Jonathan Sacks twierdził, że dobre życie składa się z miłości i pracy, życie dobrze przeżyte wymaga zaś dostrzeżenia sensu egzystencji, co dzieje się, gdy tworzymy wspólnotę. Przekroczył ramy judaizmu, stając się przewodnikiem dla każdego.
Nazywano go supergwiazdą i rabinem rabinów. Głos Jonathana Sacksa był obecny na całym świecie, nie tylko w mediach brytyjskich. Kiedy słucham jego wykładów, wystąpień, rozmów i debat, w których brał udział, zachwyca mnie jego oratorska sprawność, mistrzowskie operowanie paradoksem, wyczucie frazy. Doskonale wiedział, w jaki sposób mówić w różnych sytuacjach: swój przekaz umiał skoncentrować do aforyzmu, potrafił także analizować teksty z wielką precyzją. Powtarzał, że interesuje go to, co jest ukryte głębiej; że zanim odpowie na pytania „jak?” i „kiedy?”, chce znać odpowiedź na pytanie „dlaczego?”. Cytował Biblię, pisma rabinów, ale też dzieła Szekspira, Dostojewskiego, teorie socjologów, antropologów, filozofów, a nawet… Siri, asystentkę głosową w iPhonie.
Sacks był duchowym przywódcą, filozofem, nauczycielem, intelektualistą, autorem ponad 20 książek. Przez 22 lata (1991–2013) piastował godność naczelnego rabina ortodoksyjnych gmin żydowskich Wspólnoty Brytyjskiej. To, co mówił i pisał, trafiało jednak do wyznawców wszystkich odłamów judaizmu oraz innych religii, jak również do Żydów świeckich i ateistów. Podkreślał siłę, jaką daje wspólnota, a także tę płynącą z odczuwania wdzięczności. „Rozumiał ludzkie słabości, a zarazem wiele oczekiwał od ludzi – było w nim dużo optymizmu; wierzył, że każdy z nas jest w stanie zmieniać świat na lepsze” – mówi w materiale wspomnieniowym opublikowanym po jego śmierci w 2020 r. dziennikarka i prezenterka BBC Emily Maitlis. Jonathana Sacksa jako ważnego nauczyciela wspominają m.in. Tony Blair oraz król Karol III. Podczas przyjęcia z okazji Rosz ha-Szana w Białym Domu w październiku 2022 r. prezydent Joe Biden cytował słowa rabina jako swoją inspirację.
Składowe sensu
Jakie znaczenie mogą mieć słowa rabina dla osób niezwiązanych z judaizmem albo niewierzących? Mam wrażenie, że erudycja i otwartość na różne sposoby formułowania ludzkiego doświadczenia sprawiają, iż Sacks może być przewodnikiem dla każdego. Często przywoływał on teorię wiedeńskiego psychiatry Viktora Frankla, który uważał, że najważniejsze dla człowieka jest poczucie sensu. Tym właśnie, według Sacksa, jest judaizm: poszukiwaniem i nadawaniem życiu sensu.
A jakie są składowe sensu? Bycie częścią wspólnoty, ustawiczne kształcenie się, chęć i gotowość do zmiany świata na lepszy – to niektóre z nich. Analizując Księgę Koheleta, rabin Sacks znajdował w niej wskazówki dobrego życia, na które składają się praca i miłość. „Są to te same wnioski, do których doszedł zgoła niereligijny Żyd, Zygmunt Freud” – mówił w rozmowie Life Worth Living and the Jewish Tradition przeprowadzonej w Centrum Wiary i Kultury Yale.
Co jeszcze stanowiłoby antidotum na „marność nad marnościami”, o której czytamy w Księdze Koheleta? Radość – simcha. Sacks podkreślał, że da się ją odczuwać nawet w najcięższych czasach. Może być doświadczeniem, jakie William Blake opisał w wierszu Wróżby niewinności: „W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,/W godzinie – nieskończoność czasu” (tłum. Zygmunt Kubiak). Simcha może być też tym, co Eckhart Tolle nazwał „potęgą teraźniejszości”. Przekonanie Sacksa podziela wiele osób. Zapytana o powody swojej religijności amerykańska neurobiolożka i aktorka Mayim Bialik – znana m.in. z serialu Teoria wielkiego podrywu – odpowiada, że praktykowanie judaizmu jest dla niej jak „wehikuł dla uważności […], angażowanie się w strukturę, która niesie sens i znaczenie”.
Nośnikiem znaczenia są rytuały, które Sacks fascynująco analizuje w swoich wykładach. Jednym z tych rytuałów jest cotygodniowe święto – szabat, czyli czas, kiedy kończy się praca, ustają starania, walka, zmaganie się. To czas, który ma być przeznaczony na odpoczynek i radość z przebywania razem. Radość święta, jak mówił Sacks, jest otwarta; to radość objęć, do której każdy – również obcy – powinien być zaproszony. Rabin przywołuje fragment z Księgi Powtórzonego Prawa (Pwt 16,14): „W to święto będziesz się radował ty, syn twój i córka, sługa twój i niewolnica, a także lewita, obcy, sierota i wdowa, którzy żyją w twoich murach”. Dlaczego w ten sposób pojmowana wspólnota jest tak ważna?
