Dziś przyszły pierwsze chłody. A może wczoraj? Nie jestem pewien. Odebrałem sygnaturę feromonową, która brzmiała: „Nadchodzi zima. Wyprowadzka jutro. Wyrazy współczucia”.
Co to ma właściwie znaczyć? Nasz ul znajduje się w wykrocie świerka, na skraju polany w spokojnej części lasu. Aż do teraz moje życie wydawało się sielanką. Obserwowałem uwijające się nieustannie siostry robotnice. Patrzyłem na królową matkę zajętą składaniem jaj. Ostatnimi czasy moje dni wypełniało generowanie ciepła. Muszę przyznać, że znacznie wzbogaciło to moją codzienność. Wcześniej nie zajmowałem się właściwie niczym szczególnym i pewnie przez to rozleniwienie przegapiłem lot godowy. Ci z moich braci, którzy nie spali tak głęboko i zdążyli zareagować na sygnał królowej, należą już do przeszłości. Wszyscy, którym udało się przekazać swoje nasienie, umarli bezpośrednio po akcie, ponieważ dla trutnia kopulacja kończy się wyrwaniem narządu kopulacyjnego. Widok podobno niesamowity. Może zatem powinienem się cieszyć, że spałem tak mocno? To było już dawno, w połowie wiosny. A teraz, na początku jesieni, czuję się zbędny. Mój czas w ulu dobiega końca.
Rodzi się we mnie bunt. Jakim prawem rój pozbywa się swojego brata? Czy nieprzydatność tożsama jest ze zbytecznością? Czy prawa natury muszą być tak okrutne, tak bezdyskusyjne? Postanowiłem złożyć podanie o przedłużenie pobytu. Najwyraźniej zostało rozpatrzone, ponieważ niedługo potem wezwano mnie przed sąd powszechny. Miałem stanąć przed całym rojem i bronić swoich racji. Wnętrze pomieszczenia buzowało feromonami i tupotem tańca. Wezwano mnie, bym zgłosił swoje pretensje, ale zaznaczono jednocześnie, że jeśli moja obrona nie będzie skuteczna, czeka mnie wygnanie i śmierć. O tym, jakie pytania mi zadano i co rzekłem w swojej obronie, chętnie opowiem.
– Królowo Matko! Robotnice! Trutnie! Staję przed wami przygnany nie zachcianką, lecz powinnością i obowiązkiem. 80 milionów lat temu świat znał już pszczoły. Jedną z naszych sióstr odnaleziono zatopioną w grudzie bursztynu, a jak każdy element większego ładu była zapewne nieodłączną częścią ówczesnego biologicznego porządku. Również teraz każda i każdy z nas należy do roju, który wspólnymi siłami buduje stabilne fundamenty.
– Cieszę się, że odwołujesz się do tradycji i przodków, trutniu Maurycy – rzekła królowa przewodnicząca spotkaniu. – W tej materii właśnie chcę zadawać ci dziś pytania. By nie marnować naszego wspólnego czasu, przejdę natychmiast do sedna. Czy znasz trzy prawa, które stanowią o eusocjalnym charakterze roju pszczelego?
– Są mi znane, o pani.
– I czy pierwsze z nich nie głosi, że trwałą kolonię tworzą osobniki tego samego gatunku, które należą do przynajmniej dwóch pokoleń i zdolne są do współdzielenia pracy na rzecz tejże kolonii?
– Prawdę głosisz.
– A czy drugie z nich nie mówi, że w kolonii występuje podział na kasty?
– Tak właśnie jest. Jedna z nich angażuje się w reprodukcję, a druga nie.
– I wreszcie, czy trzecie prawo nie stanowi o współdziałaniu osobników w opiece nad potomstwem?
– Także tutaj mówisz prawdę.
– Skoro znasz te prawa, to nie będzie dla ciebie żadną trudnością odpowiedzieć na pytanie o podział pracy w kolonii.
