Medale do wytańczenia
Pierwszego wieczoru obserwowałam tancerki na scenie i krzyknęłam: »Do diaska, też tak potrafię!«” – wspomina Katie Coates. Tak zaczyna się historia, która prędzej czy później skończy się na stadionie olimpijskim. Coates uciekła z domu, gdy miała 16 lat. Włóczyła się po świecie, pracowała to tu, to tam. Kiedy miała 18 lat, koleżanka, z którą pracowała na Ibizie, zaproponowała jej kontrakt tancerki na rurze w Japonii. Coates nigdy wcześniej nie stała na scenie, o tańczeniu nie wspominając, ale podjęła wyzwanie. Dziś ma 41 lat i chce zamienić taniec na rurze w sport olimpijski. Jest już w połowie drogi, rok temu dyscyplina została oficjalnie uznana za sport, co oznacza m.in., że zawodniczki i zawodnicy zaczęli przechodzić badania antydopingowe. „Taniec na rurze jest połączeniem tańca i akrobatyki. Ewolucje wymagają wysiłku fizycznego i mentalnego oraz siły i wygimnastykowania” – napisali działacze w uzasadnieniu. Międzynarodowa Federacja Tańca na Rurze zrzesza już 31 krajowych federacji. Nieźle, biorąc pod uwagę, że została założona zaledwie 9 lat temu. W drodze na igrzyska problemem mogą być jednak korzenie tej dyscypliny. W 2016 r. popularny na Instagramie był hasztag #NotAStripper, pod którym zawodniczki wrzucały zdjęcia z treningów. Zawodowe tancerki odpowiedziały akcją #YesAStripper, argumentując, że koleżanki przykładają się do stygmatyzacji dziewczyn pracujących w nocnych klubach. „To głupie, że ktoś z jednej strony płaci za to, by się tego nauczyć, a z drugiej