Przeciw Apokalipsie Przeciw Apokalipsie
Marzenia o lepszym świecie

Przeciw Apokalipsie

Julia Fiedorczuk
Czyta się 4 minuty

Apokalipsa (z gr. ποκάλυψις) oznacza odsłonięcie, zdarcie zasłony – objawienie. W tradycji judeochrześcijańskiej apokalipsa to ujawnienie ostatecznej, boskiej prawdy w czasie bezpośrednio poprzedzającym koniec ziemskiego świata.

Najbardziej znanym proroctwem tego typu jest apokalipsa świętego Jana, księga zamykająca chrześcijańską ewangelię. Jan opisuje kolejne etapy końca: oddzielenie dobra od zła, wiernych od grzeszników. Wszystko, co nie podążało właściwą drogą, ulega zniszczeniu, a prorok ogłasza: „Upadł, upadł wielki Babilon, co winem zapalczywości swego nierządu napoił wszystkie narody!” (Biblia Tysiąclecia). Tak, według chrześcijańskiego mitu, kończy się historia człowieka na ziemi.

Jasny, klarowny koniec, pociągający za sobą wyjawienie finalnego znaczenia ludzkich podsłonecznych zmagań i wymierzenie sprawiedliwości – ta wizja przemawia do naszej kulturowej wyobraźni. Zachodnia cywilizacja lubi fantazjować o własnym kresie, jest on wpisany w nasze poczucie czasu, w głęboko zakorzenioną wizję życia jako opowieści – oczywiście opowieści z morałem. A więc dobrzy zostają nagrodzeni, a źli ukarani. Wygasa wszelka niejednoznaczność, sens historii staje się wreszcie jasny. Decyduje o tym ktoś, z kim się nie dyskutuje: Wielki Inny. Ma to tę zaletę, że zdejmuje z nas całą odpowiedzialność: Apokalipsa musi nadejść, bo tak chce Bóg. Ta Ziemia musi ulec zniszczeniu, aby boscy wybrańcy trafili w lepsze miejsce. W miejsce ostateczne, nieobjęte czasem, wyjęte spod praw natury, niezniszczalne.

Biorąc pod uwagę szybko postępującą katastrofę klimatyczną, trudno się dziwić, że zarówno popkultura, jak i ekologia chętnie sięgają po topos Apokalipsy, aby wyrazić „ostateczną” naturę naszego czasu. W ostatnich tygodniach widzieliśmy dramatyczne zdjęcia z płonącej Grecji, Włoch, Turcji, Kalifornii. Dym znad płonącej Syberii pierwszy raz w historii dosięgnął bieguna północnego. Raporty IPCC (Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu – naukowe ciało doradcze utworzone w 1988 r. na wniosek ONZ dla monitorowania zmiany klimatu) mówią jasno: nieodwracalna antropogeniczna zmiana klimatu jest faktem. Najnowsze ekstrema pogodowe są skutkiem działalności człowieka, a ściślej, emisji gazów cieplarnianych (dwutlenku węgla, metanu, który jest skutkiem ubocznym przemysłowej hodowli zwierząt). Przy aktualnym poziomie emisji w ciągu 10 lub 20 lat wzrost średniej temperatury na Ziemi z dużym prawdopodobieństwem przekroczy 1,5 stopnia. Zakłada się, że poniżej tego progu katastrofa jest jakoś tam opanowywalna. Po przekroczeniu tego progu w perspektywie kolejnych kilku dekad duże części Ziemi staną się niezamieszkiwalne, co doprowadzi do ogromnego cierpienia – i, owszem, końca takiego świata, jaki znamy. Patrząc na płonącą Ziemię, łatwo wyobrazić sobie, iż oto spotyka nas zasłużona kara. Babilon płonie. Ziemia wymierza nam sprawiedliwość, bo „zgrzeszyliśmy”, eksploatując ją ponad miarę. „Człowiek” ostatecznie okazał się zły.