– Nie będzie.
– Jaką więc rolę odgrywa w naszej społeczności robotnica?
– Robotnica jest podstawą działania ula. Latem, gdy jej dni wypełnione są pracą, żyje krótko: umiera po 40 dniach. Podobnie jak w przypadku komórek organizmu, które – gdy starzeją się i obumierają – zastępowane są nowymi komórkami o tej samej funkcji, tak w ulu obowiązki zmarłej robotnicy przejmuje nowe pokolenie.
– A czy rola robotnic zależna jest od ich wieku?
– Zaiste. Przez pierwszych 10 dni życia odpowiedzialne są za utrzymywanie czystości ula oraz karmienie larw. Następnie wytwarzają wosk, który wykorzystują do budowy komórek plastra. Między 16. a 20. dniem życia pełnią funkcję magazynierek, które odbierają nektar i pyłek od zbieraczek.
– Mówisz o zbieraczkach. Czy należą one do kasty robotniczej?
– Tak właśnie jest. Robotnica po 20. dniu życia staje się zbieraczką i na tym zajęciu spędza resztę swoich dni.
– Wydaje się więc, że robotnice mają ustalone obowiązki. Nie dość, że wynikają one z przynależności do określonej kasty, to jeszcze łączą się z wiekiem. Czyż nie jest to zarówno pięknie zorganizowane, jak i po prostu dobre?
– Takie właśnie jest.
– Mamy zatem współdzielenie ula z osobnikami należącymi do wielu pokoleń, wykonywanie pracy zgodnej z obowiązkami kasty, do której się należy, i opiekę nad potomstwem. Widać więc, że robotnica spełnia wszystkie trzy prawa eusocjalności, które wcześniej uznałeś.
– Widać.
– Ale nie twierdzisz chyba, że nic więcej o talentach robotnic nie można powiedzieć?
– Wiele się mówi o ich wyjątkowości. Od dawien dawna uznaje się za cud natury formowanie komórek plastra – ich geometryczności nie sposób podrobić, a wydajność zaskakuje najtęższe umysły.
– Zaprawdę robotnice nasze są mistrzyniami swego fachu. Nie mają one jednak więcej talentów?
– Mają wiele. Gdy robotnica przyjmie funkcję zbieraczki, skupia się na jednym rodzaju kwiatów. Kiedy rusza na zbiory, ma ze sobą niewielki zapas miodu, którym odżywia się podczas poszukiwań. Używa go także do magazynowania znalezionego pyłku – to, co udało jej się zgromadzić, zbija w kulki i transportuje do ula. Magazynierka przejmuje pożytek i chowa go w komórkach plastra. Później może zostać wykorzystany do karmienia kolejnych pokoleń.
– Jasnym więc się wydaje, że łańcuch dostaw i obowiązków wśród robotnic jest ustalony i niezmienny?
– Takim się zdaje.
– I czy zbieraczka zachowuje dla siebie sekret źródła pożytku, by móc wywyższyć się nad siostry w swojej przydatności dla ula?
– Żadna z robotnic nie jest samolubna. Gdy znajdzie obiecujące źródło zasobów, powiadamia inne robotnice, dokąd powinny się udać. W tym celu wykonuje taniec, którego kroki specyficznie opisują położenie dóbr. Kierunek określa według położenia słońca. Do dziś powtarza się w ulu legendy o ssakach próbujących wprowadzać robotnice w błąd przez wykorzystanie mylących źródeł promieniowania.
– Mądrze prawisz. Ra, bóg Słońca, uronił niegdyś łzy i z nich narodziły się pierwsze pszczoły. Do dziś pozostaje on naszym drogowskazem. Ale komu rój zawdzięcza najwięcej, trutniu Maurycy?
– Pewnym jest, że swojej królowej matce, o pani.
– A czy królowa bierze sobie ul w posiadanie niczym obcy władca siłą zagarniający ziemię i lud pod swoje jarzmo?
