
Co delegację „Przekroju” spotkało w Marinaledzie, hiszpańskiej miejscowości, gdzie rządzi burmistrz rewolucjonista.
– Po co się umawiać na konkretny dzień i godzinę? My tu zawsze jesteśmy.
– A señor alcalde o której przychodzi?
– Burmistrz jak przyjdzie, to przyjdzie.
– Specjalnie lecimy z Polski porozmawiać o tej waszej utopii. Co będzie, jak nie przyjdzie?
– Przyjdzie.
Takich rozmów telefonicznych odbyliśmy dwie i ze skutkiem w obu przypadkach podobnym: nie udało nam się umówić. Cóż, to Hiszpania, obyczaje tu są trochę inne. Oprócz tego to Marinaleda, miasteczko utopia, więc tym bardziej nie możemy spodziewać się, że wszystko odbędzie się tak, jak sobie wyobrażamy. Nie pozostaje nam nic innego jak polecieć do Sewilli i pojechać 80 km w stronę Kordoby, licząc na to, że jakoś uda nam się dotrzeć do legendarnego alcalde, czyli burmistrza.
Juan Manuel Sánchez Gordillo to młody duchem 66-latek. Z zawodu nauczyciel historii, burmistrzem Marinaledy jest od 1979 r. Głośno było o nim, kiedy sześć lat temu zorganizował najazdy na supermarkety, podczas których jego współpracownicy wynosili ze sklepów jedzenie, następnie rozdawane biednym rodzinom. Jednak nie ta akcja spowodowała, że Marinaledę nazwano urzeczywistnioną utopią, ale fakt, że burmistrzowi udało się zlikwidować biedę, bezrobocie i problem mieszkaniowy w miejscowości, którą zarządza.
***
Docieramy do Marinaledy w środę późnym popołudniem i idziemy na spacer po miasteczku, niewielkim andaluzyjskim pueblo – około 2,5 tys. mieszkańców. Duży park, obsadzony czerwonymi różami, spory stadion, szkoła, przedszkole i oczywiście liczne bary. W herbie, który zdobi urząd miasta, napis: Una utopía hacia la paz – przez utopię do pokoj