O pracy mówimy głównie jak o zagrożeniu. Dla naszych praw – źli i wykorzystujący pracodawcy – oraz dobrostanu: Polacy się zaharowują. Albo odwrotnie, straszymy się jej brakiem: sztuczna inteligencja pozbawi nas zatrudnienia. A może dla odmiany porozmawiajmy o tym, jak praca nadaje życiu wartość i sens. I że wielu z nas lubi to, co robi.
Pani Małgosia jest naprawdę dobra w swoim fachu. Potrafi zaleczyć odleżyny, rozbawić i rozruszać pensjonariuszy. Z nią chodzą pod rękę, bez chodzików i wózeczków, odrywają zamglony wzrok od telewizorów – gawędzą, uśmiechają się. A praca jest ciężka. Dwunastogodzinne zmiany, bez etatu. Urlopy krótkie, bo kiedy jedna opiekunka odpoczywa, druga pracuje za dwie. Chętnych do tego zawodu – w starzejącym się społeczeństwie niezwykle potrzebnego, ale też najniżej wynagradzanego – brakuje. Wykonują go przeważnie niemłode kobiety, dysponujące wielką siłą troski, choć czasem nie wystarcza im tej fizycznej.
Na jedną opiekunkę przypada dziesięcioro seniorów. Trzeba podnosić i obracać niesprawne ciała, myć, karmić i poić. Ułożyć fryzurę, znaleźć w szafie ulubiony sweterek, wyszorować sztuczną szczękę. Po wielekroć tłumaczyć to samo, nie brać do siebie ataków złości, złośliwości, demencyjnej agresji czy niepamięci. Dbać nieustannie mimo braku poprawy, a nawet z gwarancją, że będzie gorzej. To towarzyszenie w starości i odchodzeniu, można powiedzieć: beznadziejna robota. A ona ją lubi. Widać to gołym okiem – w czułości, z jaką mówi do podopiecznych, w tuleniu i całowaniu, w ich wspólnych śmiechach, zaangażowaniu, z jakim szuka sposobów, by poprawić ich zdrowie i nastrój. Najwyraźniej jest do tego stworzona. Ma dyplom pielęgniarki, ale wybrała zajęcie, które w polskich realiach przypada osobom po krótkich kursach, coraz częściej Ukrainkom. W powszechnym odbiorze to jeden z najtrudniejszych zawodów. Trudno wyobrazić sobie, by ktoś chciał go wykonywać z własnej woli, do tego z pasją. A jednak.
Pani Beata nie odzywa się za często. Raczej mało mogłabym o niej powiedzieć poza tym, że jest niezwykle skromna, choć bardzo kompetentna. Liczy szybko, dokładnie i chyba się nie myli. Doradza dobrze i precyzyjnie. W porównaniu z innymi, którym powierzałam swoje finanse, okazywała się zawsze bardziej skrupulatna i sumienna, a także wobec mnie – w moim interesie – wymagająca. Tak długo jak opiekowała się moimi rozliczeniami, urząd skarbowy ani ZUS nigdy o nic się nie upomniały. Widywałyśmy się sporadycznie. Dnie spędzała w uporządkowanym, całkowicie pozbawionym ozdób biurze na dalekim krańcu miasta. Dziwiłam się, że wybrała takie miejsce. A ona wyjaśniała łagodnie, że jej tam dobrze, bo ma ciszę i spokój. Łatwiej się skupić. Przynosiłam jej czasem książki w podziękowaniu za precyzyjną troskliwość. Dziękowała z uśmiechem, choć nie wiem nawet, czy lubi czytać. Zapytałam raz, czemu się tym zajmuje. Uniosła ramiona i odwracając głowę w bok, jak nieśmiała dziewczyna, odparła: „Ja bardzo lubię być księgową”.
Więcej niż pieniądze
O termin do pana Darka niełatwo. Ma renomę. I trzy salony fryzjerskie, które założył razem z żoną 18 lat temu. Zatrudniają dziś ponad 130 osób,