– Ul sam wynosi królową na tron. Z początku nie jest ona przecież niczym więcej niż jednym z żeńskich jajeczek, z którego wykluć się może także robotnica. Wszystkie jaja są identyczne, pszczoły są sobie równe. Przyszłość larwy determinuje pokarm, którym karmią ją robotnice. Larwa żywiona mleczkiem przekształci się w królową.
– Mleczko zarezerwowane jest więc jedynie dla królowej?
– Wszystkie larwy otrzymują mleczko przez pierwsze trzy dni życia, ale to królowa spożywa je w dalszych etapach rozwoju i do końca swoich dni.
– Potrafisz powiedzieć, z czego wynika moc mleczka?
– Wielu głowiło się nad tym. Wydaje się, że mleczko spełnia swoją funkcję dzięki wysokiemu stężeniu cukrów i białek. Prawdopodobnie dieta królowej prowadzi do zmiany odczytywania genów w jej organizmie, a skutkiem tego jest wytworzenie w pełni wykształconego układu rozrodczego.
– Zapomniałeś o wyjątkowych tłuszczach zawartych w mleczku.
– Nie zapomniałem, o pani. Najlepsze zostawiłem na koniec. Kwasy tłuszczowe w mleczku są zaprawdę wyjątkowe. Mają inną budowę niż tłuszcze powszechnie występujące w naturze. Jednym z nich jest kwas 10-hydroksy-2-decenowy, którego nie znaleziono w jakimkolwiek innym surowcu naturalnym, nie ma go także w pozostałych produktach pochodzenia pszczelego.
– Cieszę się, że dostrzegasz równość wśród pszczół, ale też wyjątkowość swojej królowej. Czy potrafisz powiedzieć, co ul jej zawdzięcza?
– Wszyscy zawdzięczamy jej życie, o pani. Każda pszczoła rodzi się z jajeczek złożonych przez królową. Między 20. a 24. dniem życia wykonuje ona lot godowy. Wzlatuje wysoko w niebo i nie sposób odróżnić jej wtedy od słońca. Tak żywo i pięknie lśni nad ulem. Podczas lotu kopuluje z trutniami i zbiera nasienie. Samce, które odbyły stosunek, niedługo potem umierają.
– Ale dają życie kolejnym pokoleniom.
– Zaiste! Zapłodniona królowa wraca do ula i zajmuje się składaniem jajeczek. Dziennie potrafi złożyć ich nawet 3 tys., co równe jest masie jej ciała.
– Do tego ogranicza się jej rola?
– Królowa wydziela całą gamę substancji lotnych, które ogólnie nazywa się feromonami. Każda pszczela rodzina ma charakterystyczny zapach, dzięki któremu może odróżnić swoich od obcych. Feromony nie tylko determinują przynależność pszczoły do danego roju, lecz także wpływają na zachowanie robotnic i wzywają trutnie do lotu godowego. Zdrowa królowa zniechęca robotnice do budowy komórek plastra, w których mogłaby rozwinąć się inna królowa. W sytuacji, gdy panująca wydziela zbyt mało zniechęcających feromonów, robotnice wyklują nową królową.
– Czy słabość królowej to jedyny powód do powołania jej następczyni?
– Gdy rój ma nad sobą dobrą królową, która odpowiednio zarządza, w ulu może dojść do przepełnienia – mnogość zasobów sprawia, że zaczyna brakować miejsca na składanie nowych jajeczek. Konieczna staje się wówczas wyprowadzka. W takiej sytuacji królowa zabiera ze sobą połowę roju i udaje się ku nowemu miejscu zamieszkania, a robotnice pozostałe w ulu powołują nową królową.
– Znakomicie. Widzisz więc, że nawet królowa matka podlega zasadom sukcesji, a dla dobra roju potrafi poświęcić zebrane zasoby i porzucić swój dom. Opowiedz nam więc teraz o życiu i obowiązkach trutni.
