Śmieszy albo straszy, albo najchętniej i jedno, i drugie. Sion Sono to dzisiaj najciekawszy twórca filmowy z Japonii, który (a w każdym razie twierdzi tak w wywiadzie dla „Przekroju”) ma nieodparte wrażenie, że kino japońskie się już skończyło.
Zanim Sion Sono został sławnym reżyserem, obrazoburcą i prowokatorem przekraczającym granice smaku i wyobraźni, był – poetą. Jego wiersze były drukowane i popularne, ale pisane słowo to było jednak dla niego za mało. Jako reżyser zadebiutował eksperymentalnym, krótkometrażowym filmem Jestem Sion Sono!, w którym recytował swoje wiersze. Jego filmowa kariera nabrała rozmachu mniej więcej 20 lat temu, od nakręcenia Klubu samobójców (2001), opowiadającego o detektywie, który próbuje