Jak wymierają niektóre języki ludzkie, tak umiera też śpiew wielu ptaków wypieranych przez bardziej agresywne i lepiej dostosowane do życia w zurbanizowanej przez człowieka przestrzeni. Tymczasem rozróżnianie tego śpiewu, choć jest sztuką trudną i pracochłonną, może także stać się wspaniałą pasją życiową.
Królik-królik – usłyszałam pewnej nocy zza okna, na tyle dobitnie, że tajemniczy głos wyrwał mnie ze snu. Złapałam za kartkę i ołówek, które nauczyłam się już wtedy trzymać na stoliku na wypadek zapisania niespodziewanego pomysłu, a rano, po przebudzeniu, zaczęłam śledztwo w Internecie. Nie znalazłam odpowiedzi, jaki ptak mówi królik, więc postanowiłam zmienić metodę i skupić się na odsłuchiwaniu nagrań ptasich głosów. Któreś z kolei potwierdziło, że miałam do czynienia z samicą puszczyka. Gdybym była przesądna, przejęłabym się („Gdy się puszczyk drze, to się djabły radują” – takie przysłowie przytacza etnograficzny przewodnik Śmierć w obrzędach, zwyczajach i wierzeniach ludu polskiego, dodając, że w Niemczech nazywają tego uroczego przecież ptaka Totenvogel, czyli ptak zmarłych). Zamiast tego jednak zainteresowałam się głosami ptaków i tym, jak je zapisać. Przewodniki, z których korzystałam, mówiły bowiem, że pani puszczykowa pohukuje jednak nie królik, lecz kjuwit.
Halo! O, halo lo lo lo lo! Tu tu tu tu tu tu tu
Moje pierwsze próby rozszyfrowania sygnałów z „ptasiego radia” były dość frustrujące. Ileż to razy zdarzało mi się, że podczas spaceru w lesie słyszałam nieznany mi jeszcze głos albo zwracałam uwagę na taki, który wcześniej mi się wymykał. Próbowałam zapamiętać, powtarzając sobie po cichu, ale po powrocie do domu zwykle okazywało się, że głos, który wydawał mi się bardzo charakterystyczny, wyparował z głowy. Znałam oczywiście atlas ptaków prof. Jana Sokołowskiego (Ptaki ziem polskich, t. 1–2, Warszawa 1972), którego „tłumaczenia z ptasiego na polski” wytyczyły standard zapisu i łatwo zapadały w pamięć. Zaganiacz wołał więc: bije-bije-bije, zbił-zbił-zbił, kto to widział, kto to widział, okrąglutki raniuszek – dz dz serrp si titi, kuropatwa – dziurryk, cerrwik, kirryk… O tym, jaki wpływ na wyobraźnię pokoleń czytelników miał przewodnik z dudkiem na okładce, przypomina wiersz Jerzego Ficowskiego:
Panie profesorze Sokołowski
pan nie był ornitologiem
pan był ptakiem
wszystkich gatunków i odmian
uczył nas pan prawiedzy
wicia gniazd
i poprawnej wymowy
ptasich dialektów […]
Ćwir ćwir świrk! Świr świr ćwirk!
Dźwiękonaśladowcze są również czasowniki określające ptasią mowę. Kukułka kuka, wróbel ćwierka, a gołąb grucha. Od śpiewu wilgi pochodzi jej ludowe imię – Zofija. Oczywiście to skojarzenia piękne, poetyckie, ale też dość umowne. Pytam więc ornitologa, jak początkujący słuchacz ptasich koncertów może nauczyć się rozpoznawać poszczególne głosy. „Tak, tłumaczenie prof. Sokołowskiego śpiewu trzciniaka jest najbardziej znane w świecie ptasiarzy: ryba-ryba-rak-rak, świerzbi-świerzbi-drap-drap, stary-stary-kit-kit-kit. My, ornitolodzy, traktujemy takie skojarzenia raczej jako anegdoty, choć w edukacji ekologicznej takie tłumaczenie jest skuteczne, pomaga w nauce okazjonalnym obserwatorom ptasiego życia” – mówi dr Jacek Betleja.
