Sztuka zauważania Sztuka zauważania
i
ilustracja: Natka Bimer
Marzenia o lepszym świecie

Sztuka zauważania

Anna Tsing
Czyta się 19 minut

W epoce antropocenu prawdziwa nadzieja może tkwić nie w wielkich narracjach, lecz w nieoczywistych, wielogatunkowych formach współistnienia. Prezentujemy fragment eseju Grzyb u kresu świata wybitnej antropolożki.

W 1908 i 1909 roku dwóch przedsiębiorców z branży kolejowej rozpoczęło wyścig w układaniu torów wzdłuż rzeki Deschutes w Orego­nie. Każdy z nich chciał jako pierwszy stworzyć połączenie kolejowe między strzelistymi sosnami żółtymi górującymi nad krajobrazem wschodniej części Gór Kaskadowych a składem drewna w Portland. W 191o roku dreszczyk rywalizacji ustąpił miejsca umowie o współpracy. Kłody sosen z regionu zalewały dalekie rynki. Tartaki przyciągały nowych osadników. Miasta wyrastały jak grzyby po deszczu wraz z napływem pracowników tartaków. Do 193o roku Oregon stał się największym krajowym producentem drewna.

Tę historię znamy. To opowieść o pionierach, postępie i przekształcaniu „pustych” przestrzeni w miejsca wydobywania zasobów dla przemysłu.

W 1989 roku na pochodzącej z Oregonu ciężarówce do przewozu drewna zawieszono plastikową podobiznę puszczyka plamistego. W ten sposób ekolodzy chcieli zamanifestować sprzeciw wobec spustoszeń lasów Wybrzeża Północno-Zachodniego sianych przez niezrównoważoną wycinkę. Jak wyjaśnił jeden z aktywistów: „Puszczyk plamisty był jak kanarek w kopalni. [ … ] Był [ … ] symbolem ekosyste­mu na skraju załamania”. Drwale wściekli się na decyzję sędziego federalnego o wstrzymaniu wycinki starodrzewia, by ochronić środowisko życia sowy. Jak wielu jednak było tych drwali? Liczba miejsc pracy przy wycince malała wraz z mechanizacją pracy i wyczerpywaniem się surowca. Do 1989 roku wiele tartaków zamknięto, a firmy produkujące drewno przeniosły się w inne miejsca. Wschodnie Góry Kaska­dowe, niegdyś obfitujące w zasoby drewna, pokrywał teraz przerzedzony las, a gdzieniegdzie z krajobrazu wyłaniały się dawne miasta drwali – dziś zarośnięte.

To tę historię powinniśmy znać. Transformacja przemysłowa okazała się bańką niespełnionych obietnic, która doprowadziła do utraty środków do życia i dewastacji środowiska. A jednak takie świadectwa to wciąż za mało. Jeśli zakończymy historię opowieścią o upadku, to albo porzucimy całą nadzieję, albo zwrócimy się ku innym miejscom obietnic i ruin.

Co wyłania się ze zniszczonych krajobrazów poza echam

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Nalot Nalot
i
Schorle, Fishing village Helgumannen, domena publiczna via Wikipedia
Ziemia

Nalot

Szymon Drobniak

„Bałtyk szarzy się po prawej stronie, naburmuszony i zimny jak zwykle, potem znika za masywnymi skałami wyrastającymi na wprost nas”. Zjawia się on: trznadel popielaty. Ewenement. Dziesiątki obiektywów zwracają się w jego stronę. Co on robi na tej zimnej, szwedzkiej wyspie? Prezentujemy fragment reportażu „Gęsi odpoczywają na Gotlandii”.

Bałtyk szarzy się po prawej stronie, naburmuszony i zimny jak zwykle, potem znika za masywnymi skałami wyrastającymi na wprost nas. To Hoburgen. Wysoki na kilkadziesiąt metrów próg białego wapienia, poorany bliznami erozji, tu i ówdzie pokruszony w sterty rumoszu skalnego. Karol Linneusz pisał:

Czytaj dalej