zabrałem ze sobą książkę – jeden z licznych zbiorów apoftegmatów mnichów, którzy od IV w. n.e. zamieszkiwali pustynie na terenie Egiptu. Czesław Miłosz w Hymnie o perle napisał: „Niechby jednego człowieka wybroniło twoje dzieło”. Sądząc choćby po liczbie przekładów i wydań, apoftegmaty ocaliły niejednego. Apoftegmat to krótki utwór o dydaktycznych walorach, często w formie pytania i odpowiedzi. To sentencja lub zwięzła opowieść z morałem, oszlifowana w tysiącach powtórzeń, zanim zyskała ostateczny wyraz. To zbiór wiedzy o postawach moralnych, swoisty przewodnik duchowy dla wielu pokoleń, które do dziś mogą czerpać z niego inspiracje.

Czytaj dalej