
Alei się nie wycina, aleję się burzy. Kiedy drzewa już leżą zwalone, przypominają ruiny.
Po wycięciu zostaje pustka. Jakiś dziwny rodzaj przestrzeni do zaakceptowania. Nie do zaakceptowania. Nie wiadomo, czy pustka jest miejscem, czy też miejsca brakiem. Takie coś do wypełnienia. Ptak? Sarna? Słońce? Nie zapełnią jej ptak, sarna, słońce. W miejsce po ulubionym drzewie nie pasuje nic innego. Nawet inne drzewo tego samego gatunku. Z tego samego widoku. Powidok działa kojąco, ale tylko przez chwilę. Ból fantomowy po kawałku znanej rzeczywistości. Kawałku świata. Tożsamości.
Po obu stronach drogi z Narewki do Olchówki rosną brzozy. Sto brzóz. W sierpniu, kiedy liście są już dojrzałe i twarde, dźwięk brzozowy zyskuje pełnię brzmienia. Dobrze słychać go w słowie szum, ale też szelest. Po rosyjsku szurszanije, szoroch. Po białorusku podobnie: szar