Skrzyżowane zmysły Skrzyżowane zmysły
i
Wassily Kandinsky, „Kompozycja 8”, 1923 r., Solomon R. Guggenheim Museum, Nowy Jork
Wiedza i niewiedza

Skrzyżowane zmysły

Olga Drenda
Czyta się 10 minut

W dosłownym tłumaczeniu greckie słowo synaísthesis oznacza równoczesne odczuwanie. Niektórzy po prostu tę zdolność mają, jak specjalny gratis. Inni, mniej szczęśliwi, doświadczają jej tylko pod wpływem substancji psychodelicznych albo jako rodzaj skromnej pociechy towarzyszącej dolegliwościom neurologicznym.

Pamiętam to wrażenie dość dokładnie, pojawiło się pewien czas po wypadku, w którym doznałam urazu głowy, i trwało jedynie przez chwilkę. Gdy widziałam określone kolory – zielony, różowy albo oba razem jak mieniącą się holograficzną folię – słyszałam w głowie niemożliwe do odtworzenia chrumknięcie, doskonale pasujące do tego zestawienia barw; niezapisywalny dźwięk, który powinien stanowić nazwę dla zielono-różowej kombinacji. Synestezja, czyli zdolność albo stan objawiające się odbieraniem bodźców za pomocą kilku zmysłów jednocześnie, to właściwość, którą niektórzy po prostu mają, jako pewien specjalny gratis, błąd w systemie. Towarzyszy im w codziennych sytuacjach, choć ich przy tym nie zakłóca. Inni, mniej szczęśliwi, doświadczają jej tylko pod wpływem substancji psychodelicznych albo jako rodzaj skromnej pociechy towarzyszącej dolegliwoś­ciom neurologicznym, jakby mózg starał się

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Zmysłowe komórki Zmysłowe komórki
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Wiedza i niewiedza

Zmysłowe komórki

Tomasz Sitarz

Tu wejdzie drożdżak, tam zapuka Euglena gracilis z zepsutym organellum. Lekarz komórek zawsze doradzi, pomoże i ma dużo pracy, bo nawet jednokomórkowce odczuwają świat – na swój sposób, rzecz jasna.

Kiedy dotarłem na poranną odprawę, nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Współpracownicy, zapytani o ten brak zainteresowania, odpowiadali, że nie zawracają sobie głowy świeżakami – żaden z nich nie wytrzymał w klinice nawet tygodnia. Postanowiłem ich zaskoczyć i wytrwać. Ogłosiłem to, gdy do pokoju wszedł nasz szef. Napotkałem jego pełen politowania wzrok, ale kiedy zaproponował mi powitalnego kielicha w swoim gabinecie, ujrzałem dla siebie świetlaną przyszłość w tej przychodni.

Czytaj dalej