– Rozwijają się z niezapłodnionych jaj. Może się zdarzyć, że truteń wykluje się z zapłodnionego jaja, ale z pewnością zostanie wtedy zabity przez robotnice. Truteń pojawia się w ulu na wiosnę. Uczestniczy w najwyższym, świętym akcie zapłodnienia królowej i to w nim spełnia swoją funkcję.
– Czy truteń wykonuje jakieś zadania, zanim wyruszy w lot godowy?
– Pozostaje bezczynny.
– A czy bierze udział w życiu ula po zapłodnieniu królowej?
– Jeśli uda mu się zapłodnić królową, umiera.
– A ten, który nie weźmie udziału w zapłodnieniu?
– Żyje w ulu przez kilka tygodni, nie przykładając się w żaden sposób do pracy ula.
– Wydaje się więc, drogi Maurycy, że obowiązki trutnia są bardzo ograniczone. Tobie nie udało się spełnić nawet tego jednego. Nie uważasz więc, że zasadne jest oczekiwanie od ciebie opuszczenia ula, w którym nie odgrywasz już żadnej roli?
– Prawdą jest, że nie dopełniłem obowiązku, jednak mam na to dobre wytłumaczenie. Spałem, gdyż byłem wyczerpany zachwytem, jaki wzbudził we mnie twój idealnie zorganizowany rój.
– Co cię tak zachwyciło?
– Rój twój przedstawia się światu wielością form, każda z nich jest piękna – i osobno, i jako część całości. Ciągłość pokoleń i łańcuchów wykonywanych prac sprawiają wrażenie porządku zakotwiczonego w wieczności. Każdy osobnik roju jest niczym koło zębate dobrze naoliwionej maszyny. Całość przypomina piękny organizm, przed którego doskonałością i mocą klękać powinna cała natura. Zachwyciło mnie inherentne dobro eusocjalności roju, w którym dla każdego znajdzie się miejsce, nikt nie jest zbyteczny.
– Pięknie powiedziane. Czego więc oczekujesz, Maurycy, skoro nie zgadzasz się na wygnanie?
– Oczekuję skromnej komórki w plastrze, niedaleko leża mojej królowej. Oczekuję także pożytku regularnie dostarczanego i jednej robotnicy, która wietrzyć i sprzątać będzie mój malutki domek. Oczekuję warunków, w których możliwe będzie spokojne sławienie wielkości twojej i chwalenie piękna twego roju.
Nie odpowiedziała. Ulem wstrząsnął śmiech pomieszany z obrzydzeniem. Wybuch feromonów rzucił mnie na kolana, a robotnice wypchnęły mnie w kierunku komórki izolatki, gdzie miałem przebywać do uroczystego wygnania zaplanowanego na jutro. Czekała mnie zatem śmierć. Po raz pierwszy od bardzo dawna pomyślałem o Antoninie – robotnicy, która dokarmiała mnie, gdy byłem jeszcze larwą. Teraz wydało mi się zrozumiałe, dlaczego pod koniec życia, gdy stała się już zbieraczką, pracowała z takim zapałem. Widocznie bliskość śmierci sprawiła, że poczuła się wolna, gotowa zacząć wszystko od początku. Ja również byłem przygotowany na to, by przeżyć wszystko od nowa, ponieważ porzuciłem wszelką nadzieję. Tej nocy, pełnej znaków i gwiazd, po raz pierwszy pozwoliłem się ogarnąć tkliwej nieczułości świata. Czując, że tak jest on do mnie podobny, tak braterski, pojąłem, że byłem szczęśliwy. Że jestem nadal. I aby wszystko się dopełniło, żebym poczuł się mniej samotny, pozostało mi jeszcze pragnąć, by w dniu mojego wygnania było dużo omatidiów i przyoczek we mnie wpatrzonych oraz by wszyscy powitali mnie feromonami nienawiści.