Imperium Inków opierało się na wielu zaskakujących koncepcjach. Jedną z nich było zarządzanie potężnym organizmem politycznym bez gospodarki rynkowej.
Zniszczone przez Hiszpanów w okresie podbojów kolonialnych państwo Inków należało do najciekawszych cywilizacji Nowego Świata. Inkowie nie stworzyli pisma, nie znali koła, zwierząt pociągowych ani obróbki żelaza, a mimo to udało im się zbudować największe prekolumbijskie imperium w obu Amerykach oraz jeden z najpotężniejszych organizmów politycznych w całym XV-wiecznym świecie. Stworzyli przy tym rozwiniętą kulturę, która nadal fascynuje badaczy.
Gospodarka bez pieniądza
Jak pisze Gordon Francis McEwan w książce The Incas: New Perspectives (Inkowie. Nowe perspektywy), gospodarka Inków była bardzo nietypowa – i z pewnością zaintrygowałaby współczesnych komunistów. Zdaniem tego autora: „Poza paroma wyjątkami, ograniczonymi do kilku należących do imperium miast na wybrzeżu, w państwie Inków nie było kasty związanej z handlem, a pojedyncze osoby nie mogły się bogacić dzięki wymianie towarów. […] Istniało zaledwie kilka produktów pochodzących spoza ich terytorium, które Inkowie uznawali za niezbędne i importowali. Aby je pozyskać, stosowali kilka różnych strategii – na przykład zakładali kolonie w miejscach, gdzie dane towary były produkowane, bądź zezwalali na handel dalekosiężny. Produkcja, dystrybucja i wykorzystanie towarów podlegały centralnej kontroli. Każdy mieszkaniec imperium otrzymywał niezbędne do życia dobra – żywność, narzędzia, surowce i odzież – z państwowych magazynów i niczego nie musiał kupować. Nie było zatem sklepów ani targowisk, nie trzeba było wprowadzać waluty ani pieniądza. Ludzie nie mieliby gdzie go wydawać, skoro nie mogli kupować ani wymieniać dóbr”.
W państwie Inków właściwie nie istniała gospodarka rynkowa. Gdy w jakimś regionie brakowało towarów innych niż te niezbędne do życia, nie próbowano kupować tych rzeczy od innych prowincji, gdzie było ich pod dostatkiem. „Zróżnicowanie produkcji pomiędzy poszczególnymi obszarami regulowano poprzez kolonizację, nie zaś wymianę czy handel”. Innymi słowy, każda prowincja musiała zaspokajać własne potrzeby materialne, nawet jeśli wiązało się to z koniecznością ekspansji terytorialnej. Gdy natomiast zaczynało brakować dóbr niezbędnych do życia, władza wymuszała transfer zasobów pomiędzy prowincjami.
Przymus i wzajemność
Podstawowa różnica między mieszkańcami państwa Inków a europejskimi chłopami pańszczyźnianymi polegała na tym, że Inkowie płacili daninę w formie pracy fizycznej, otrzymując w zamian z państwowych magazynów wszystko, co niezbędne do życia. Dzięki tej ogromnej, łatwej do zmobilizowania sile roboczej Inkowie mogli wznosić imponujące budowle, uprawiać ziemię w Andach, wybudować sieć dróg oplatającą całe państwo i podbijać sąsiadów.
Choć ten system polityczno-gospodarczy, nazywany mit’a, był w rzeczywistości oparty na pracy przymusowej, według Inków polegał na zasadzie wzajemności. Władcy starali się równoważyć wkład pracy każdego mieszkańca i nagradzali najciężej pracujących dodatkowymi dobrami. W tym ustroju ludność troszczyła się o państwo, a państwo o ludność.
Zasady te nie dotyczyły arystokracji, której członkowie zarządzali systemem bez konieczności świadczenia fizycznej pracy. Odpowiadali jednak za wymiar pobieranych podatków. Do rządzącej elity teoretycznie należały też wszystkie środki produkcji i zasoby naturalne.
Zapis bez pisma
Co prawda Inkowie nie posługiwali się kompletnym pismem, wynaleźli jednak system księgowy. Quipu – „mówiące węzły” – pozwalały notować liczby w systemie dziesiętnym dzięki węzełkom wiązanym na sznurkach. Był to sposób przekazywania wielu informacji, umożliwiający centralizację podejmowania decyzji w rozległym imperium, gdzie sieć dróg liczących łącznie ponad 40 000 km umożliwiała w razie konieczności szybki transport towarów do wszystkich jego zakątków.
Dostęp do siły roboczej
Dlaczego właśnie tak to zorganizowali? Jest kilka hipotez. Jedna z nich głosi, że inkaski system umożliwiał szybki dostęp do potężnej siły roboczej, kluczowej dla funkcjonowania imperium. Inna zakłada, że dzięki centralnemu zarządzaniu zasobami łatwiej było konsolidować władzę. Wiele wskazuje też na to, że już wcześniejsze andyjskie społeczności organizowały się w podobny sposób.
Powyższe tezy opierają się na skromnym materiale archeologicznym, większość informacji o sposobie działania inkaskiej gospodarki pochodzi od hiszpańskich najeźdźców i z nielicznych relacji potomków Inków. Wiemy na pewno, że imperium funkcjonowało bez gospodarki rynkowej, jednak nie da się ustalić szczegółów. Można się tylko domyślać, że mimo braku systemu rynkowego istniały pewne formy wymiany barterowej i handlu wewnętrznego.
Imponujące imperium
Pytanie o to, czy państwo Inków było socjalistycznym rajem, czy może raczej socjalistyczną tyranią, pozostaje bez odpowiedzi. Nie ulega wątpliwości, że inkaski system miał wiele wspólnego z feudalizmem i można go potraktować jako jeden z wariantów tego ustroju.
Pamiętajmy, że socjalizm i komunizm jako współczesne koncepcje narodziły się w czasach industrialnych i postindustrialnych, a zatem przykładanie ich bezpośrednio do cywilizacji z epoki brązu nie jest możliwe. Marksiści prawdopodobnie określiliby gospodarkę Inków jako „prymitywny komunizm” – o ile oczywiście byliby skłonni przymknąć oko na sporą gromadkę imperatorów i arystokratów.
Dzięki pomysłowości, ciężkiej pracy i doskonałej organizacji Inkowie stworzyli rozległe imperium oraz dokonali wielu osiągnięć na polu społecznym, kulturowym i technicznym. Kres ich państwu położyły dopiero apokaliptyczne klęski i najeźdźcy dysponujący zaawansowaną technologią. O kreatywności Inków świadczy także ich niezwykły system gospodarczy. Trudno zgadnąć, w jakim kierunku by się rozwinął, gdyby nie doszło do hiszpańskiej inwazji, ale forma, którą przybrał, jest fascynująca.
Pierwotnie tekst ukazał się w serwisie Bigthink.com. Tytuł i śródtytuły zostały zmienione przez redakcję „Przekroju”.