Jeśli wychodzimy z założenia, że każdy – bez względu na kolor skóry, kulturę czy klasę społeczną – został stworzony na podobieństwo Boga, to poprzez wspólne świętowanie możemy doświadczyć epifanii, boskiej obecności. „Bycie blisko Boga nie wyklucza bycia blisko ludzi – bliskość Boga wydarza się właśnie wtedy, kiedy przebywasz wraz z innymi” – mówił rabin w czasie wspomnianej już rozmowy w Yale. Szabat jest według Sacksa najbardziej niezwykłą ze wszystkich utopii, ponieważ jest to utopia, która wydarza się tu i teraz. Brytyjski antropolog Victor Turner pisał o różnicy pomiędzy hierarchicznym społeczeństwem a równościową wspólnotą; o momencie, kiedy społeczeństwo znika, a wynurza się wspólnota. Takim momentem jest właśnie szabat: czas, gdy wszelkie relacje władzy i hierarchia zostają zawieszone.
W książce zatytułowanej A Letter in the Scroll Sacks używa metafory: każdy z nas jest jedną z liter, każda litera jest ważna, ale dopiero razem – tworząc rodziny, wspólnoty, społeczeństwo – możemy się złożyć w słowa, zdania, akapity, całe opowieści. Życie jest warte przeżycia, jeśli dostrzegasz znaczenie swojej egzystencji, a to dzieje się w spotkaniu. Potrzebujemy innych liter.
Podróżować i uczyć się
„Judaizm wiąże się z przemieszczaniem się, wędrowaniem, często jest podróżą” – mówił Jonathan Sacks. W życiu rabina i jego rodziny było co najmniej kilka bardzo znaczących podróży, m.in. droga, którą przebył pradziadek ze strony matki, ortodoksyjny rabin z Litwy, Aryeh Leib Frumkin. Wieści o pogromach, które miały miejsce na terytorium imperium rosyjskiego w 1881 r., sprawiły, że uznał on aliję, czyli emigrację do Palestyny, za wspólny imperatyw dla Żydów. Wyjechał, pozostał rabinem, ale był też pionierem: wybudował pierwszy dom i zasadził pierwsze drzewko cytrusowe w Petach Tikwa – mieście, które dziś jest drugim po Hajfie najważniejszym ośrodkiem przemysłowym w Izraelu. Parę lat później, ranny w ataku zorganizowanym przez Arabów z sąsiedniej wioski, uznał, że bezpieczniej będzie wychowywać dzieci w Wielkiej Brytanii.
Tam urodził się jego prawnuk Jonathan. Ojciec przyszłego rabina, Louie Sacks, w wieku 14 lat musiał porzucić szkołę i zacząć pracować – pieniędzy, które rodzina przeznaczała na edukację, starczyło bowiem tylko dla jednego z dzieci i nie był to on. Ani Louie, ani jego żona nie mieli wielkiej wiedzy na temat judaizmu, lecz konsekwentnie przekazywali swoim synom (Jonathan był najstarszym z trzech braci) miłość do tej religii oraz dumę z tego, że są Żydami. Pewnego razu, będąc w synagodze, mały Jonathan zapytał o coś swojego ojca. Ten odparł: „Nie odebrałem edukacji, nie wiem, jak odpowiedzieć na twoje pytanie. Ale pewnego dnia ty zdobędziesz wykształcenie i ty mi odpowiesz na moje pytania”. Rabin Sacks wspominał tę rozmowę z dużym wzruszeniem – jako wyraz wiary w naukę i zarazem otwartości na to, że dzieci mogą być nauczycielami dla swoich rodziców.
Późną wiosną 1967 r., po pierwszym roku studiów w Cambridge, Jonathan udał się z ojcem we wspólną podróż do Izraela. Wcześniej nie było ich na to stać. Wyjazd ten dla obu okazał się głębokim przeżyciem. Jonathan obserwował, jak ojciec, wówczas 60-letni, staje się znowu młodym człowiekiem. Izrael wywarł na Sacksie ogromne wrażenie, na zawsze pozostał miejscem, które kochał i którego istnienie uważał za niezwykle ważne.
Wkrótce po tej wyprawie, w czerwcu, doszło do dramatycznych wydarzeń – rozpoczęła się trzecia izraelsko-arabska wojna, nazywana sześciodniową. Sacks postrzegał ten czas jako bardzo znaczący. W Londynie nawet najmniej religijni Żydzi przychodzili codziennie do synagogi. „Zastanawiałem się wtedy: co nas tak mocno połączyło z krajem położonym tak daleko, którego wielu z nas nigdy nawet nie odwiedziło? To poczucie, że stanowimy wspólnotę, było ogromnie silne”. Aby to zrozumieć, Jonathan wyruszył w kolejną podróż.
