Wysoka klamka Wysoka klamka
i
Denise Scott Brown w Las Vegas, fot. Robert Venturi/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates
Wiedza i niewiedza

Wysoka klamka

Lidia Pańków
Czyta się 9 minut

W 2013 r. świat architektury i dizajnu obiega bezprecedensowa petycja. Dwie studentki kursu podyplomowego wydziału projektowania na Uniwersytecie Harvarda wnoszą do komitetu nagrody Pritzkera o uznanie równoprawnych zasług Denise Scott Brown we wspólnej pracy z jej laureatem – Robertem Venturim, uważanym za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli nurtu postmodernistycznego w architekturze. Nominacja i przyznana w 1991 r. nagroda całkowicie pomijały zasługi jego żony i partnerki w biznesie, architektki i urbanistki Denise Scott Brown, z domu Lakofski.

Studiująca na Harvardzie Arielle Assouline-Lichten na przypadkowym blogu natyka się na filmowe wystąpienie osiemdziesięciokilkuletniej, żywotnej damy. Denise dała wypowiedź dla magazynu brytyjskiego „The Architects’ Journal”. Pokazała wystąpienie koleżance Caroline.

– Scott Brown to legenda – mówi współautorka petycji, Caroline James – a jej pominięcie jest przykładem zinstytucjalizowanego seksizmu.

Miejsce na szczycie

Para architektów poznała się w 1960 r., współpracowała od końca lat 60.: od 1967 r. byli małżeństwem, od 1969 r. – partnerami w spółce. Ramię w ramię tworzyli projekty urbanistyczne, gmachy publiczne i domy prywatne. Wykładali, wydawali głośne teksty teoretyczne, wykuwali nowe pojęcia. Zarażali charyzmą.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Petycję w obronie Denise podpisało około 13 tys. osób, w tym przedstawiciele światowej czołówki architektów: Rem Koolhaas, nieżyjąca już dziś Zaha Hadid, 11 laureatów Pritzkera i oczywiście sam Robert Venturi. Na głos o takim zasięgu zasłużona dama architektury musiała czekać aż 22 lata!

Co ciekawe, sama z wisielczą przenikliwością już w latach 70. przewidywała taki krzywdzący obrót spraw. W 1989 r. opublikowała napisany niemal dwie dekady wcześniej esej zatytułowany Room at the Top? Sexism and Star System in Architecture (z ang. Miejsce na szczycie? Seksizm i system gwiazdorski w architekturze – przyp.red.), w którym relacjonuje m.in., jak „na moich oczach i w pewnej mierze – w oparciu o naszą wspólną pracę – z Boba robiono architektonicznego guru”. Nie szczędziła krytyki szowinistycznemu światu architektów, którzy w białych rękawiczkach ignorowali zasługi kobiet. Opisała klubowe kolacje, na które projektanci byli zapraszani „bez żon” i spotkania z klientami, podczas których zebrani odmawiali udzielania Scott Brown głosu. Kiedy już głos zabierała i proponowała konkretne rozwiązania – nie patrzyli na nią i udawali, że padły z ust Roberta.

Denise Scott Brown (1978), fot. Lynn Gilbert (Wikimedia Commons)

Denise Scott Brown (1978), fot. Lynn Gilbert (Wikimedia Commons)

Twórcze dzieciństwo

Dzieciństwo Denise Scott Brown spędza z dala od wojennej zawieruchy i niszczącej destabilizacji, jaka dotknęła Europę. Rodzina mieszka na obrzeżach Johannesburga w pięknej, nowoczesnej willi zrealizowanej w Międzynarodowym Stylu. Zaprojektował ją, specjalnie dla Shima i Phyllis Lakofski, małżeństwa Żydów pochodzenia litewskiego i łotewskiego, Norman Hanson z trio architektonicznego Hanson, Tomkin, Finkelstein.

Atmosferę elegancji, wyrafinowania i lekkości widać na zdjęciu wykonanym najprawdopodobniej w 1932 r. Urodziwa młoda kobieta w jasnej sukience z motylkowymi rękawami uśmiecha się bez wysiłku. Obok niej, w środku kadru stoi kilkunastomiesięczna dziewczynka w trapezowym ubranku i kapelusiku. W jej postawie można dostrzec ciekawość i zdecydowanie – taka jest Denise Scott Brown do dziś. Za matką i córką widać smukłe pilotis – słupy unoszące stojący w tle budynek ponad powierzchnię – jeden z pięciu punktów programu nowoczesnej inżynieryjnej architektury, sformułowanego przez Le Corbusiera. Rodzina otacza się podobnymi sobie emigrantami z Europy, którzy zdołali uciec w obliczu narastającego nazizmu. Środowiska kreatywne inspirują się sztuką i rzemiosłem afrykańskich rdzennych kultur. I choć – jak będzie wspominać architektka po latach, dorastająca młodzież zdaje sobie sprawę z rasizmu białych, a czasem pada ofiarą zachowań antysemickich ze strony kolegów, dominuje postawa otwartości na różnorodność i „innego”. Okaże się to szczególnie ważne wobec napływających z Europy tragicznych wieści o wymiarze niemieckich zbrodni popełnionych na Żydach i innych mniejszościach.

