
„Kim jestem? Jaki jest sens życia? W zasadzie po co to wszystko?” – takie pytanie niejednokrotnie zadajemy sobie na różnych etapach życia, licząc w najlepszym wypadku na to, że dowiemy się tego wszystkiego po śmierci. Osoby zgłębiające tajniki buddyzmu twierdzą jednak, że odpowiedź mamy w środku, wystarczy tylko dobrze poszukać. I kiedy ją znajdziemy, dochodzi do satori.
– Czym jest satori? – pytam Marię Monetę-Malewską, psychoterapeutkę i ekspertkę od leczenia uzależnień, a także mniszkę z buddyjskiej tradycji Rinzai Zen. Zaznaczam, że proszę o jak najbardziej praktyczne wytłumaczenie.
– Ma być praktycznie? Proszę bardzo. Niech pan sobie wyobrazi, że żyje pan w pokoju z zamalowanymi oknami i nie ma pan najmniejszego pojęcia, iż poza tym pokojem może znajdować się wielka przestrzeń, inny świat. Pukając w okno, w końcu odłupuje pan maleńki kawałek farby. Satori jest właśnie tym momentem – wyjaśnia.
Swoje pierwsze satori przeżyła kilkadziesiąt lat temu, po trzech i pół roku praktykowania medytacji.
– Tego się nie da opowiedzieć. Otworzyła mi się świadomość na coś, o czym do tej pory nie wiedziałam i o czym nie miałam