Długo przymierzałem się do tego tekstu. Od dawna wiedziałem, że powstanie, ale trochę się bałem. Bo jak opisać arcydzieło ewolucji? Postaram się powstrzymać od nadmiernych zachwytów, ale będzie ciężko. Oto Darwin na dopingu.
Usłyszałem o tych zwierzętach na pierwszym roku biologii, na wykładzie profesora Umińskiego, jednego z najlepszych wykładowców w historii Uniwersytetu Warszawskiego. Elegancki pan z siwą bródką jak zwykle ze swadą opowiadał o wyprawie naukowej na Morze Śródziemne, w której uczestniczył jako młody naukowiec. Akurat doszedł do momentu, kiedy nieco zawstydzony starszy marynarz zapytał go: „Panie magistrze, a co to jest… Wygląda jak … (choć tu słowo to z ust profesora nie padło, w nagłej, nabrzmiałej od znaczeń ciszy wszyscy niespodziewanie usłyszeli krótki i popularny, choć umiarkowanie dyplomatyczny polski wyraz oznaczający męskie przyrodzenie) …i tak pływa” – tu słusznie zadowolony z siebie wykładowca (dzięki któremu usłyszeliśmy niewypowiedziane) wykonał kilka prostych posunięć płaską dłonią trzymaną kciukiem do góry. Ponoć marynarski opis był jednoznaczny, więc natychmiast i marynarz, i my 30 lat później dowiedzieliśmy się, że jest skorupiak, który nazywa się rawka, a widziany od góry wygląda jak samotny siusiak i „tak pływa”.
Później dowiedziałem się jeszcze, że rawki są czasem bardzo kolorowe i potrafią przywalić na tyle mocno, że trzymanie ich w akwarium jest niebezpieczne, bo się z niego wytłukują na wolność. I to właściwie tyle. Choć te informacje zapamiętałem na zawsze. Dziękuję, Panie Profesorze.
Olśnienie natomiast przyszło wiele lat później i nie naraz. Nie wiem, czy mógłbym je wtedy unieść.
Zacznijmy od tego, co to w ogóle są te rawki. Należą one do niezbyt licznego (około 170 gatunków), ale bardzo charakterystycznego rzędu morskich skorupiaków, zwanego ustonogimi albo ustonogami. Ich przedstawiciele pojawili się na świecie około 170 mln lat przed dinozaurami i niewiele się od tego czasu zmienili, co oznacza, że są kolejnym przykładem organizmów, które już dawno osiągnęły doskonałość i niczego zmieniać nie muszą. Nazwa rzędu nawiązuje do faktu, że wykorzystują pięć pierwszych par odnóży do pobierania pokarmu. Ustonogi z kolei należą do gigantycznej gromady pancerzowców, czyli najbardziej złożonych i rozwiniętych skorupiaków, wraz ze znanymi nam rakami, krabami, langustami, homarami, obunogami i równonogami, itp. Wśród nich ustonogi to jedyni żyjący przedstawiciele podgromady hoplitowców, przy czym skojarzenie z zakutym w zbroję greckim wojownikiem jest tu jak najbardziej uzasadnione. Jak sama nazwa wskazuje, wszystkie pancerzowce mają ciała osłonięte zbroją, podobnie jak u innych skorupiaków utwardzoną węglanem wapnia, a oprócz tego mają ciało podzielone na segmenty, dobrze wykształcone narządy gębowe, liczne odnóża kroczne. Większość z nich to zwierzęta rozdzielnopłciowe, choć niektóre należące tu pasożyty są obojnakami. Wszystkie ustonogie nie tylko są rozdzielnopłciowe, ale niemal połowa z nich tworzy związki monogamiczne i wspólnie wychowuje potomstwo, a to nie jest wcale takie częste, nie tylko wśród skorupiaków.