Gordon Wu Hall, fot. Tom Bernard/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates

Gordon Wu Hall, fot. Tom Bernard/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates

Z tamtego okresu mała Denise zapamiętuje lekcję udzieloną przez nauczycielkę plastyki, również uchodźczynię, panią Rosę van Gelderen:

„Nigdy nie staniesz się twórcza, jeśli nie będziesz malować tego, co cię otacza”.

Postawę otwartości mała adeptka sztuki wdroży do swoich zawodowych poczynań: będzie jedną z pionierek w misji przecierania nowych szlaków w architekturze, takich jak tworzenie powiązań z innymi dziedzinami i jawnej inspiracji fotografią, socjologią, masową obyczajowością.

„Nie możesz sobie pozwolić, żeby ignorować życie codzienne ze wszystkim, co ono niesie” – sparafrazuje lekcję panny Rosy van Gelderen w jednym ze swoich nośnych credo.

Kobieca domena

„Myślałam, że architektura to kobieca domena, bo wśród znajomych architektów miałam kobiety i moją matkę. A potem weszłam głębiej w świat architektury i nagle wszędzie pojawili się ci mężczyźni. Pomyślałam: Co oni tu robią?” – to jedna z prowokacyjnych wypowiedzi Denise Scott Brown.

Phyllis Lakofski, która dzieciństwo spędziła w Północnej Rodezji (dzisiejszej Zambii), swoje studia musiała przerwać, ale kultywowała przywiązanie do codziennej estetyki. Od małego córka mogła podziwiać jej akademickie szkice i wertować specjalistyczną literaturę zgromadzoną w domowej bibliotece.

Rodzinna willa zaprojektowana przez Normana Hansona – która będzie napawać dumą Denise i za młodu, i w dorosłości – zostaje oddana do użytku w 1934 r. (ta widoczna na zdjęciu z 1932 r. z pilotis, która musiała być tymczasową, równie okazałą i modną siedzibą Lakofskich). Silny związek z wyjątkowym domem da dziewczynce wyobrażenie o tym, jak długotrwałe i złożone uczucia może prowokować architektura. Pozwoli też myśleć konkretami, odwoływać do zmysłów innych niż wzrok, badać powiązania między bryłami, płaszczyznami i reakcjami, jakie wywołują.

„Przechowuję wspomnienia silnych emocji, jakie budziły we mnie modernistyczne formy: wspinaczka na samą górę i chodzenie po płaskim dachu, zabawa w okręt na spiralnych schodach balkonowych, oglądanie idealnie okrągłych, wyciętych przez okna plam słońca wędrujących po ścianach sypialni czy dźwięk obcasów stąpających po wyłożonej ceramicznymi płytkami klatce schodowej”.

Ze wzruszeniem wraca pamięcią również do wysoko umocowanych klamek – znacznie wyżej, od tych sprzed rewolucji modernistycznej! Czy to aby nie owo fascynujące rozwiązanie wyznaczyło wysokie standardy wymagań stawianych samej sobie i innym?

Sama Denise rozwinie swoje projektowanie w innym, antagonistycznym wobec modernistycznego redukcjonizmu prezentowanym przez rodzinny dom nurcie, czyli w eklektycznym w swoich założeniach postmodernizmie.

Wydana w 1966 r. książka jej drugiego męża, Roberta Venturiego (pierwszy, Robert Scott Brown, zginął tragicznie), Złożoność i sprzeczność w architekturze będzie jedną z pierwszych prób wyłożenia koncepcji architektury „obfitości, niejasności i kontekstualizmu”. Denise mogłaby się podpisać pod każdą z tych idei.

Ale zanim dojdzie do kwestionowania pojęć klasycznego piękna i modernistycznego puryzmu, Denise Lakofski zdobywa mocne podstawy. Jej edukacja jest długa, pogłębiona i rozpięta między trzema kontynentami, jakby chciała zadośćuczynić wyrzeczeniom Phyllis. Najpierw Uniwersytet Witwatersrand w Johannesburgu (1948–1952), potem londyńska akademia Architectural Association School of Architecture (1952–1955) i wreszcie studia magisterskie na University of Pennsylvania w Filadelfii.

