Jak wygląda wiosna na Antarktydzie? Prezentujemy „wiosenne” zdjęcia z wyprawy w te odległe rejony, których autorem jest Maciek Jabłoński.
Polski jacht S/Y „Selma Expeditions” w połowie października 2018 r. wyruszył w miesięczny rejs, by eksplorować odludne tereny Antarktydy podczas tamtejszej wiosny.
12-osobową załogą dowodził kapitan Piotr Kuźniar, który kilkanaście lat temu zamienił zwykłe życie na życie pod żaglami. Można śmiało powiedzieć, że aktualnie jest jednym z najbardziej doświadczonych skiperów pływających po wodach w tej części świata. Na morzu spędza większą część roku, uprawiając „odludne pływanie”. Zapuszcza się w pierwotne i wciąż jeszcze dziewicze miejsca naszej planety, gdzie nic nie jest podane na tacy. Przełomowym rejsem „Selmy” była 3-miesięczna podróż w 2015 r., podczas której załoga dotarła na najzimniejsze morze na świecie, Morze Rossa.
W październiku 2018 roku Antarktyda powitała „Selmę” śniegiem, gradem, silnym wiatrem. Typowa wiosna w tym rejonie świata. Wiele miejsc nadal było niedostępnych. Spore ilości śniegu czasami uniemożliwiały zejście na brzeg. Jednocześnie temperatury były już łagodniejsze niż we wcześniejszych miesiącach.
Rejsy w te rejony nigdy nie są łatwe i zazwyczaj rozpoczynają się latem. Jest wtedy najmniej lodu, można dopłynąć do większej liczby miejsc, wieją nieco słabsze wiatry. Wiosenne wyprawy są więc rzadkością.
Jednak to właśnie w tym okresie można liczyć na większą interakcję z zamieszkującymi Antarktydę zwierzętami. Wiosną jeszcze nie dobierają się one w pary i dopiero zaczynają szukać miejsca do gniazdowania. „Miałem wrażenie, że pingwiny na pingwiniskach czasami były bardziej zainteresowane nami niż sobą nawzajem. Pamiętam, jak pewnego razu stałem na czapie śniegu skupiony na filmowaniu i nagle usłyszałem dźwięk chlupania, odwróciłem się, a metr za mną stało pięć pingwinów i przypatrywało się temu, co robiłem” – wspomina jeden z uczestników wyprawy, fotograf i filmowiec Maciek Jabłoński.
„Selmę” mijały też małe stada wielorybów, załoga spotykała lamparty i słonie morskie, zdarzały się foki oraz mnóstwo ptaków, np. nawałniki Wilsona (Wilson’s storm-petrels), które nieustannie latały wokół jachtu. W Cieśninie Drake’a, na środku oceanu, gdzie 10 w skali Beauforta to chleb powszedni, te małe ptaki przypominające nasze rodzime jaskółki dodawały otuchy fotografowi, zmęczonemu chorobą morską i trudnymi warunkami panującymi na jachcie.
„Skoro ten ptaszek mi towarzyszy, żyjąc pośrodku niczego i nie mając żadnego miejsca, w którym mógłby sobie przycupnąć, to dlaczego ja miałbym sobie nie poradzić?” – pocieszał się Maciek.
„Ta kraina oddaje ci się w całości. Jest piękna, ale też groźna. Jako gatunek z zewnątrz możesz ustawić się w typoszeregu z wielorybami, pingwinami itd. Żyjesz tam na tych samych prawach. Musisz sobie radzić tak samo jak te wszystkie zwierzęta, bez pomocy z zewnątrz” – mówi.
Maciek Jabłoński:
Fotograf „National Geographic”, filmowiec, współtwórca studia F11 (f11-studio.pl), absolwent Politechniki Śląskiej i poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Najlepiej czuje się w reportażu społecznym i dokumencie. Jedną z jego ostatnich realizacji filmowych jest film Kilithon dokumentujący najwyżej startujący maraton na świecie – ze szczytu Kilimandżaro. Kocha góry, podróże w mało uczęszczane zakątki świata, jest amatorem wspinaczki górskiej i biegaczem ultra. Jego zdjęcia były publikowane m.in. w magazynach „National Geographic”, „ULTRA”, „Trail”, „Traveller”.