Czym dzisiaj może kusić idea odosobnienia i ascezy? Choćby tym, że można wtedy poczytać egipskich mnichów i poznać ich sposoby na spokój.
Na Pustyni Błędowskiej rzeczy tracą swój obrys. Światło, któremu nic nie stawia oporu, rozmywa kształty. Po całym dniu wędrówki ciało jest bardziej obecne, bo odczuwalne bez emocji wyciszonych wysiłkiem fizycznym. Nie muszę tu zabiegać o cudze spojrzenie, słowo i opinię. W samotności, w głuszy, w monotonnej wędrówce ustępują natrętne myśli, choć z początku w takich warunkach można spodziewać się ich natłoku. Mądrzy pustelnicy ganili nadmierną ascezę i, sławiąc korzyści świadomego postu, zalecali zdrowy rozsądek. Wieczorem, po rozbiciu biwaku i po kolacji, oczy chcą odpocząć od pustoszy wokół.
Dlatego zabrałem ze sobą książkę – jeden z licznych zbiorów apoftegmatów mnichów, którzy od IV w. n.e. zamieszkiwali pustynie na terenie Egiptu. Czesław Miłosz w Hymnie o perle napisał: „Niechby jednego człowieka wybroniło twoje dzieło”. Sądząc choćby po liczbie przekładów i wydań, apoftegmaty ocaliły niejednego. Apoftegmat to krótki utwór o dydaktycznych walorach, często w formie pytania i odpowiedzi. To sentencja lub zwięzła opowieść z morałem, oszlifowana w tysiącach powtórzeń, zanim zyskała ostateczny wyraz. To zbiór wiedzy o postawach moralnych, swoisty przewodnik duchowy dla wielu pokoleń, które do dziś mogą czerpać z niego inspiracje.
Poza ego
„Był pewien starzec, który ofiarowywał