Już na początku potwierdza się prawda oczywista, ale ważna: ćwiczenie czyni mistrza. „Chodzenie, obserwowanie, słuchanie to najskuteczniejsza, ale długotrwała metoda nauki. Z reguły nie zapamiętamy głosu za pierwszym razem – uprzedza mój rozmówca i dodaje, że na początek warto uważnie się rozglądać i równocześnie nasłuchiwać. – Dobrze jest powiązać głos z obrazem, co często nie jest łatwe. Najlepiej wybrać się na spacer z kimś już doświadczonym, który pomoże rozpoznać popularne głosy. Albo przynajmniej z kimś, kto ma słuch muzyczny. Zwykle takie osoby łatwiej rozpoznają głosy ptaków, identyfikują je w szumie, który nas otacza” – mówi dr Betleja. Dodaje też, że choć może się to wydawać oczywiste, warto zacząć od absolutnego abecadła, czyli najprostszych głosów, bo i tam mogą czekać na nas pułapki. „Każdy potrafi rozpoznać kukułkę czy bociana. Kukułka ma głos donośny i prosty, choć można pomylić go z głosem sierpówki, bardziej stłumionym, o podobnej rytmice” – ostrzega. Gdy już wyłapiemy je z otoczenia, możemy spróbować zbudować skojarzenia. Ale podobnie jak z onomatopejami, te bywają zawodne. „Głos bąka często porównuje się do tego, jakby ktoś dmuchał w butelkę, albo do odległego ryku krowy. Natomiast głos bączka bardzo przypomina szczekanie psa. Oba głosy tych skrytych czapli można usłyszeć niedaleko zabudowań gospodarskich i o pomyłkę z głosami udomowionych zwierząt bardzo łatwo. Śpiew pospolitego kopciuszka przypomina odgłos, który powstaje, kiedy wylejemy wodę na rozgrzaną blachę, choć ja akurat nie do końca mam takie same skojarzenia”.
Zakukała: kuku! kuku! Na to dzięcioł: stuku! puku!
Ptaki śpiewające, te najciekawsze, to już wyższa szkoła jazdy. „Głosy ptaków śpiewających są trudniejsze, nawet tych popularnych, jak bogatka, strzyżyk, słowik. Mają możliwości anatomiczne, by wydawać skomplikowane dźwięki, trudniejsze do zapamiętania. Oprócz śpiewu mają też spory repertuar głosów kontaktowych i ostrzegawczych” – wyjaśnia dr Jacek Betleja. Zaglądam do mojego starego przewodnika: rozśpiewany samiec bogatki powtarza: cicibej lub si si trn, ale uwaga, łatwo pomylić go z ziębą (pink)! Strzyżyk z kolei woła: czek i drrr. U mnie zawsze budziły skojarzenia już z epoki zdecydowanie przemysłowej: bogatka – z metalowym pokrętłem albo zawiasem, a strzyżyk – ze starym sygnałem telefonu. Słowik, którego mam szczęście słyszeć często w ciepłe dni wiosny blisko domu, przywodzi mi na myśl sprzęt biurowy, drukarkę czy uruchamiającego się laptopa… nawet nie umiałabym tego zapisać. Wygląda na to, że nie ma uniwersalnego klucza. „Dlatego nauka wymaga skupienia i obserwacji. Ptakiem śpiewającym, największym, jest też kruk. Rzadziej się go spotyka, ma prosty głos, ale jest inteligentny i umie naśladować inne ptaki. Profesor Simona Kossak miała kruka Koraska, który umiał mówić wyuczonymi zdaniami” – opowiada dr Betleja i dodaje, że do ptaków śpiewających zalicza się również sójkę.
Ją akurat znam doskonale. To ptak twardziel, zimą niebojący się mrozu, latem złodziej czereśni. Gaduła i poliglota. Podszywa się nie tylko pod słowiki czy drozdy, lecz także pod jastrzębie, a czasem w ogóle nie pod ptaki – świetnie imituje na przykład głos kota. Zdarzało mi się kiedyś stać pod drzewem, słuchając dźwięku podobnego do drzwi wymagających naoliwienia albo bardzo awangardowej partii wiolonczeli. Nie była to jednak też łamiąca się gałąź, bo po dłuższej chwili zobaczyłam charakterystyczne rude i niebieskie piórka. Sójce zapewne wiele razy udało się wystrychnąć ludzi na dudka… który to dla odmiany, choć spotykany raczej rzadko, także po głosie może pomylić się nam z zupełnie innym stworzeniem – w atlasie profesora Sokołowskiego czytamy, że jego ududud przypomina… szczekanie psa słyszane z daleka.
