
W matematyce jak w finansach – bilans to rzecz święta. Kiedy więc ponad 100 lat temu polskim matematykom udało się zwiększyć aktywa bez ruszania pasywów, szybko wskazano winnego. Był nim podejrzany aksjomat, który pozwalał wybierać elementy ze zbiorów na chybił trafił. Wyglądało na to, że pozwalał też wyczarować królika z kapelusza. Dla wielu był to problem.
Chrystus wiedział, co robi. Kiedy pewnego popołudnia wysiadł z łodzi i nauczał, do przemówienia dorzucił coś jeszcze. Jak pisze św. Marek, wziął pięć chlebów oraz dwie ryby i nakarmił nimi tłum słuchaczy tak, że samymi resztkami napełniono 12 koszy. Wszystko to wyglądało na niezaplanowane, ale Jezus musiał przecież wiedzieć, że jeśli obraz wart jest tysiąca słów, to wartość cudu idzie w miliony. Żaden z ewangelistów nie zanotował, o czym mówił tego wieczoru Chrystus. Cud rozmnożenia przyćmił wszystko.
Gdyby Jezus działał wśród patrycjuszy, mógłby uciec się do innego zabiegu. Zamiast chleba, którego ci mieli pod dostatkiem, mógłby rozmnożyć na przykład ulubioną księgę właściciela posesji. Poprosiłby o zwój pustego pergaminu i w mgnieniu oka przelał na niego tekst Iliady, a może nawet Sztukę kochania tego grzesznika Owidiusza. Gdyby chciał, mógłby to zrobić w kilku egzemplarzach, z łatwością przebijając rynkową cenę chleba i ryb.
Tyle że efekt tego drugiego cudu potrafi dziś osiągnąć każdy, kto ma dostęp do kserokopiarki. Codziennie nastolatki dokonują rozmnożenia obrazów, umieszczając w mediach społecznościowych swoje zdjęcie, które następnie pojawia się na ekranach telefonów znajomych i nie tylko. Mało kto się z tego powodu nawraca.
A jednak biblijne rozmnożenie chleba to cud z zupełnie innej półki. Podczas gdy w powielaniu tekstu czy obrazu