
Dawno, dawno temu, ale i teraz. Za siedmioma pojemnikami na śmieci, które mijasz w drodze do pracy. Za górami powalonych przez burzę gałęzi w parkach. Przede wszystkim w lasach. Są wśród nas śluzowce. Najbardziej tajemnicze organizmy na planecie.
Nie są zwierzętami, nie są roślinami, nie są grzybami. Są czymś pomiędzy. Żyły i żyją – chyba że są akurat w fazie przetrwalnikowej, zwanej sklerotą, więc możemy toczyć nad opisującym ich stan czasownikiem spór ontologiczny.
Na grzybach w Polsce zna się każdy. Z pokolenia na pokolenie są przekazywane porady: jak zbierać, suszyć i marynować. O śluzowcach wiedzą nieliczni. Polscy specjaliści, którzy poświęcili im kariery, nie doczekali się następców. Wtajemniczonych fascynują ich umiejętności i przejawy inteligencji. Czy są czymś na kształt naturalnego Internetu naszej planety? A może zasadniczo różnią się od wszystkich innych organizmów, bo nie powstały na Ziemi, a dotarły do nas z kosmosu?
Przybysze z innych galaktyk od dawna są wśród nas, ale w niczym nie przypominają żadnych ludzkich wyobrażeń. Nie zielone ludziki, ale zwykłe „roślinki”. Nie Obcy, wyrywający się z piersi nosicieli, tylko takie jakby „grzybki”. Nie głowonogi, lecz coś na kształt porostów.
Ewie Szabłowskiej, kuratorce festiwalu filmowego Nowe Horyzonty, śluzowce przypominały tytułowego bohatera paranoicznego klasyka science fiction z 1958 r. – Blob, zabójca z kosmosu. Zobaczyła je w filmie dokumentalnym Creeping Garden, który sprowadziła na wrocławski festiwal. Opowiadał o tym, jak śluzowce współtworzą sztukę. Pokazywał też, jak napisała Szabłowska w zapowiedzi Pełzającego ogrodu, ich „preferencje mieszkaniowe, dietetyczne i coś w rodzaju woli”. Spotkanie z „grzybozwierzętami”, które „stanowią podnietę dla naukowców zajmujących się obcymi formami inteligencji i artystów. Rozrośnięte tworzą sieć i działają jak komputer, tyle że bardzo wolny”, zapowiadało się fascynująco. Bohaterów dokumentu przedstawiono publiczności jako śluzorośla – „rosochate rozety, bulwy na nibynóżkach, fosforyzujące pnącza, żelatynowe bąbelki”. Nikt na widowni nie wiedział, że użyć słowa „śluzorośla”, to jak splunąć w twarz badaczom.
Za podmokłych gałęzi pleśnym niedoładem
Leży sobie śluzowiec – a kim jest?
Sam nie wie.
Nie zwierzę, nie roślina, grzyb
też z niego żaden,
Ale żyje – bo wyrósł po leśnej
ulewie.
Tak były nazywane w Polsce przez dekady. Dla naukowców to koszmar, gdyż śluz