„Zdarza się, że ktoś próbuje zidentyfikować dźwięk, przekonany, że właśnie słyszy nieznanego ptaka, a okazuje się, że to skrzypiąca huśtawka czy wręcz nagrania odstraszające ptaki, które ktoś puszcza w otwartej przestrzeni. Otrzymuję czasami takie prośby o identyfikację” – mówi dr Betleja, po raz kolejny utwierdzając mnie w przekonaniu, że rozpoznawanie ptasich głosów to prawdziwy labirynt.
Czajka woła: czyjaś ty, czyjaś? Byłaś gdzie? Piłaś co? Piłaś, to wyłaź!
Na szczęście z pomocą przychodzą nowe technologie. „Teraz można zwizualizować głos ptaka poprzez sonogram, czyli graficzny zapis dźwięku dostępny na stronie internetowej, gdzie są dziesiątki tysięcy głosów z całego świata” – pociesza mój rozmówca. Sonogram przydaje się zwłaszcza wzrokowcom: różne głosy mają różny „wygląd” i pomagają budować skojarzenia. Dr Betleja poleca szczególnie stronę Xeno-canto, na której można znaleźć wszystkie ptaki świata, i aplikację Collins Bird Guide na smartfony, dzięki której łatwiej będzie poradzić sobie od razu w terenie. „Ale przede wszystkim samemu nagrywać, pytać. To pomaga również w rozwoju nauki obywatelskiej. Bioakustycy z ośrodka w Poznaniu badają zróżnicowanie dialektów trznadla w skali kontynentalnej, dzięki temu, że wielu obserwatorów z różnych krajów zbiera nagrania i wrzuca je na stronę” – mówi.
Skoro mowa o bioakustyce, od razu pytam, czy ptasie głosy zmieniają się wraz z naszym środowiskiem. Można się chyba tego spodziewać w epoce tak szybkich i drastycznych przemian. „Obecnie standardy są oparte na rejestracji cyfrowej i analizie odpowiednimi programami. Dlatego byłyby łatwiejsze do zauważenia – mówi dr Betleja – gdyby 20–50 lat temu używano takiego samego sprzętu”. Dodaje on też, że to, co można wychwycić na własne uszy, to różnica w audiosferze, czyli przestrzeni dźwiękowej miast. Niektóre powszechne wcześniej skrzydlate gatunki zanikają w szybkim tempie, podczas gdy pojawiają się inne. Wkrótce rzadkością będzie swojski wróbel („powszechnie znany i pospolity w pobliżu zabudowań, głos wabiący i śpiew: cilp szelp errr tetet” – wyjaśniał przewodnik prof. Sokołowskiego).
„W Londynie wróbli było kiedyś bardzo dużo. 10 lat temu powiedziano mi, że jeśli zobaczę w Hyde Parku wróbla i zrobię mu zdjęcie, dostanę skrzynkę whisky – mówi dr Betleja. – Oczywiście mi się nie udało. Prowadziłem też badania w Gliwicach, w zwartej zabudowie wokół rynku. W ostatnich 20 latach liczebność wróbla zmalała dziesięciokrotnie. Obecnie na powierzchni 15 hektarów żyje tylko 10 par, a kiedy zaczynałem, było ich ponad 100”.