Wejść w sytuację
Wakacje 1968 r. spędził w Stanach Zjednoczonych, wyposażony w niewielką sumę pieniędzy, bilety na autobus oraz hucpę, swoiste zuchwalstwo – jak mówił: „jeden z ważniejszych mechanizmów przetrwania”. W czasie tego wyjazdu spotkał wielu rabinów. Dwaj z nich byli dla niego wyjątkowo istotni: Joseph Ber Soloveitchik oraz Menachem Mendel Schneerson – chasydzki rabin, ostatni przywódca grupy Chabad-Lubawicz, niezwykle znacząca postać dla judaizmu.
Sacks przyszedł do Schneersona z ulicy, mówiąc, że przyjechał z daleka i bardzo chce z nim porozmawiać. „Czy wiesz, ile ludzi tego chce? Zapomnij! Wróć za rok” – usłyszał. Sacks zostawił mu numer telefonu do swojej cioci w Los Angeles, którą zamierzał odwiedzić, prosząc rabina o kontakt, jeśli jednak zechciałby się z nim spotkać. Telefon rzeczywiście zadzwonił: „Rabin może zobaczyć się z tobą w czwartek”. Kiedy się spotkali, Sacks zadał pytania, na które otrzymał krótkie odpowiedzi, po czym to Schneerson zaczął wypytywać jego – m.in. o to, co robi dla żydowskiej wspólnoty w Wielkiej Brytanii. Jonathan zaczął: „Sytuacja, w której się znajduję…”. Rabin przerwał mu od razu: „Nikt nie znajduje się w sytuacji! Wchodzisz w jakąś sytuację. A jeśli wchodzisz w jedną, możesz też wejść w inną”. W tej rozmowie Schneerson dał mu za zadanie działać. „Dobrzy przywódcy sprawiają, że inni za nimi podążają. Naprawdę wielcy przywódcy tworzą innych przywódców. Lubawiczer Rebe był tym drugim” – wspominał Sacks w rozmowie z rabinem Markiem Golubem w talk-show L’Chayim. Po powrocie do Wielkiej Brytanii Sacks działał na rzecz społeczności żydowskiej, ale nie od razu został rabinem: wykładał filozofię, szykował się do kariery prawnika. Kiedy jednak zauważył, że nikt z jego przyjaciół nie decyduje się zostać rabinem, poczuł, że to zadanie dla niego i powinien wejść w tę sytuację.
Dzień, w którym został wybrany na naczelnego rabina w synagodze St. John’s Wood w Londynie, wspominał jako ten, który nadał sens całemu jego życiu. Cieszył się, że jego ojciec – wtedy ponad 80-letni – mógł jeszcze w tym uczestniczyć. Podobnie kiedy w 2005 r. otrzymał tytuł lorda, był szczęśliwy, że jego mama, wielbicielka królowej, była obecna w pałacu Buckingham podczas tej uroczystości. Udało mu się przynieść swoim rodzicom naches – dumę i radość.
„Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!”
Rabin Jonathan Sacks zmarł w listopadzie 2020 r., niedługo po tym, jak zdiagnozowano u niego chorobę nowotworową. Odszedł w czasie szabatu. Jego żona, lady Elaine Sacks, wspominała, że ostatnimi słowami męża były życzenia dobrego szabatu dla lekarza, który się nim zajmował.
Spuścizna Sacksa wciąż inspiruje do życia, do nauki; przypomina o tym, jak ważne jest opowiadanie historii – zarówno dla tożsamości każdego z nas, jak i dla tożsamości grupy. Dla mnie być może najważniejsza w przekazie rabina jest determinacja do tego, żeby w niesprzyjających okolicznościach wciąż szukać sposobu, jak coś uratować. Dobrze obrazuje to odpowiedź Sacksa na pytanie Davida Gregory’ego – podczas wspólnej debaty z Simonem Schamą Genius and the Story of the Jews – który fragment z Biblii mógłby podać jako wyjaśnienie, dlaczego Żydzi przetrwali. Rabin wskazał na scenę w Księdze Rodzaju (Rdz 32,27), kiedy Jakub walczy z aniołem, a ten – nie mogąc go pokonać – mówi, aby go puścił. „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!” – odpowiada Jakub. „To jest trafna metafora – komentuje Sacks. – My, Żydzi, przez wieki walczyliśmy z różnymi przeciwieństwami i nie tylko przetrwaliśmy, ale do każdego z przeciwieństw mówiliśmy to samo, co Jakub do anioła: »Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!«”. Historie, które rabin Sacks oświetlał swoją interpretacją i z których destylował sensy, mają siłę oraz moc wchodzenia w dialog z naszymi własnymi historiami.