Informacja

Z ostatniej chwili! To trzecia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Pomimo wizualnej i symbolicznej atrakcyjności biblijnego mitu, myślenie apokaliptyczne w kontekście katastrofy klimatycznej uważam za pułapkę. Po pierwsze dlatego, że Apokalipsa jest nieuchronna – wobec gniewu Boga jesteśmy zupełnie bezradni. Apokalipsa musi nadejść, jest logiczną konkluzją teologicznie pojmowanej historii człowieka na Ziemi. Tymczasem przebieg katastrofy klimatycznej nadal zależy od ludzkich decyzji i działań. Odwrócenie najgorszego scenariusza jest jeszcze możliwe – tyle że musielibyśmy zacząć walczyć o to teraz, bo nie ma już czasu do stracenia. Potrzebujemy głębokich, strukturalnych zmian w naszych sposobach zamieszkiwania Ziemi. Wprowadzenie tych zmian jest trudne, ale nie niemożliwe. Przyszłość znajduje się w ludzkich – nie boskich – rękach. Ziemia, ta dynamiczna planeta, na której wyewoluowało życie, ma decydujący wpływ na wszelkie ludzkie sprawy, ale nie wymierza kar, nie prowadzi ewidencji naszych grzechów. Nadmierne emisje gazów cieplarnianych skutkują przegrzewaniem się planety, bo takie są prawa fizyki – ale nie stoi za tym procesem rozemocjowana, mściwa instancja.

Wizja Apokalipsy, choć dramatyczna, przynosi ulgę: ofiaruje nam sens, a jednocześnie zdejmuje z nas odpowiedzialność. Pozwala wyobrażać sobie koniec, który nadchodzi raz a dobrze – i jest po wszystkim, bo po prostu ktoś, Wielki Inny, tak chciał. Jednak koniec, który nas czeka, o ile nie zawalczymy teraz o zmianę, nie będzie pojedynczą eksplozją, po której zostanie pejzaż jak z Mad Maxa. Będzie, byłby, może być – długim i bolesnym procesem.

Więc jeśli nie Apokalipsa, to co?

W filmach katastroficznych, wykorzystujących wyobraźnię apokaliptyczną, dobre zakończenie oznacza uniknięcie tej końcowej eksplozji. Przeważnie jest ono możliwe dzięki interwencji jakiejś wybitnej jednostki: superbohatera albo superbohaterki. Ten scenariusz także nie pasuje do naszej sytuacji, bo katastrofa już trwa. Trwa Szóste Wielkie Wymieranie, pierwsze takie zdarzenie w historii Ziemi spowodowane przez jeden z żyjących tu gatunków.

Ziemia już płonie, ludzie już giną. Ale jednak jest jeszcze walka do stoczenia i nie stoczy jej za nas nikt poza nami. Jest to walka o ograniczenie rozmiarów naszej katastrofy. O zminimalizowanie cierpienia. O każdy dzień życia. O jego pełnię. O radość, która dla co wrażliwszych spośród nas będzie już zawsze współistniała z żałobą. O solidarność międzyludzką i międzygatunkową. Przetrwanie to projekt kolektywny, opierający się na współpracy.

Nasz świat musi się zmienić – takie jest jednoznaczne stanowisko nauki, będącej naszym najpewniejszym źródłem wiedzy. I w tej konieczności jest nasza szansa. Zalążek nowego początku. To trudne, ale też ekscytujące.

Nie składamy broni.

Czytaj również:

Ślubowanie Ślubowanie
Marzenia o lepszym świecie

Ślubowanie

Julia Fiedorczuk

Aldo Leopold (1887-1948), amerykański leśnik, działacz ruchu na rzecz ochrony przyrody i autor Zapisków z piaszczystej krainy twierdził, że za edukację ekologiczną płaci się słoną cenę: cenę „samotnego życia w świecie pełnym ran”.

Wraca do mnie to zdanie, kiedy robię zakupy na targu w moim rodzimym Serocku, gdzie mili sprzedawcy, o ile nie zgłosić sprzeciwu, każdą marchewkę gotowi są zawinąć w oddzielną foliówkę. I prawie nikt sprzeciwu nie zgłasza, choć ludzie przychodzą przecież na targ po prawdziwe – „ekologiczne” – jedzenie. Doświadczam samotności, powtarzając rytualne: „Za torebkę dziękuję” i widząc wywołane tą deklaracją zniecierpliwienie.

Czytaj dalej