Aż chce się powtórzyć za poetą: „kochajcie, dziewczęta, wróbelka, kochajcie, do jasnej cholery”, bo zaraz już go tu nie będzie! Dlaczego? „Nie ma twardych dowodów na konkretne czynniki wpływające na taki stan rzeczy, ale zapewne jest ich kilka – wyjaśnia dr Betleja. – Wzrost populacji ptaków drapieżnych, inna struktura coraz bardziej wybetonowanej przestrzeni, mniej trawników. Przez to zmniejsza się dostępność owadów, którymi wróble karmią pisklęta. Trudniej też zdobyć pożywienie w postaci resztek, od kiedy śmieci są workowane. Na pewno negatywny wpływ ma także skażenie powietrza, szczególnie to ze spalin samochodowych. Wreszcie przez ocieplanie budynków i zamykanie nisz czy dziur w ścianach znikają miejsca gniazdowe. Na szczęście na Śląsku większość ocieplanych budynków ma już montowane budki dla jerzyków, z których korzystają również wróble” – wyjaśnia dr Betleja. Jak widać, nie trzeba wcale obłąkanego pomysłu dyktatora, by wróble zniknęły (w latach 60. Mao Zedong wydał rozkaz wybicia tych ptaków w Chinach, bo wyjadały ziarno, co z kolei doprowadziło do plagi szarańczy i głodu), wystarczy więcej betonu, smogu i plastiku.
Więcej słyszy się za to gołębi – ale nie takich samych. Między trzema najpowszechniejszymi gatunkami trwa konflikt i jeśli wydawało się wam, że rzadziej słyszeliście ostatnio melancholijne hu huuu-hu sierpówki (synogarlicy), to wasza intuicja była słuszna. „Trzy gatunki gołębi, miejski, sierpówka i grzywacz, konkurują ze sobą o pożywienie i miejsca gniazdowania. Najlepiej radzi sobie grzywacz. 28 lat temu zaczął gniazdować w centrum Gliwic – mówi dr Betleja – teraz mamy już kilkanaście gniazd”. Wcześniej we Wrocławiu stwierdzono taką ekspansję grzywacza na dużo większą skalę. W głąb lądu wędrują też stopniowo mewy. „Mewa śmieszka wykorzystuje dostępność pokarmu w pobliżu człowieka, zjada jedzenie dla kaczek czy łabędzi, od których jest szybsza. Drugi gatunek w ekspansji to mewa białogłowa, która żywi się na wysypiskach śmieci. Tam może koncentrować się nawet kilka tysięcy ptaków. Te ptaki, które potrafią zagospodarować resztki, radzą sobie najlepiej” – podsumowuje mój rozmówca. Coraz częściej możemy więc widzieć, „jak mewy ósemki kreśliły”, i słyszeć ich przenikliwe ke ke pieeee w głębi lądu.
Przepióreczka: chodź tu! Pójdź tu! Masz co? daj mi! rzuć tu! rzuć tu!
Nauka rozpoznawania ptasich głosów nie jest łatwa, a do tego, jak widzimy, stan wiedzy ulega nieustannej zmianie. Czy jednak warto przysłuchiwać się uważnie? Oczywiście. „Ludzie czują się spokojniejsi, gdy słyszą ptaki, ponieważ przez tysiące lat ludzie nauczyli się, że ptaki śpiewają, gdy są bezpieczne, a gdy przestają, to powód do niepokoju. To również naturalny budzik, ptaki zaczynają odzywać się o świcie, więc ich głosy stymulują nasz umysł” – pisał przyrodnik Julian Treasure. Z kolei Eleanor Ratcliffe, badaczka z University of Surrey w Anglii, dowodzi, że słuchanie ptaków wpływa pozytywnie na nastrój – pod warunkiem jednak, że przeważają głosy niezbyt ostre, melodyjne (czyli ekspansja mew dobrze nam nie wróży). W praktyce wykorzystali tę wiedzę projektanci strefy relaksu na amsterdamskim lotnisku Schiphol, gdzie można popatrzeć na rośliny i odprężyć się przy ptasim trelu. Podobna ścieżka dźwiękowa towarzyszy… kociej kawiarni w Warszawie, jednak, co ciekawe, kotom wcale to nie przeszkadza.
Ludziom zaś dodatkową satysfakcję przynieść może samo uczenie się ptasiego głosu. „Ilość energii, którą należy włożyć w to, żeby rozpoznać skrzydlate dźwięki, sprzyja temu, żeby zapamiętać je na długo” – zachęca dr Betleja.
PS Pracy nad tym tekstem towarzyszyło około 10 kilkugodzinnych plików nagrań z głosami ptaków na YouTubie. (Śródtytuły pochodzą oczywiście z wiersza Ptasie radio Juliana Tuwima).