
Ewentualności kotłują się i pienią – zależnie od tego, która opcja zwycięży, cząstka albo ulegnie przyciąganiu ze strony atomu, zespajając się z nim, albo spojrzy na niego niechętnie i wybierze wolność.
Dzieci robią to non stop: rozmawiają z zabawkami, przedmiotami, kłaczkami kurzu. Poeci zresztą też: „Jak tam, rzepo? Coraz lepiej?” – pytają, przechodząc obok warzywnego straganu. Nawet dorosłym, rozsądnym ludziom zdarza się przekląć podstępne klucze, które się specjalnie ukryły, lub poklepać wierne auto, gdy nareszcie, mimo mrozu, zapaliło.

Co innego jednak w dzieciństwie, w poezji lub w zdenerwowaniu, a co innego na chłodno, po starannym rozważeniu wszystkich za i przeciw. Jeżeli nawet wówczas ktoś uważa, że wszelka materia może przeżywać, myśleć, być świadoma – wtedy taki ktoś jest więcej niż ekscentrykiem: jest panpsychistą.
Metafizyczny feler
Na pierwszy rzut oka teza jest prosta, wręcz dziecinna: „wszystko ma świadomość”, „wszystko myśli”; ewentualnie: „wszystko przeżywa”. Ale panpsychizm to jeden z tych „izmów”, które łatwiej wypowiedzieć, lecz trudniej obronić, wyjaśnić czy nawet zrozumieć.
Najuczciwiej byłoby chyba powiedzieć, że z panpsychizmem jest trochę tak, jak z zadrą przy paznokciu: drobny problemik potrafi doprowadzić do kłopotliwej patologii, jeżeli obsesyjnie się przy nim dłubie. W tym przypadku wyjściową zadrą na zdrowym, gładkim ciele naszego oglądu świata jest umiejscowienie w nim umysłu. Większość filozofów zgodzi się, nawet dziś, że tak naprawdę problem ten nie został rozwiązany.
Rzecz w tym, że umysł jest jakiś… dziwny. Gdy rozglądamy się wokół siebie, zaczynamy intuicyjnie rekonstruować tzw. świat zewnętrzny, składający się z kubków, krzeseł, chmur, atomów, planet, galaktyk i wszystkiego innego. Wszystkie te obiekty mają parę miłych cech wspólnych: masę, ustalone położenie w przestrzeni, oddziałują fizycznie za sprawą nacisków i popchnięć. Nawet gdy rozszerzymy tę wesołą gromadkę o twory nieco bardziej kłopotliwe, jak światło czy pole magnetyczne, będzie to wciąż bardzo spoisty zbiór rzeczy tworzących bardzo sensowny „zewnętrzny świat fizyczny”.
Gdy jednak wejrzymy