Przyszła międzynarodowa gwiazda ukończy dwa dyplomy – z urbanistyki (1960) i architektury (1965). Potem na stałe zwiąże się z dwoma prestiżowymi placówkami, kalifornijskimi uniwersytetami w Berkeley i Los Angeles. W 1966 r., a więc roku wydania Złożoności i sprzeczności, zaprasza Boba do udziału we wspólnej podróży. Kierunek: Las Vegas.

Pochwała codzienności

Na liście tego, czemu zdaniem Scott Brown warto się przyglądać z zaciekawieniem, są prowizoryczne formy dużej i małej architektury takie jak pawilony handlowe, szyldy, tymczasowe kawiarnie, fast foody, kina, kasyna, budki w kształcie zwierząt, neony, boiska, garaże i parki rozrywki. A więc cała banalna scenografia amerykańskiego życia, która w XXI w. rozlała się na dobre na resztę globu.

Pasja do tego, co nieładne, ale ciekawe znajdzie swój wyraz w głośnej książce Scott Brown, Venturiego i Izenoura Ucząc się od Las Vegas (polskie wydanie Karakter, 2013) okrzykniętej głosem sprzeciwu wobec corbusierowskiego perfekcjonizmu i funkcjonalistycznej czystki. Ale pean na cześć tandety i popularnych gustów nie jest naiwny – ma mocne ugruntowanie w demokratycznym i pozytywistycznym przekonaniu, że estetyczne zachwyty same w sobie nie mają wielkiego sensu. Ważne, aby umieć je przekazać szerszemu gronu odbiorców (dziś powiedzielibyśmy: „sprzedać”), a nie zadowalać się wyłącznie aplauzem elit. Książkę przetłumaczono na 18 języków. Nadal jest wznawiana i starannie edytowana.

Denise Scott Brown w Las Vegas, fot. Robert Venturi/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates

Denise Scott Brown w Las Vegas, fot. Robert Venturi/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates

Kariera partnerów rozłoży się aż na trzy dekady. Między latami 70. i 90. duet wdroży do swojego języka elementy najśmielszego postmodernizmu: asymetrię, cytaty i historyzm z całym niesionym przez niego chaosem kształtów.

Venturi i Scott Brown wezmą się za reprezentacyjne arterie, place i dziedzińce takie jak Franklin Court w Filadelfii (1976), dobudówka do gmachu Allen Art Museum Addition w Oberlin w stanie Ohio (1976), obiekty muzealne – w Seatle (1991) czy skrzydło Sainsbury rozbudowanej Galerii Narodowej Londynu przy ultraruchliwym Trafalgar Square (1991). Sprawdzą się również w miejskim planowaniu terenów wokół siedzib władz lokalnych, rewitalizacji zabytkowych dzielnic Teksasu i Florydy, kampusów i kompleksów budynków użyteczności publicznej.

Tucker House w Katonah (Nowy Jork), fot. Steven Izenour/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates

Tucker House w Katonah (Nowy Jork), fot. Steven Izenour/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates

Domy Trubeków Wislockich w Nantucket, fot. Tom Bernard/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates
Domy Trubeków Wislockich w Nantucket, fot. Tom Bernard/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates

Posiłkując się swoim wyczuciem historii, ironii, kontekstu, lokalnych uwarunkowań społecznej funkcji architektury, duet umebluje amerykańskie miasta.

Seria projektów luksusowych willi o zdumiewająco harmonijnych formach zdradza, że partnerzy rozumieją również oczekiwania bardziej snobistycznych i elitarnych zleceniodawców. Zaprojektowane na początku lat 70. domy Trubeków Wislockich na wyspie Nantucket w Massachusetts, Brantów w Connecticut czy Tucker House w Katonah w Nowym Jorku to piękne przykłady postmodernistycznych rozwiązań pozbawionych krzykliwości, prowokacji czy elementów kiczu. A już w pierwszej dekadzie XXI w. studio małżeńskie podejmie się zleceń na projekty publiczne w Chinach, kontynuując ścieżkę rewitalizacji, modernizacji i przebudowy amerykańskich kampusów.

Dłuższe spódnice i niższe obcasy

Rześka, z zaróżowioną twarzą, w jakościowych kardiganach, wzorzystych koszulach i barwnych apaszkach.

„Moja szafa jest wypełniona po brzegi. Staram się elegancko ubrać, bo to zawsze było dla mnie ważne. Jednak trzeba przywyknąć, że człowiek się starzeje, więc i moje spódnice stały się dłuższe” – mówi w typowym dla siebie żartobliwym tonie. Nie składa światu zażaleń. W wywiadzie dla magazynu „Design Boom” skarżyła się jedynie, że z uwagi na kondycję nie może już nosić obcasów i nie maluje ust szminką.

