Kiedy dojeżdżamy do Pokrzydowa, do gospodarstwa Aleksandry i Mieczysława Babalskich, jest wczesne popołudnie. Słońca brak, zimno, jak to w styczniu. Żałuję trochę, że nie zawitaliśmy tu o innej porze roku. Wtedy może dotknęłabym świeżych owoców, poczuła zapach trawy. A tak – tylko szarość i chłód. Jeszcze nie wiem, jak bardzo się mylę.
1.
− Mamy dziś awarię w młynie – wita nas uśmiechnięty pan Mieczysław.
− Co się stało?
− A nic, kamienie się stępiły i trzeba je naostrzyć. Syn już naprawia. Zapraszam do środka.
W magazynie mijamy ogromne wory pełne ziaren.
− W promieniu 30 kilometrów jest nas około 100 rolników ekologicznych. Te ziarna to właśnie od nich. Będziemy z nich robić mąkę, makarony, kasze.
− Ale państwo też uprawiają zboże?
− Oczywiście. Poza tym rozmnażamy z banku genów. W Radzikowie pod Warszawą jest Instytut Hodowli i Aklimatyzacji Roślin, a w nim największy w Polsce bank genów. Trzymają stare gatunki i odmiany ziaren zbóż. Żeby nie straciły siły kiełkowania, co 20 lat muszą je przesiewać. Prawie 30 lat temu zaczęli je przesiewać u nas – mamy 50 poletek jarych i 50 poletek ozimych. Kiedy widzimy, że na tych poletkach coś nam ładnie wychodzi, możemy z tego wziąć 100 nasion, czyli cztery kłosy. Resztę zbierają oni i z powrotem do banku w słoje na leżakowanie. Z tych czterech kłosów po pięciu latach mam już na hektar – jak mi myszy nie zjedzą. Czyli koło 300 kilo nasion. I wtedy daję te ziarna innym rolnikom ekologicznym: temu na pół hektara, temu na pół. Nie, nie sprzedaję. Po prostu kiedy mi później dostarczają te wory zboża, które pani widzi, odliczam sobie to, co im wcześniej dałem, a za resztę płacę. O, a tu na przykład ma pani samopszę – dziką formę pszenicy, najzdrowszą. Jest najdrobniejsza i słabo plonuje, ale cena dobra, bo dochodzi do 7 tys. za tonę. Tutaj mamy płaskurkę i orkisz – to też gatunki pszenicy. Razem z samopszą tym się różnią od zwykłej pszenicy, że są oplewione.
− Oplewione?
− Ziarno siedzi w łusce, czyli plewie. I tę plewę potem rolnicy na paszę biorą. A tutaj jest jęczmień już gotowy do przetwórstwa – całe ziarno obłuskane i oszlifowane, czyli kasza pęczak. Można to też pociąć i wtedy mamy kaszę wiejską. Albo namoczyć i zrobić z tego płatki. O, a tu jare żyto.
Mieczysław bierze do ręki ziarna i wącha.
− To żyto do spalenia! – wydaje polecenie pracownikowi. – Pani powącha, jaki duszny zapach. Zagrzybione. Na paszę też się nie nada, bo szkodliwe. A piec to zje. Mamy specjalny piec na takie odpady właśnie. Powącha pani tamto żyto, czuje pani różnicę?
− Rzeczywiście, jak