Ale to nie monogamia sprawia, że zwierzęta te są tak niezwykłe. Co najmniej dwie ich cechy czynią je nieporównywalnymi z innymi stworzeniami. Zacznijmy od tej bardziej przerażającej. To legendarne talenty bojowe rawek (wszystkie ustonogie są drapieżne). Do chwytania zdobyczy, a także do obrony przed wrogami służą im odnóża drugiej pary, przekształcone w straszliwą broń. Mniej więcej połowa gatunków ma na nich ostre kolce, którymi dźgają ofiary. Tę grupę po angielsku określa się jako spearers, czyli właśnie „nadziewacze”, „dzidownicy” czy „oszczepnicy” Jak łatwo się domyślić, jest to skuteczna broń i ustonogi posługują się nią wyjątkowo sprawnie, choć oczywiście w trakcie ewolucji nie tylko oni wpadli na taki pomysł. Moim zdaniem dużo ciekawsza jest druga grupa tych wojowników, tzw. smashers, czyli „rozwalacze”. Ich odnóża bojowe zakończone są buławą służącą, jak to buława, do tępego uderzania w przeciwnika. To właśnie oni wytłukują się z akwariów i to do nich należy chyba najlepiej znany z ustonogów, bajecznie kolorowa rawka błazen. Muszę przyznać, że nazwanie tego wojownika błaznem to jeden z bardziej jaskrawych przykładów nazewniczej beztroski. Po angielsku zwierzęta te określane są jako peacock mantis shrimps (czyli „pawio-krewetko-modliszki”), choć nie są ani krewetkami, ani modliszkami, a kolorów pawie mogłyby im tylko pozazdrościć, ale przynajmniej ta nazwa brzmi już odrobinę groźniej.
Rawka błazen może osiągać około 18 cm długości i ważyć około pół kilo. Potrafi ona też zadać najmocniejszy i najszybszy cios w królestwie zwierząt. Jej buławy uderzają w przeciwnika z prędkością 23 m/s (to około 50 razy szybciej, niż mrugamy okiem), przy przyspieszeniu ponad 10 g (takie jak pocisku średnicy 0,22 mm), z siłą 1500 niutonów uwalnianą w ułamku sekundy. Jest to ruch tak gwałtowny, że przy broni tworzą się tzw. komory kawitacyjne (po prostu woda nie zdąża zapełnić miejsca, gdzie przed chwilą były jeszcze odnóża rawki) wypełniające się parą wodną z momentalnie zagotowanej wody. Te próżniowe bąble wybuchają przy przeciwniku tuż po tym, gdy trafią go buławy rawki, więc właściwie każdy jej cios, to dwa uderzenia. Ofiara rawki może zginąć od takiej eksplozji, nawet jeśli jakimś cudem właściwy cios minął się z celem. Nic dziwnego, że rawki porównywane bywają z legendami kung-fu, takimi jak Bruce Lee, co jest nobilitujące raczej dla ludzi niż dla skorupiaków. One wyzwalają proporcjonalnie większą energię, w zupełności wystarczającą do stłuczenia pancerza czy skorupy dowolnego zwierzęcia, którym mają zamiar się posilić, lub zabicia czy skutecznego osłabienia kogoś, kto miał głupi pomysł, żeby posilić się rawką. Po takim ciosie mniejsze ryby rozpadają się na kawałki.
Jednak nawet w życiu rawki bywają momenty, gdy jest ona całkiem bezbronna. Podobnie jak wszystkie zwierzęta z zewnętrznym szkieletem, kiedy ustonogi rosną, ich pancerz pozostaje tej samej wielkości, więc co jakiś czas muszą go zrzucać (czyli linieć) i wytwarzać sobie następny, większy. Przez kilka godzin, kiedy ten nowy jeszcze nie stwardnieje, jego posiadaczka jest całkowicie bezbronna. Sęk w tym, że tylko ona o tym wie. Na czas linienia rawki kryją się w zakamarkach rafy, a jeśli w tak niestosownym momencie pojawi się jakiś przeciwnik, uciekają się do blefu. Przyjmują groźne pozy i straszą swoimi chwilowo miękkimi ramionami i mało kto jest na tyle odważny, żeby przekonać się, czy to poważna groźba. W robieniu dobrej miny do złej gry rawki są mistrzami.
