
Czy objawy polskiego szaleństwa patriotycznego mogły dotykać też cudzoziemców? Sprawdzamy, co pewien Duńczyk zobaczył w Kraju Nadwiślańskim.
To, że Polacy pod zaborami chorowali na Polskę, wydaje się jasne, a nawet poniekąd uzasadnione. W XIX w. dla wielu w kraju i na uchodźstwie Polska stawała się nieledwie religią – idée fixe, głównym dążeniem życia i nierzadko samą raison d’être. Ofiary tej polskiej epidemii – wampiryzmu wysysanego z mlekiem matki – brały udział w powstaniach, walczyły na barykadach Europy, knuły spiski lub jak Mickiewicz robiły Polsce reklamę: „I rzekła na koniec Polska: ktokolwiek przyjdzie do mnie, będzie wolny i równy, gdyż ja jestem Wolność”.
To między innymi takim mistrzom politycznego marketingu jak Mickiewicz zawdzięczamy fakt, że przez długi czas w XIX w. sprawę polską udawało się przedstawiać jako walkę o wolność powszechną narodów i solidarność z uciskanymi.
Z pewnością wypromowanie Polski jako krainy wolności było majstersztykiem, zważywszy, że póki istniała, Rzeczpospolita była