Transatlantyk z zadyszką Transatlantyk z zadyszką
i
Wschód słońca nad Atlantykiem widziany z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, zdjęcie: NASA
Wiedza i niewiedza

Transatlantyk z zadyszką

Paulina Wilk
Czyta się 20 minut

Przez wieki Atlantyk był platformą handlu niewolnikami, do dziś wyznacza relacje ekonomiczne między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Czy nastaje właśnie zmierzch panującego w jego granicach porządku?

Zacznijmy od tego, że w przyszłości Ocean Atlantycki zniknie. Europa i Ameryka Północna zjednoczą się w superkontynent. Co prawda nastąpi to dopiero za 200 mln lat, ale taka perspektywa pobudza wyobraźnię. Szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, ile wysiłku i przemocy niesie historia europejsko-amerykańsko-afrykańskich relacji atlantyckich, przez wieki mających niejako zaprzeczyć faktycznej geograficznej rozłące. Atlantyk był historycznie najbardziej zatłoczonym oceanem, najgęściej pokrytym liniami żeglugi – pomiędzy ważnymi punktami w północnej jego części, takimi jak Liverpool, Sewilla, Charleston czy Boston, ale też mniej oczywistymi portami na południu, do których należą brazylijskie dziś Salvador i Recife czy kolumbijska Kartagena i Kingston na Jamajce.

Myśl o tym, że pewnego dnia zniknie oceaniczna przeszkoda, rodzi pytanie o zdolność do koegzystencji połączonych światów – Nowego i Starego, ponieważ dotychczasowe transatlantyckie związki czterech kontynentów: Europy, Afryki i obu Ameryk są opowieścią zdominowaną przez wątki o rywalizacji, przymusowej migracji, okrucieństwie i różnicach, które po wielokroć okazywały się ważniejsze niż to, co ich mieszkańcom wspólne. Warto jednak ćwiczyć podobieństwa, bo wygląda na to, że geofizyczny proces zbliżania się już ruszył.

Jak donosił „National Geographic”, około 200 km od wybrzeży Hiszpanii i Portugalii badacze wykryli zapowiedzi subdukcji, czyli zaczątki pochłaniania jednego kontynentu przez drugi. Mówimy o nim, gdy płyty tektoniczne zachodzą na siebie. Możliwe zatem, że Ziemia powraca do czasu, w którym wszystkie lądy były zespolone. Poza metaforycznym znaczeniem tego procesu – byłby to spektakularny finał globalizacji, sklejenie nas w jedną globalną, lądową wioskę! – oznaczałby on, że Atlantyk skurczy się i dosłownie zassie Nowy Świat, by połączyć się ze Starym Kontynentem. Zamiast wód buforem między nimi prawdopodobnie stałby się łańcuch górski, nawet tak wysoki jak Himalaje. A południowy Atlantyk byłby jego morzem.

rysunek: Bohdan Butenko
rysunek: Bohdan Butenko
rysunek: Bohdan Butenko
rysunek: Bohdan Butenko

Niech ta wizja gigantycznego geograficznego przemeblowania zainspiruje nas do innego ćwiczenia

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Monsunowe imperium Monsunowe imperium
i
zdjęcie: Paulina Wilk
Wiedza i niewiedza

Monsunowe imperium

Paulina Wilk

Pierwsza, jeszcze przed monsunowymi ulewami, zjawia się pleśń – siostra przenikającej wszystko wilgoci. Zapowiedź miesięcy, w czasie których bogowie zaleją ludzi deszczem. W Indiach nastanie sezon obfitości, soczystych mango i wielkiej trwogi. O wszystkim zdecyduje woda.

Jeszcze ciemno, do świtu godzina. Nocna czerń – wiejska, gęsta – przetrze się około szóstej. Nie będzie wschodu słońca, tylko prozaiczne przejście w bury dzień. Noc odejdzie przez nikogo nieżeg­nana, poganiana pierwszymi szklankami parzącej usta herbaty, pokrzykiwaniami sprzedawców, wezwaniami muezinów i dzwonkami porannych pudźi odprawianych – za pomocą kadzideł, girland i ogników – w sklepikach i na straganach, zanim pierwsi klienci swoją obecnością pobłogosławią interesy na cały dzień.

Czytaj dalej