Pirahã nie boją się śmierci, bo skoro żyją, dlaczego mieliby się nią przejmować? Nie planują, co będzie, i nie wspominają, co było. Są pogodni, zajęci tu i teraz – mimo to wywołali jedną z największych lingwistycznych wojen na świecie.
Członkowie zamieszkującego dorzecze Amazonki ludu Pirahã określają samych siebie słowem híaitíihí – „prości”, wszelkich obcych nazywając aoói – „krzywi, pokręceni”. „Prości” posługują się językiem niespokrewnionym z żadnym innym żywym narzeczem na świecie. Składa się on z jedynie 11 głosek (kobiety używają tylko 10), brak w nim liczebników i nazw kolorów. Daniel Everett, misjonarz przedzierzgnięty w antropologa, jedyny spoza plemienia, który dobrze poznał mowę Pirahã, utrzymuje ponadto, że ich składnia nie wykazuje rekurencji – cechy, która wedle dominującej w lingwistyce teorii jest fundamentalną zasadą każdego ludzkiego języka, a nawet wyróżnia homo sapiens jako gatunek. Dzięki tej kontrowersyjnej tezie świat usłyszał o zaledwie 300-osobowym plemieniu i jego badaczu. Co więcej, wywołała ona ferment w świecie nauki, angażując w gorącą dyskusję najtęższe umysły pokręconych.
Brazylijski western
W 1977 r. 26-letni Everett ląduje awionetką na rzece Maici w Amazonii. Jego plan jest ambitny: poznać język izolowanego ludu (co mu się powiedzie). Pracę młodego lingwisty misjonarza ma zwieńczyć przetłumaczenie Biblii. Mniema, że zapoznanie rdzennych mieszkańców z historią objawienia spowoduje ich konwersję na chrześcijaństwo (tu pełna porażka). Historię niemal 30-letnich badań nad językiem i kulturą Pirahã Everett podsumuje w książce Nie śpij, tu są węże! wydanej w 2008 r. (w Polsce – w 2020 r.). Ta ze swadą napisana relacja jest też udokumentowaniem procesu rozpuszczania się autora w kulturze, którą przyszło mu badać.
Everetta do Amazonii wysłała Summer Institute of Linguistics – powiązana z amerykańskim