Militarne zdolności ustonogich robią na mnie ogromne wrażenie, ale jako osobę nastawioną pacyfistycznie w jeszcze większy zachwyt wprawia mnie druga z ich niezwykłych cech. Nie wszystkie rawki są równie kolorowe jak błazny, ale wszystkie mają niezwykłe oczy. Ich oczy to najbardziej wyrafinowany system optyczny w świecie zwierząt. Czyli kolejny rekord.
Przede wszystkim każde z dwojga umieszczonych na ruchomych słupkach oczu to oko złożone, podobnie jak u wielu innych bezkręgowców. Ale oczy rawki nie tylko potrafią się ruszać niezależnie od siebie (podobną sztuczkę umieją np. kameleony). Dzięki swej wielkości i zdolności do wyostrzania obrazu w kilku miejscach jednocześnie każde oko rawki pozwala postrzegać głębię, czyli obraz w 3D. Tego już kameleony nie potrafią, które podobnie jak my potrzebują do tego dwojga oczu i porównania płynącej z nich informacji o świecie widzianym pod minimalnie różnym kątem. A rawka te różne kąty (w dodatku trzy, w odróżnieniu od naszych żałosnych dwóch) potrafi uzyskać już w jednym oku.
To nie koniec. Ludzkie oko potrafi postrzegać światło o długości fali od około 390 do 700 nanometrów i dość arogancko zakres ten nazywamy „światłem widzialnym”, choć powinniśmy raczej mówić „światło widzialne dla ludzi”. Zakres postrzegania rawki to 300–720 nanometrów, czyli potrafią one też widzieć w podczerwieni i w ultrafiolecie. Do tego jeszcze widzą polaryzację światła. Trzeba przyznać, że wiele zwierząt również przejawia część tych zdolności, ale ich połączenie to już sprawa wyjątkowa.
Ponadto za postrzeganie barw odpowiadają w naszych oczach komórki światłoczułe zwane czopkami. Typowo widzący człowiek posiada w oku trzy rodzaje czopków, szczególnie wyczulonych na światło o barwie czerwonej, zielonej i niebieskiej. Kombinacja sygnałów od tych komórek analizowana przez nasz mózg daje możliwość rozróżniania tysięcy barw. Motyle są od nas dużo bardziej pod tym względem utalentowane – mają aż pięć rodzajów czopków, więc mogą prawdopodobnie dostrzegać barwy, których nawet nie potrafimy sobie wyobrazić.
No. Brawo motyle. Ale rawka ma takich rodzajów czopków od 12 do 16! Więcej niż jakiekolwiek zwierzę na świecie. Co prawda niedawno opublikowane wyniki badań sugerują, że do analizy informacji wizualnej rawki posługują się znacznie wydajniejszym, ale prostszym systemem obróbki danych (jak dotąd nieodkrytym u innych organizmów), ale naukowcy dopiero próbują ten system zrozumieć. Ponoć rawki: „nie tyle rozróżniają poszczególne kolory, ile wykrywają je, skanując otoczenie, co pozwala im na szybsze reakcje i podejmowanie decyzji, a jednocześnie nie wymaga tak ogromnej mocy obliczeniowej jak w naszym przypadku”. Jeśli masz wrażenie, że nie bardzo rozumiesz to wyjaśnienie, to się nie martw – ja też. Dla mnie wystarczy świadomość, że ani my, ani nikt inny nie zobaczy lub nawet nigdy nie wyobrazi sobie tego, co widzą rawki. I im bardziej o tym myślę, tym bardziej mnie to zachwyca.