Wirus polonofilii
i
Kołacz królewski - satyra I rozbioru Polski, ryc. z The London Magazine or Gentelman's Monthly Intelligencer, Londyn 1772 r.
Wiedza i niewiedza

Wirus polonofilii

Mikołaj Gliński
Czyta się 8 minut

W rocznicę odzyskania niepodległości przyglądamy się dziwnym Polaków relacjom z wolnością – a w tym przypadku dziwnym związkom z polskością nie-Polaków. Czy objawy polskiego szaleństwa patriotycznego mogły dotykać też cudzoziemców? Sprawdzamy, co pewien Duńczyk zobaczył w Kraju Nadwiślańskim.

To, że Polacy pod zaborami chorowali na Polskę, wydaje się jasne, a nawet poniekąd uzasadnione. W XIX w. dla wielu w kraju i na uchodźstwie Polska stawała się nieledwie religią – idée fixe, głównym dążeniem życia i nierzadko samą raison d’être. Ofiary tej polskiej epidemii – wampiryzmu wysysanego z mlekiem matki – brały udział w powstaniach, walczyły na barykadach Europy, knuły spiski lub jak Mickiewicz robiły Polsce reklamę: „I rzekła na koniec Polska: ktokolwiek przyjdzie do mnie, będzie wolny i równy, gdyż ja jestem Wolność”.

To między innymi takim mistrzom politycznego marketingu jak Mickiewicz zawdzięczamy fakt, że przez długi czas w XIX w. sprawę polską udawało się przedstawiać jako walkę o wolność powszechną narodów i solidarność z uciskanymi. Z pewnością wypromowanie Polski jako krainy wolności było majstersztykiem, zważywszy, że póki istniała, Rzeczpospolita była

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Dysortografia patriotyczna
i
Daniel Mróz - ilustracja z archiwum, nr 658/1957 r.
Wiedza i niewiedza

Dysortografia patriotyczna

Mikołaj Gliński

W stulecie odzyskania niepodległości przyglądamy się dziwnym Polek i Polaków relacjom z wolnością. Tym razem przybliżamy tajemniczą historię Marianny z Żeglińskich Dembińskiej i pytamy: czy aby zostać wzorcową polską patriotką, trzeba najpierw stać się… mężczyzną?

Warszawa, wrzesień 1831 r. Powstanie listopadowe dogasa. Rosjanie zdobywają kolejne szańce broniącego się miasta. Na Woli wkrótce padnie reduta nr 54 dowodzona przez generała Ordona, a rosyjska artyleria coraz mocniej ostrzeliwuje polskie pozycje. Wśród unoszących się dymów tylko jeden z walczących wydaje się nic sobie nie robić ze świszczących pocisków. Niczym komendant nie przestaje wołać na innych: „Stójcie śmiało! Kogo kula ma trafić, tego nie minie; Pan Bóg kule nosi”. „Spytałem, kto to był ten żołnierz. Odpowiedziano mi, że to w przebraniu żołnierskim pani Dembińska, wdowa po pułkowniku od weteranów” – wspominał jeden ze świadków tej sceny.

Czytaj dalej