Fantazyjnej garderoby pozazdrościć jej mogą millenialsi: Denise Scott Brown uwielbia kolory, faktury i przyznaje się do częstych wizyt w szmateksach. Jedyne, czego jej brakuje, to poczucia, że może liczyć na audytorium tak często, jakby sobie życzyła:

„Najbardziej cenię te momenty, kiedy dostaję głos, żeby mówić o mojej pracy. W życiu codziennym nie zdarza się to zbyt często”.

Może dlatego całe życie pisała – w trosce, żeby ująć swoje śmiałe przemyślenia i uporządkować dynamicznie zmieniającą się materię miast, z którą przyszło się jej mierzyć.

W swoich tekstach wykracza poza architekturę, zapuszczając się w takie dziedziny jak sztuka, seksizm, pedagogika, biznes, konserwacja zabytków. Być może właśnie przez to wieloaspektowe podejście Scott Brown czuje się czasem nie dość poważnie traktowana.

Wnętrze National Gallery w Londynie, fot. Matt Wargo/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates

Wnętrze National Gallery w Londynie, fot. Matt Wargo/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates

Główne wejście do National Gallery w Londynie, fot. Matt Wargo/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates
Główne wejście do National Gallery w Londynie, fot. Matt Wargo/ Courtesy of Venturi, Scott Brown and Associates

„Kiedyś wydział socjologii PENN skategoryzował mnie jako osobę, która często zmienia profesje. Miałam odpowiedzieć na pytania kwestionariuszowe dla tego typu pomieszanych zawodowców. To bardzo powierzchowna interpretacja tego, co robię”. W sarkastycznym tonie dodaje, że to Bob (czyli Venturi) był przeznaczony architekturze jeszcze zanim przyszedł na świat. Ona, mimo imponującego dorobku, musiała bezustannie się dookreślać. Od nowa zadawać pytanie, co znaczy być architektką w XX w., co to znaczy być wykładowczynią, jakie te zawody niosą wyzwania i jakie nakładają zobowiązania.

„Przyglądałam się z bliska, jak wyglądało powolne wchodzenie kobiet do architektury. Na samym początku, kiedy wchodziłam na salę konferencyjną, zastawałam 500 białych facetów, jednego czarnego, a ja byłam jedyną kobietą”.

Korzystając z uwagi, jakiej udzieliła jej w 2013 r. w związku z petycją i ujawnionym skandalem kapryśna i zabiegana branża, Denise Scott Brown ostro krytykowała cały system przyznawania nagrody: „Potrzebowali aż 23 lat, żeby uhonorować kobietę (chodzi o Zahę Hadid nagrodzoną Pritzkerem w 2004 – przyp.aut.). Wcześniej nie byli w stanie nagiąć kryteriów nawet w najmniejszym stopniu”. Sam Venturi, choć w sędziwym już wieku i średniej formie, wyrażał dla żony i jej roszczeń pełne poparcie.

Czytaj również:

Akupunktura miejska Akupunktura miejska
Doznania

Akupunktura miejska

Zygmunt Borawski

Wyglądają niepozornie. Przynajmniej nie tak, jak wyobrażamy sobie pozujących na modeli współczesnych architektów. Pamiętam je dobrze ze studiów. W towarzystwie profesorów, w większości mężczyzn, wyróżniały się tym, że nie nosiły przez cały rok szalików, nie były w całości ubrane na czarno i nie jeździły białym ferrari. No i jako jedyne z ówczesnej kadry profesorskiej w Akademii Architektury w Mendrisio były finalistkami najważniejszej europejskiej nagrody architektonicznej. Zdobyły również Srebrnego Lwa na architektonicznym Biennale w Wenecji w 2012 r. I co rusz zwyciężają w kolejnych konkursach na budynki uniwersyteckie.

Shelley McNamara wygląda nieco jak katechetka. Plisowane, długie spódnice, szerokie swetry, krótko ścięte włosy i surowa twarz. Yvonne Farrell to jej przeciwieństwo. Przypomina piosenkarkę z lat 80. Często ma na sobie coś skórzanego. A to spódnicę, a to kurtkę. I te blond włosy, lekko bałaganiarsko ułożone. Jakby wiecznie była gotowa do wyjścia na scenę. Obie mają przyjemny tembr głosu. Spokojny i kojący. Do tego mówią z wyjątkowym irlandzkim akcentem. Na ich korektach siedzi się w ciszy i maksymalnym skupieniu. One nie prawią. Raczej wyrażają własne wątpliwości albo dyskretnie chwalą. Wszystko z gracją, ale i stanowczo. Z ich architekturą jest dokładnie tak samo.

Czytaj dalej